Legia Warszawa - Pogoń Szczecin 1:1 (0:1) 0:1 Kozulj (4), 1:1 Nagy (55).
Żółte kartki: Kowalczyk, Podstawski, Walukiewicz (Pogoń).
Sędzia: Paweł Gil (Lublin).
Widzów 22 000.
Legia: Cierzniak - Vesovic, Remy, Jędrzejczyk, Rocha (76, Wieteska) - Medeiros (33, Nagy), Antolic, Cafu, Martins (46, Niezgoda), Szymański - Carlitos.
Pogoń: Bursztyn - Stec, Walukiewicz, Malec (60, Fojut), Matynia - Kowalczyk, Podstawski, Drygas (73, Majewski), Kozulj, Hostikka - Żyro (65, Benyamina).
Pogoń wywalczyła w Warszawie punkt w rywalizacji z wciąż aktualnym mistrzem Polski. Dokonała tej sztuki po raz pierwszy od 17 lat. Przerwała tym samym passę wielu porażek, ponoszonych w stolicy w dość łatwy sposób, czasem wręcz upokarzających.
Szczecinianie zademonstrowali szczególnie w pierwszej połowie grę z pomysłem, zaprezentowali dużą jakość, zdominowali przeciwnika i należy tylko żałować, że zakończyli tą część gry z zaledwie jednobramkowym prowadzeniem. Zasługiwała na więcej.
Po przerwie obraz gry zmienił się, ale Pogoń nie poddała się. Nie dała się rywalowi stłamsić, nie pozwoliła mu na narzucenie własnego stylu gry. Legia częściej dochodziła do sytuacji, zdobyła wyrównującego gola, ale na więcej z ofiarnie grającą Pogonią nie było jej stać.
Portowcy po przerwie zagrali wręcz heroicznie, okupili swój występ kontuzjami dwóch czołowych graczy: Malca i Drygasa. Zmiennicy stanęli jednak na wysokości zadania. Utrzymali remisowy wynik, chcieli nawet go poprawić. Mieli na to w końcówce swoje sytuacje. Brakowało jednak już sił, precyzji i szczęścia.
Przed meczem optymizmu było jak na lekarstwo, Pogoń na osiem ostatnich meczów, wygrała tylko w jednym, straciła wiosną najwięcej bramek i miała postawić się rozpędzonej Legii. I zrobiła to. Od początku przejęła inicjatywę, szybko zdobyła gola, przejęła kontrolę w środkowej strefie boiska.
Pogoń była zespołem świetnie zorganizowanym. Wyczuwało się dużą pewność siebie, żaden z piłkarzy nie miał wątpliwości, że mecz można wygrać. Zespół na boisku robił wszystko, żeby zbliżyć się z piłką do bramki przeciwnika, nie było kalkulacji, odpuszczania, ani żadnego pozorowania. Oglądaliśmy zespół ambitny, zdeterminowany, z dużą jakością i przede wszystkim widać było po jego grze rękę trenera.
Pogoń była drużyną z planem i konsekwentnie dążyła do zwycięstwa. Przed przerwą oddała pięć celnych strzałów, znakomitej sytuacji sam na sam nie wykorzystał Żyro, w światło bramki trafiali również: Stec i Drygas. Gospodarze przed przerwą odpowiedzieli jednym celnym strzałem oddanym w samej końcówce. To był pokaz nowoczesnego futbolu w wykonaniu szczecinian i to na boisku kandydata do tytułu w meczu wyjazdowym i niemal decydującym o kolorze medali.
Po przerwie gra się zaostrzyła. Padający deszcz nieco utrudniał poczynania na boisku, więcej było przypadkowości. Groźnej kontuzji doznał Malec, który po chamsku został zaatakowany przez Rochę. Piłkarzowi Legii należała się czerwona kartka, ale jej nie zobaczył. Obawialiśmy się występu Fojuta, który zastąpił Malca, ale tym razem doświadczony 32-latek nie popełnił błędu, chronił nas przed utratą gola, zaliczył dobry występ.
Legia dążyła do wygranej, jednak nawet w końcówce nie zdołała przejąć całkowitej kontroli nad meczem. Nie zepchnęła Pogoni do rozpaczliwej defensywy, szczecinianie do końca myśleli nie tylko o zabezpieczeniu tyłów, ale tez próbowali atakować. Celny strzał Kozulja ponownie mógł znaleźć drogę do bramki, ale tym razem Cierzniak nie popełnił błędu.
Pogoń zanotowała honorowy wynik grając zespołem, którego średnia wieku wynosiła 23,2 lata, w którym grało trzech młodzieżowców, w tym jeden junior i zaledwie jeden obcokrajowiec. Proporcje godne podkreślenia zważywszy na fakt, że rezultat był bardzo dobry. ©℗ Wojciech Parada