Juniorzy Pogoni Szczecin powalczą w niedziele ze swoimi rówieśnikami z SMS Łódź o odrobienie jednobramkowej straty z Łodzi i awans do finału mistrzostw Polski juniorów (początek meczu o g.16, boczne boisko przy ul. Twardowskiego, wstęp wolny).
Szczecinianie przegrali w pierwszym meczu 0:1, nie zaprezentowali wszystkich swoich walorów, zagrali zbyt pasywnie, trochę przerosła ich stawka. Mimo to mogli odnieść lepszy wynik. Mieli swoje sytuacje, świetnie w drużynie gospodarzy spisywał się ich bramkarz, zabrakło trochę szczęścia.
Podopieczni trenera Pawła Crettiego stoją przed trudnym zadaniem. W rewanżowym meczu na pewno zagrają przed sporą publicznością. Na pewno zdecydowana większość młodych graczy nie występowała jeszcze przed liczną widownią. Będą musieli zmierzyć się z rywalem, któremu nie zależy na pokazaniu dobrego futbolu, ale nastawionemu na wynik, sukces i chce tego dokonać prostymi środkami.
Doświadczony trener
Trenerem drużyny SMS jest Mirosław Dawidowski. To postać znakomicie znana w światku futbolu młodzieżowego w Polsce. To właśnie Dawidowski był najbliższym współpracownikiem Michała Globisza przy prowadzeniu reprezentacji juniorów, która odnosiła duże sukcesy.
Zespół złożony z piłkarzy rocznika 1982 najpierw został wicemistrzem Europy do lat 17 (rok 1999), a następnie mistrzem Europy do lat 19 (rok 2001). Mirosław Dawidowski później jeszcze przez kilka lat pracował z kadrami juniorskimi.
Ostatnią reprezentację, którą prowadził był zespół z rocznika 1997, w którym grali między innymi piłkarze Pogoni Szczecin: Paweł Marczuk, Marcin Gałkowski, Krystian Peda, czy Michał Walski. To był zespół, który w swoim reprezentacyjnym debiucie pokonał Niemców 5:3, trzy gole zdobył obecny młodzieżowy reprezentant Polski Dawid Kownacki, a spotkanie rozegrane zostało w Kołobrzegu.
Mirosław Dawidowski wychował w Łodzi takich piłkarzy, jak: Rafał Grzelak, Przemysław Kaźmierczak, Paweł Golański, Radosław Matusiak, czy Dawid Nowak. Obecnie skupia się na pracy w SMS Łódź. Jest tam nie tylko trenerem najstarszej drużyny juniorów, ale też trenerem koordynatorem całej szkoły.
Szkoła Michniewicza
Pierwszy mecz pokazał, że łodzianie nie zamierzają pokazać, czego się w klubie nauczyli, ale nastawieni są tylko i wyłącznie na wynik. Styl gry i taktyka były identyczne z tym, co szczecińscy kibice oglądali w wykonaniu dorosłej drużyny Pogoni, kiedy jej trenerem był Czesław Michniewicz.
Niemal cała drużyna znajdowała się za linią piłki, oddawała inicjatywę, nie kreowała gry, długimi podaniami chciała przedostawać się na połowę przeciwnika, a swoich szans szukała głównie po stałych fragmentach gry. Właśnie w ten sposób zdobyła gola.
Nawet dorosłe drużyny maja problem, żeby radzić sobie z zespołami preferującymi taką taktykę, dlatego można zrozumieć młodych portowców, że nie do końca poradzili sobie w pierwszym meczu w Łodzi. W rewanżu muszą być jednak bardziej konkretni.
Mecze w fazie medalowej mistrzostw Polski juniorów mają już określoną stawkę, gra idzie o konkretny kolor medali, przejście do historii. Pogoń w ciągu 69 lat tylko raz stawała na najwyższym stopniu podium, blisko powtórzenia osiągnięcia byłą przed rokiem, ale Legia w rewanżowym meczu w Szczecinie była dużo silniejsza.
Kształtowanie piłkarza
Przede wszystkim jednak mecze w fazie medalowej mają pokazać, jak kształtuje swoich młodych piłkarzy Akademia. Sposób grania, umiejętność kreowania boiskowych sytuacji, umiejętność radzenia sobie pod presją, z piłką przy nodze, pomysły na rozwiązywanie ataku pozycyjnego, kultura gry, to są elementy świadczące o filozofii gry w całej Akademii i Pogoń pokazała w Łodzi, że pod tym względem góruje nad rywalem zdecydowanie.
Wynik tego nie odzwierciedlał, nie zawsze tak jest w futbolu. Jeżeli portowcy w rewanżu zachowają spokój i zagrają trochę bardziej pobudzeni, bo tej energii trochę w Łodzi zabrakło, to powinni odrobić straty i mają duże szanse na awans do finału. Po raz drugi z rzędu.
Na pewno jest trochę niepokojące, że w dwóch ostatnich meczach nie zdobyli gola. Przegrali 0:1 w Łodzi, ale też 0:2 z Lechem w ostatnim spotkaniu sezonu zasadniczego. Też na wyjeździe. To może martwić, bo oznacza, że z naprawdę trudnym rywalem, który awansował do fazy medalowej, Pogoń nie potrafi strzelić gola. Sytuacje zespół jednak kreował, a na własnym boisku jest ekipą absolutnie w obecnym sezonie poza zasięgiem.
14 wygranych z rzędu
Drużyna Pawła Crettiego w całym sezonie na 15 spotkań rozegranych w Szczecinie tylko w jednym nie zdołała wygrać. Było to w inauguracyjnym spotkaniu sezonu, rozegranym jeszcze na początku sierpnia ubiegłego roku, czyli prawie rok temu.
W pozostałych 14 spotkaniach Pogoń już wygrywała i tylko w jednym z tych meczów różnicą zaledwie jednego gola. Było to też w sierpniu ubiegłego roku, w drugim meczu sezonu rozegranym w szczecinie z Football Academy. Pozostałe 13 spotkań szczecinianie wygrywali różnicą minimum dwóch goli.
Jeżeli zatem podtrzymają passę z 13 ostatnich meczów, to awansują do finału. Stać ich na to. Pogoń na własnym boisku była bezlitosna dla każdej drużyny. Z najgroźniejszymi konkurentami wygrywała u siebie różnicą trzech bramek – z Lechem 4:1, a z Arką 3:0.
W tym roku portowcy rozegrali sześć meczów w Szczecinie i padły w nich następujące rozstrzygnięcia – 6:0, 7:3, 4:0, 2:0, 4:1, 3:0. Łącznie stosunek bramkowy wyniósł 26-4. Z czterech straconych goli, aż trzy wbiło Zagłębie Lubin w meczu zakończonym wynikiem 7:3, będącym absolutnie jednostronnym widowiskiem na korzyść szczecinian.
Jeżeli portowcy wyjdą na rewanżowe spotkanie z dobrym nastawieniem psychicznym, zagrają na miarę swoich możliwości, to powinni odrobić straty i awansować do finału. Początek meczu na bocznym boisku przy ul. Twardowskiego, g. 16. Wojciech Parada