W niedzielny wieczór dojdzie w Poznaniu do piłkarskiego szlagieru pomiędzy Lechem, a Pogonią (początek, g. 18). Konfrontacje tych drużyn mają długą i ciekawą historię.
W roku 1983 portowcy ograli Lecha 2:0 (gole: Marek Ostrowski i Jarosław Biernat), a Okoński niewiele pograł przy Marku Ostrowskim, którego do indywidualnej opieki nad najlepszym piłkarzem Lecha oddelegował trener Eugeniusz Ksol.
- To był misterny plan naszego trenera - wspomina Andrzej Rynkiewicz, pełniący funkcję kierownika drużyny. - Ostrowski był piłkarzem bardzo kreatywnym, ale też świetnym defensorem. W tym meczu Pogoń nie miała z niego wiele pożytku w akcjach ofensywnych, ale Lech pozbawiony był wsparcia Okońskiego, wyłączonego z gry przez Ostrowskiego.
- Jesienią 1983 roku przegraliśmy w Szczecinie 0:2, ale ja w przeddzień spotkania zatrułem się sokiem - wspomina Mirosław Okoński, legendarny piłkarz Lecha Poznań. - Nie byłem sam, jeszcze sześciu moich kolegów miało kłopoty zdrowotne. Spaliśmy wtedy w hotelu Reda, a nasza niedyspozycja była długo i szeroko komentowana.
Pół roku później obie drużyny spotkały się w ostatnim meczu sezonu. Lechowi do zdobycia mistrzowskiego tytułu potrzebny był remis, a Pogoń miała szansę po raz pierwszy w historii stanąć na pudle.
- Zremisowaliśmy 1:1, a ja zdobyłem gola z rzutu karnego - przypomina Okoński. - Mecz był bardzo nerwowy. Niby byliśmy blisko tytułu, ale wiedzieliśmy, że Pogoń ma silny zespół.
Przyjaźń z Justkiem
Okoński wchodził do drużyny Lecha, gdy grał już tam Mirosław Justek - były piłkarz Pogoni, który w Szczecinie spędził 9 sezonów.
- Przyjaźniliśmy się bardzo - opowiada Okoński. - Często wspominaliśmy ten mecz pucharowy, w którym Gwardia wygrała z Pogonią 1:0. Justek właśnie odszedł do Lecha i śmiał się, że z nim w składzie Pogoń wygrałaby, a ja zostałbym w tym Koszalinie na dłużej.
Okoński najbardziej pogrążył portowców w finale pucharu Polski w roku 1982. Zdobył jedyną bramkę i zapewnił swojej drużynie zwycięstwo 1:0.
- Rok wcześniej byłem jeszcze piłkarzem Legii - zauważa Okoński. - Ale też dałem się Pogoni we znaki w finale pucharu Polski. To bowiem po moim dośrodkowaniu jedyną bramkę meczu strzelił Topolski.
Okoński świetnie pamięta tą atmosferę, jaka towarzyszyła piłkarzom i kibicom Pogoni i Lecha. Cieszy się, że obie drużyny po pięciu latach przerwy znów zagrają w spotkaniu ekstraklasy.
- Tak naprawdę to starałem się zawsze odciąć od tych animozji - mówi Okoński. - To dziennikarze zawsze podgrzewają atmosferę. My piłkarze byliśmy na to odporni.
Jerzy Kopa do Pogoni trafił na początku października 1979 roku. Szczecinianie plasowali się na 12 miejscu w tabeli II ligi, byli w poważnym kryzysie, odwrócili się kibice. W roku 1980 postanowił wzmocnić drużynę piłkarzami z Poznania.
- Do Wielkopolski jechałem razem z Lucjanem Kosobuckim - mówi Andrzej Rynkiewicz, wtedy kierownik drużyny. - Kopa chciał Zbigniewa Stelmasiaka do ataku i Leszka Piekarczyka do obrony. My jednak zastosowaliśmy sprytny manewr, że zainteresowani jesteśmy tylko Stelmasiakiem. Gdy rozmowy zbliżały się do końca, wspomnieliśmy jeszcze o Piekarczyka i obaj trafili do nas.
Wzmocnienia z Poznania
Zarówno Stelmasiak, jak i Piekarczyk stanowili ogromne wzmocnienie. Ten pierwszy był uzupełnieniem dla młodego Janusza Turowskiego w ataku, a ten drugi dla Zbigniewa Kozłowskiego na środku defensywy.
Stelmasiak przez trzy sezony gry w Pogoni zdobył 37 goli, a swojego pierwszego w ekstraklasie na stadionie ... Lecha przy ul. Bułgarskiej 26 sierpnia 1981 roku. To była pierwsza wizyta portowców na nowy poznański obiekt, który do użytku został oddany w roku 1980.
Do 85 minuty utrzymywał się wynik bezbramkowy, ale wtedy kapitalny rajd przeprowadził Janusz Turowski, który wyłożył piłkę Stelmasiakowi, jak na tacy i były piłkarz Lecha pogrążył swój klub.
- W przerwie trener Wojciech Łazarek udzielał wywiadu poznańskiej telewizji - wspomina A. Rynkiewicz. - Odpowiadał na pytanie, dlaczego Lech zaledwie bezbramkowo zremisował ze szczecińskim beniaminkiem. Po meczu musiał się tłumaczyć z porażki.
Leśniak i Kensy
W sezonie 1983/84 oba zespoły grały o najwyższe cele. Pogoń mierzyła się z Lechem w ostatniej kolejce. Jesienią pokonała w Szczecinie rywala 2:0. Świetny mecz rozegrał Marek Leśniak, który zdobył jedną z bramek i praktycznie w pojedynkę pogrążył lidera tabeli. Drugiego gola dołożył Adam Kensy.
Wiosną Pogoń zremisowała w Poznaniu 1:1. Oba gole padły po rzutach karnych, tego dla Pogoni strzelił Adam Kensy. Podział punktów oznaczał, że Lech zakończył sezon na pierwszym miejscu, zdobywając swój pierwszy tytuł mistrza Polski. Dla Pogoni sezon też był historyczny, bo po raz pierwszy uplasowała się na podium - wtedy na trzecim miejscu.
Lech ponownie na mistrzowskim tronie zasiadł w roku 1992. Pogoń akurat awansowała do ekstraklasy i podczas swojej pierwszej wizyty przy ul. Bułgarskiej w Poznaniu przegrała 0:3. W rewanżu jednak pokonała obrońców tytułu 2:0 (gole: Adam Benesz i Artur Bugaj).
Dwa niezwykle emocjonujące spotkania oba zespoły rozegrały w sezonie 1994/95. 24 sierpnia 1994 portowcy wygrali w Poznaniu 2:0 (gole Roberta Dymkowskiego i Olgierda Moskalewicza). Trenerem portowców był wtedy Jerzy Kasalik, który w latach 1976-82 spędził w Poznaniu sześć wspaniałych sezonów jako piłkarz.
Lenczyk kontra Szukiełowicz
Rewanż w Szczecinie był najbardziej dramatycznym widowiskiem w historii występów obu drużyn. Pogoń podejmowała Lecha i była bardzo osłabiona. Trenerem portowców był Orest Lenczyk, a gości Romuald Szukiełowicz, który dwa lata wcześniej z powodzeniem prowadził Pogoń.
Lech miał znakomitą drużynę i był zdecydowanym faworytem. W obronie grali: Rzepka, Kryger i Wojtala i należeli do absolutnej czołówki polskich defensorów. Kryger i Wojtala trafili później do klubów niemieckiej Bundesligi.
Trener Szukiełowicz był tak pewny siły swoich defensorów, że w przedsezonowym wywiadzie stwierdził, że jego zespół w całej rundzie nie straci więcej, jak pięć goli. Potem okazało się, że aż trzy wbiła im Pogoń i to w okolicznościach szczególnie dramatycznych.
Goście po 50 minutach gry prowadzili 2:0 i nic nie wskazywało na to, że Pogoń może im zrobić krzywdę. Trener Lenczyk był zmuszony wstawić do składu 20 letnich: Adama Kulbackiego i Roberta Krusiewicza oraz 18 latków: Tomasza Brzozowskiego i Marka Walburga. Wszyscy dopiero debiutowali w drużynie Pogoni przed własną publicznością. Szczególnie zadziwił ten ostatni, który wyłączył z gry reprezentacyjnego napastnika - Jacka Dembińskiego.
Stolarczyk i Rycak
Jeszcze na minutę przed końcem Pogoń przegrywała 1:2. Wtedy wyrównującą bramkę strzelił Maciej Stolarczyk. Po chwili nastąpiła kontra gospodarzy i zwycięską bramkę strzelił Andrzej Rycak. Licznie przybyli fani z Poznania wyłamali wszystkie ławki z zajmowanego sektora i rzucali deskami na boisko.
Pogoń i Lech podobnie dramatyczny mecz stoczyły również w marcu 2000 roku. Szczecinianie byli rewelacją rozgrywek i kontynuowali passę kilku wygranych z rzędu. W spotkaniu z Lechem byli faworytem i do 83 minuty prowadzili 3:1 (gole: Ferdinand Chi Fon, Robert Dymkowski, Bartosz Ława).
Wtedy kontaktowego gola zdobył 19 letni Bartosz Ślusarski. a na minutę przed końcem strzałem z rzutu karnego wyrównał Sławomir Suchomski. Już w doliczonym czasie gry sędzia Marcin Borski podyktował kolejną jedenastkę - tym razem dla portowców. Gola na 4:3, dającego zwycięstwo zdobył Dariusz Fornalak.
Pięć goli Gajtkowskiego
W roku 2003 Pogoń z hukiem spadała do drugiej ligi, a Lech rozgromił portowców na swoim boisku aż 6:0. Pięć goli zdobył wówczas Krzysztof Gajtkowski. Dwa lata później doszło pomiędzy obu drużynami do meczu najbardziej pamiętnego. 1 kwietnia Pogoń prowadziła z Lechem 1:0 po golu Radka Diveckiego, a w 39 minucie spotkania napłynęła fałszywa wtedy wiadomość o śmierci Jana Pawła II.
Mecz przerwano i dokończono trzy tygodnie później. Zakończył się wynikiem 1:1, ale przy stanie 0:1 Claudio Milar był ewidentnie faulowany w polu karnym, ale skazany później za korupcję Robert Werder jedenastki nie podyktował. Trenerem drużyny Lecha był wówczas późniejszy szkoleniowiec Pogoni Szczecin Czesław Michniewicz. ©℗ Wojciech Parada