Środa, 17 lipca 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Jak mistrz z wicemistrzem

Data publikacji: 31 października 2018 r. 08:32
Ostatnia aktualizacja: 31 października 2018 r. 15:33
Piłka nożna. Jak mistrz z wicemistrzem
 

31 października obchodzimy 32 rocznicę meczu wyjątkowego, w którym na szczecińskim stadionie przy ul. Twardowskiego wystąpiło ośmiu aktualnych reprezentantów Polski, w tym sześciu uczestników finałowego turnieju mistrzostw świata, z trenerem na ławce gości jednym z najwybitniejszych w historii polskiej piłki nożnej, a na ławce drugiego zespołu jednego z najbardziej topowych w latach 70 i 80 ubiegłego wieku.

Pogoń Szczecin podejmowała wówczas Górnika Zabrze, aktualnego wtedy mistrza Polski, który jednak znajdował się w lekkim kryzysie. Antoni Piechniczek przejął ten zespól dwa tygodnie wcześniej po trzech meczach Górnika, w których zdobył tylko punkt, a na dodatek przegrał prestiżowy mecz z Legią Warszawa na własnym stadionie. W tamtym czasie to wystarczyło, by dokonać zmiany.

Antoni Piechniczek podjął pierwszą pracę po rozstaniu z reprezentacją Polski, którą prowadził z sukcesami przez pięć lat, dwa razy awansował z nią do turnieju mistrzostw świata, za każdym razem wychodził z grupy, a za pierwszym razem zajął trzecie miejsce i wywalczył medal.

Już sam przyjazd naszpikowanego reprezentantami Polski Górnika z Antonim Piechniczkiem w roli szkoleniowca był wystarczającym magnesem dla szczecińskich kibiców, którzy w liczbie 20 tysięcy stawili się na szczecińskim stadionie wyglądającym 32 lata temu identycznie, jak obecnie.

Piłkarskie znakomitości

W składzie Górnika roiło się od piłkarskich znakomitości. Jedną z nich był dwukrotny uczestnik mistrzostw świata z roku 1978 i 1982 Andrzej Iwan, który w roku 1986 do Meksyku już jednak nie pojechał. Ponadto w drużynie Górnika było aż czterech reprezentacyjnych piłkarzy, którzy byli na Mundialu w roku 1986: Józef Wandzik, Waldemar Matysik, Ryszard Komornicki i Jan Urban.

Wszystkich wypromował w reprezentacji Piechniczek, wszyscy trafili do wielkiego futbolu dzięki temu trenerowi. Nic zatem dziwnego, że szkoleniowiec bardzo szybko złapał kontakt w drużynie i w pierwszych dwóch meczach po objęciu posady trenera rozgromił Olimpie Poznań na wyjeździe 3:0 i Widzewa Łódź u siebie 4:0.

Pogoń zatem nie była w tym meczu faworytem szczególnie z tego powodu, że przechodziła mały kryzys. W trzech poprzedzających spotkaniach wywalczyła tylko punkt, przegrała na własnym boisku z bardzo przeciętnym Górnikiem Wałbrzych 3:4. Kibice trochę obawiali się konfrontacji z mistrzem Polski, ale całkiem niesłusznie.

W Pogoni trzech kadrowiczów

W składzie Pogoni też był uczestnik Mundialu w Meksyku – Marek Ostrowski, a także dwóch świeżych reprezentantów Polski dopiero co po swoim debiucie w kadrze Wojciecha Łazarka: Kazimierz Sokołowski i Marek Leśniak.

Na ławce trenerskiej siedział Leszek Jezierski, wybitny trenerski strateg, który w ostatniej chwili przegrał wyścig o fotel trenera reprezentacji najpierw z Antonim Piechniczkiem, a potem z Wojciechem Łazarkiem. To on był faworytem mediów do objęcia najważniejszej posady trenerskiej w kraju, w latach 80 uznawany był za najlepszego polskiego szkoleniowca. Czegoś jednak zabrakło, żeby przekonać działaczy z PZPN.

Na boisku zatem roiło się od piłkarskich znakomitości, a na ławkach trenerskich zasiedli szkoleniowcy na tamten czas absolutnie w kraju topowi. Pogoń rozgrywała znakomity mecz. W 54 minucie objęła prowadzenie 2:0 i wszystko wskazywało na to, że może powalczyć nawet o trzypunktową pulę.

Regulamin był wówczas taki, że za zwycięstwo przyznawano dwa punkty, ale za wygraną różnicą trzech goli dodatkowy punkt. To jednak nie wszystko. Za porażkę różnicą trzech bramek punkt odejmowano. W 54 minucie meczu Pogoni z Górnikiem zanosiło się zatem na to, że gospodarze są w stanie tym jednym spotkaniem nadrobić kosztem mistrza Polski aż cztery punkty.

Piechniczek zwątpił

Nawet Piechniczek widząc co dzieje się na boisku, jak ogromną przewagę ma Pogoń, nie wierzył w sukces i odmianę sytuacji na boisku. Na pół godziny przed końcem meczu zdjął z boiska kreatywnego pomocnika Ryszarda Komornickiego, a wprowadził środkowego obrońcę Wernera Leśnika. Chciał zabezpieczyć środek obrony po to, by nie doszło do pogromu i dodatkowej straty punktów.

Nic nie wskazywało na zmianę sytuacji, Pogoń rozgrywała kapitalne zawody i miała ochotę na kolejne gole. W tamtych czasach wygrywanie z Górnikiem różnicą dwóch goli było wyczynem absolutnie niespotykanym.

Górnik w drugiej połowie lat 80 był zdecydowanie najsilniejszą drużyną w kraju, wygrywał pewnie, wysoko, natomiast w europejskich pucharach prowadził wyrównane boje z takimi drużynami, jak: Bayern Monachium, Glasgow Rangers, czy Real Madryt. Te konfrontacje były zawsze przegrane, ale po wyrównanych i stojących na wysokim poziomie meczach.

Ambicje Górnik miał mocarstwowe. Do swojej drużyny ściągał wszystkich piłkarzy, jakich chciał. Między innymi wspomnianych: Iwana i Urbana. Miał też chrapkę na Marka Leśniaka i niewiele brakowało, by go miał u siebie.

Polowanie na Leśniaka

W roku 1984 napastnik Pogoni był już w Zabrzu, mieszkał w swoim nowym mieszkaniu, które po nim przejął później Jan Urban. Pogoń jednak uparła się, nie zgodziła na transfer i wyszła na tym znakomicie.

Dzięki temu, że nie była uległa względem piłkarskiego potentata i zachcianki swojego najbardziej utalentowanego piłkarza, który az palił się do odejścia, odnosiła w latach 80 swoje największe sukcesy w historii.

W meczu rozegranym 31 października 1986 roku Górnik bliski był klęski, ale niespodziewanie mecz w pewnym momencie odwrócił się. Wprowadzony na boisko Leśnik miał zabezpieczyć defensywę, ale okazał się zbawcą dla zabrskiej ofensywy. W 62 minucie zdobył kontaktowego gola i wtedy gra całkowicie się zmieniła. Górnik ruszył do ataku, a Pogoń straciła wiarę, pewność siebie.

Na kwadrans przed końcem Majka wyrównał na 2:2, a Górnik w dalszym ciągu atakował, był bliski zdobycia zwycięskiej bramki, a Pogoń bliska porażki, na którą absolutnie nie zasługiwała i na którą przez pierwszą godzinę meczu w ogóle nie zanosiło się.

O tym jak znakomity był to mecz niech świadczy fakt, że w jedenastce kolejki według katowickiego Sportu znalazło się aż dziewięciu piłkarzy grających w tym spotkaniu. Z Pogoni byli to: Kuras, Sokołowski, Ostrowski, Hawrylewicz i Leśniak, natomiast z Górnika: Wandzik, Matysik, Kostrzewa i Majka, a więc gracze raczej defensywni, którzy mieli mnóstwo pracy z grającymi z polotem portowcami.

Mecz zakończył się wynikiem 2:2, który był szczęśliwy dla mistrza Polski, a później okazało się, że było to spotkanie przyszłego mistrza i wicemistrza Polski, dwóch najlepszych drużyn w sezonie 1986/87. ©℗ Wojciech Parada

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

guciu
2018-10-31 14:07:06
Gdyby nie błoto było by złoto hmm...ach to tylko piłka nożna.
Krótko
2018-10-31 10:33:03
I to jest włąśnie ta nasza Pogoń. Kiedyś czymś błyśnie jak ostatnio z lechem, ale jak przychodzi ważny mecz to niegdy nie potrafią wygrać. I dlatego szafa z trofeami pusta...

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA