Wywiad z Łukaszem Haliniarzem, kierownikiem Olimpii Szczecin
Ekstraligowe piłkarki nożne Olimpii Szczecin zakończyły rundę jesienną na 9. miejscu z dorobkiem 8 punktów, a w zimowej przerwie postanowiliśmy porozmawiać z kierownikiem klubu Łukaszem Haliniarzem.
- Jak ze swojej perspektywy ocenia pan minioną rundę jesienną w wykonaniu Olimpii; chyba jest niedosyt punktowy?
- Zgadza się. Zakładaliśmy większą ilość oczek. Chcieliśmy tych punktów mieć więcej. Chodzi mi szczególnie o mecz z Gdańskiem przegrany 0:1, remis z Bydgoszczą 0:0, gdzie można było pokusić się o zwycięstwo. Boli również porażka ze Śląskiem 3:4. Brakowało też trochę szczęścia czy wykończenia w pewnych sytuacjach.
- Jak zaczęła się praca w Olimpii?
- Znam długo Daniela Strzeleckiego, który obecnie pracuję w Pogoni. Kiedyś zaproponował mi pomoc w dopingu na meczach Olimpii i tak stałem się kibicem drużyny, organizowałem doping. Jeździłem też na wyjazdy. Kiedy Daniel dostał propozycję pracy gdzie indziej, dostałem szansę wykazania się w Olimpii.
- Oprócz pracy kierownika Olimpii działa pan jeszcze w Pogoni Szczecin. Jakie tam są zadania?
- W skrócie można powiedzieć, że jest to praca biurowa. Odpowiadam za sprawy organizacyjne.
- Na czym polega praca kierownika w klubie sportowym. Niektórym się wydaję, że to jest tylko opieka nad sprzętem, wodą i wypełnianie protokołów przed meczem...
- Oprócz tych obowiązków, mam stały kontakt z PZPN-em, organizuję wyjazdy, hotele. Moja praca jest odpowiedzialna i czasem stresująca. Moją rolą jest to, żeby wszystko było dopięte na czas i stworzenie odpowiednich warunków dla naszych dziewczyn.
- Nie męczą pana dalekie wyjazdy na mecze?
- Nie jestem przemęczony. Lubię to co robię. Najgorzej jest z powrotami, bo wtedy człowiek myśli już o domu, że wróci do rodziny i chciałby, żeby to było jak najszybciej.
- Wydaje się pan dobrych duchem drużyny. Z boku wydaję się, że zespół polubił kierownika. Z czego to wynika?
- Taki mam charakter. Nie mnie oceniać, czy jestem lubiany. Ale nie zawsze jestem grzeczny. Kiedy trzeba, potrafię zareagować i byś stanowczy. Ale dziewczyny wiedzą, że później wraca stary Łukasz...
- Czasami jest pan impulsywny na ławce rezerwowych i wywiera presję na sędzinach...
- To wychodzi ze mnie. Kiedy jestem na ławce, to gram z drużyną i to są emocje. Byś może czasem reaguję zbyt impulsywnie, ale taki już jestem. Nie chodzi tutaj o wywieranie presji na arbitrach.
- Grał pan w piłkę w jakimś klubie?
- Tylko amatorsko. Na HALP-ie i w lidze SALOS-u. Chętnie bym jeszcze pograł i pobronił na bramce, ale mam uszkodzone kolana. Po każdej gierce kuleję i dochodzę do siebie dwa tygodnie.
- Czy uważa pan, że przyjście trenera Adama Gołubowskiego dało coś drużynie?
- Każda zmiana trenera wnosi coś nowego. Natalia Niewolna pracowała z seniorkamia 7 lub 8 lat. Nastąpiły zmiany. Natalia pracuje teraz z zawodniczkami w Centralnej Lidze Juniorek i nadal jest blisko klubowych spraw. Ponadto asystuje Miłoszowi Stępińskiemu w reprezentacji Polski.
- Jak ocenia pan medialność Olimpii? W końcu gracie w Ekstralidze i pewien poziom trzeba prezentować.
- O kilku lat robimy dobre według mnie transmisję live z komentatorem. Chcemy dalej rozwijać się w tym obszarze. Fajnie byłoby założyć kanał na Youtube i wrzucać tam skróty spotkań, ale nie tylko.
- Na wiosnę opuszczacie obiekt na Bandurskiego i idziecie na nowe boiska. Będzie sentyment do poprzedniego stadionu?
- Sentyment na pewno będzie, ale obecnie ten obiekt nie spełnia już ekstraligowych wymagań i gramy na warunkowej licencji. Cieszę się na nowe boiska. Będzie dobra murawa i fajny obiekt.
- Czego życzyć piłkarkom i działaczom Olimpii na Święta i w nowym roku?
- W obecnej sytuacji na pewno zdrowia. Jak najlepszego miejsca w tabeli i niech omijają nas kontuzję. W przyszłości chciałbym, żeby Olimpia była na podium w Ekstralidze. Chciałbym, żeby wróciła normalność i kibice na trybunach.
- Dziękujemy za rozmowę. ©℗
(PR)