Pogoń nie rozegrała w niedzielę zaplanowanego ligowego spotkania z Lechem Poznań, bo Ekstraklasa SA wydała arbitralną decyzję o przełożeniu spotkania na inny termin. Wszystko po to, by pomóc polskiej drużynie w lepszym przygotowaniu się do czwartkowego pojedynku w czwartej rundzie kwalifikacji do Ligi Europy.
Lech uznał, że przełożenie meczu ligowego pomoże, więc piłkarska centrala przychyliła się do jego prośby, jednocześnie nie licząc się z protestem strony szczecińskiej. Lech w fazie grupowej Ligi Europy nie grał od pięciu lat, natomiast jakikolwiek polski zespół nie występował w fazie grupowej europejskich rozgrywek od czterech lat.
Tęsknota za namiastką piłkarskiej Europy jest ogromna. Jeszcze rok temu to Pogoń była wyżej w tabeli od Lecha, miała lepszą opinię, mocniejszy skład i ciekawe perspektywy. Silne emocjonalne naciski wspierają tych, którzy dają większą gwarancję na sukces międzynarodowy, nie tylko o wymiarze lokalnym.
– Tu nie chodzi o pomoc w awansie do Ligi Europejskiej, tylko o pomoc w walce w ekstraklasie klubom, które już mają dużo ekstrakasy za to, że od kilku lat nie mogą awansować – napisał na Twitterze Bogusław Leśnodorski, twórca największych klubowych sukcesów minionej dekady.
Leśnodorski nie przekładał meczów
Gdy Leśnodorski był prezesem Legii Warszawa, to ta awansowała do fazy grupowej Ligi Mistrzów po raz pierwszy jako polski klub od 20 lat. Zespół systematycznie meldował się też w fazie grupowej Ligi Europy, potrafił wychodzić z grupy i grać w fazie play off. Nikt wtedy meczów Legii nie przekładał, warszawski klub nigdy nie zwracał się z taką prośbą.
Czasy obecnie są jednak inne. Awans polskiej drużyny do fazy grupowej europejskich pucharów staje się rarytasem, więc kluby szukają różnych sposobów, żeby te szanse zwiększyć. Większość klubów ekstraklasy staje się tłem dla pucharowiczów. Tak jak to ma miejsce na przykład w lidze piłkarzy ręcznych.
Nasze eksportowe drużyny w wyniku podziału pieniędzy z praw telewizyjnych otrzymują bardzo duże premie, ale solidnie na to zapracowały na boisku. Kolejki ligowe układane są z myślą o jak najlepszym przygotowaniu do meczów pucharowych, a na koniec te mecze i tak są przekładane w okresie, kiedy w Europie szaleje koronawirus i tak naprawdę nie ma pewności, czy rozgrywki uda się dokończyć.
– Trener poinformował mnie, że w związku z tym musimy zrobić trzydniowe zgrupowanie (koszty!), opłaciliśmy już nocleg w Poznaniu i przejazd do Poznania (koszty). Kibice zaczęli od dawna zbierać pieniądze na bilety na mecz, itd. itd. To nikogo nie obchodzi – grzmiał na Twitterze prezes Pogoni Jarosław Mroczek wyraźnie niezadowolony z arbitralnej decyzji o przełożeniu meczu Lech – Pogoń jeszcze zanim dowiedział się, że w jego klubie szaleje koronawirus.
Przekładanie jest normą
Przekładanie ligowych meczów w perspektywie gry o dużą stawkę w europejskich pucharach nie jest niczym nowym i nieznanym w innych krajach europejskich i niekoniecznie tych mniej cywilizowanych. To nic innego, jak szukanie dodatkowych szans, możliwości w celu osiągnięcia sportowego sukcesu drużyn w kraju najlepszych. Średniakami bez europejskich aspiracji nikt sobie głowy nie zawraca.
W Chorwacji każdy zespół grający w kwalifikacjach do europejskich pucharów może raz zgłosić tzw. nieprzygotowanie i przełożyć swój mecz. Taka sytuacja jest jednak usankcjonowana, nikt nie jest tym zaskoczony. Chorwacja jest obecnie 19. siłą w Europie, natomiast Polska po trzeciej rundzie kwalifikacji awansowała na 30 miejsce. Współczynnik zdobytych punktów już dziś jest wyższy niż w całych trzech poprzednich sezonach.
Przed Polską w europejskim rankingu są takie kraje, jak: Rumunia, Azerbejdżan, Kazachstan, Białoruś. Te wszystkie kraje Polska ma szanse wyprzedzić w rankingu pod warunkiem kolejnych sukcesów w tegorocznej edycji. Spośród krajów uczestniczących w trzech pierwszych rundach kwalifikacji lepszy współczynnik punktowy zanotowały tylko trzy: Szkocja, Izrael i Norwegia. Jest szansa na kolejną poprawę i trzeba dokonać wszelkich starań, by to wykorzystać.
W lutym 2019 roku swój ligowy mecz z Zwolle przełożył Ajax Amsterdam. Było to po pierwszym przegranym u siebie 1:2 meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów z Realem Madryt, więc teoretycznie szanse awansu i wyeliminowania słynnego Realu były niewielkie. Przedstawiciele Zwolle protestowali, reagowali podobnie jak Pogoń, ale argumentacja holenderskiej centrali była jednoznaczna.
– Ajax pozostał jedyną drużyną w tym sezonie, mogącą zdobyć punkty dla holenderskiego futbolu do rankingu UEFA i dlatego bierzemy pod uwagę prośbę klubu o przełożenie meczu – brzmiał komunikat związku.
Ajax przykładem
Ajax mecz w Madrycie wygrał i awansował do ćwierćfinału. Następnie zespół wyeliminował również Juventus Turyn i pechowo przegrał półfinałową rywalizację z Tottenhamem. Holandia plasuje się obecnie w czołowej dziesiątce najlepszych piłkarskich federacji w Europie, ale przegrywa rywalizację z Belgią i jest pod względem punktowym w niewiele lepszej sytuacji od takich krajów, jak: Austria, Turcja, Skocja, Ukraina, Cypr i Dania.
Znakomity wyczyn Ajaksu w sezonie 2018/19 spowodował, że Holandia tamten sezon zakończyła ze współczynnikiem punktowym na poziomie 8,6, czyli lepszym od wyprzedzających ją w rankingu Belgii i Rosji. Wcześniejszy sezon 2017/18 zakończył się dla Holandii fatalnie ze współczynnikiem punktowym na poziomie 2,9. Być może przełożenie ligowego meczu ze Zwolle wpłynęło na poprawę sytuacji całego klubowego futbolu holenderskiego.
Niemal w każdym kraju jest jeden, może dwa kluby, które pracują na ranking całego kraju. Takie piłkarskie wizytówki, którym piłkarski związek stara się przychylić nieba, żeby tylko pomóc w skutecznej promocji w Europie. W Kazachstanie takim klubem jest Astana, która praktycznie w pojedynkę spowodowała, że Kazachstan w krajowym rankingu wyprzedził Polskę.
W trzech ostatnich edycjach Kazachstan legitymował się współczynnikiem punktowym w przedziale 3,5 – 4,5, podczas gdy Polska w żadnym z trzech ostatnich sezonów nie przekroczyła współczynnika na poziomie 3. Astana może jednak w swoim kraju liczyć na specjalne względy. Terminarz ligi kazachskiej układany jest praktycznie pod ten jeden klub, który przekłada swoje mecze wtedy, kiedy uzna to za słuszne i korzystne.
Kazachstan to nie jest jednak dobry i godny do naśladowania przykład. Od roku 1989 rządzi tym krajem jeden człowiek, kolejny z ambitnych piłkarskich projektów Kajrat Ałmaty finansowany jest w całości przez państwową spółkę wydobywczą. Trudno w tym przypadku mówić o przykładach godnych naśladowania, jednak pod względem piłkarskim Polska znalazła się w rankingu za tym krajem.
Zaległy mecz w styczniu
Po raz pierwszy od jedenastu lat do fazy grupowej Ligi Mistrzów może awansować mistrz Węgier. W składzie Ferencvarosu Budapeszt występuje były obrońca Pogoni Szczecin Lasza Dwali. Piłkarski związek na Węgrzech przełożył Ferencvarosowi mecz ligowy z Diosgyor przed wygranym starciem z Celtikiem jeszcze w drugiej fazie kwalifikacji. Mecz z Budafoki w ostatni weekend również się nie odbył.
W minioną środę Ferencvaros rozegrał pierwszy mecz czwartej rundy play off z norweskim Molde remisując na wyjeździe 3:3. Szanse awansu są zatem bardzo duże. Drużyna będzie przygotowywać się bezpośrednio na rewanż z Molde. Nowy termin Budafoki – Ferencvaros to 27 stycznia.
Prezes Pogoni Jarosław Mroczek w swoim oświadczeniu wygłosił opinię, że tak odległy termin przełożonego meczu jest bardzo złym pomysłem. Na Węgrzech go zastosowali, bo najważniejszy dla całego futbolu klubowego w tym kraju jest wynik pojedynczych zespołów w europejskich pucharach. Tylko to się liczy, przaśne krajowe rozgrywki praktycznie nikogo nie obchodzą, stają się pożywką jedynie dla lokalnej społeczności i to też w coraz mniejszym wymiarze.
Pogoń nie wykorzystała szansy
Polski futbol klubowy potrzebuje sukcesu, jakim będzie awans do fazy grupowej Ligi Europy. W ostatnich trzech latach było 19 państw, których kluby nie grały ani razu w fazie grupowej: Polska, Gibraltar, Wyspy Owcze, Estonia, Litwa, Łotwa, Andora, Kosowo, Irlandia Płn., Czarnogóra, Gruzja, Walia, Armenia, Irlandia, Finlandia, Islandia, BiH, Malta, San Marino.
Znaleźliśmy się w takim towarzystwie i nie powinno nikogo dziwić, że Ekstraklasa będzie wspierać głównie te kluby, które mają szanse na podniesienie prestiżu polskiej piłki klubowej. Pogoń do tego grona się nie zalicza, choć w ostatnich dwóch sezonach miała na to szanse bardzo duże.
Swoich szans nie wykorzystała głównie z tego powodu, że w trakcie sezonu pozbywała się swoich najlepszych piłkarzy (Dwali, Buksa, Kozulj, Spiridonovic) nikogo za nich nie pozyskując. Obecnie stanowi tło dla tych, którzy potrafią i chcą rywalizować w Europie. Sama mogła być na miejscu Lecha czy Piasta. Nie było to nad wyraz trudne. Dziś musi swoją rolę zaakceptować, jej głos ma niewielkie znaczenie. Słabych nikt nie słucha.
Udział w fazie grupowej Ligi Europy to zarobek około 4 mln euro dla klubu, a także możliwość bonusów i punktów rankingowych dla całej ligi. Jeżeli jest szansa w tym pomóc, to organizator krajowych rozgrywek nie zawaha się. Dzieje się tak w wielu europejskich krajach. Nikt aspiracjami średniaków nie zawraca sobie głowy. To Europa jest bodźcem dla rozwoju i zachętą do inwestycji, nie miejsce w środku krajowych rozgrywek. ©℗
Wojciech PARADA
Fot. R. Pakieser