Rozmowa z reprezentantką Polski Emilią Zdunek i jej bratem Bartłomiejem Zdunkiem
Piłkarka nożna Emilia Zdunek w reprezentacji Polski seniorek zadebiutowała w 2016 r. meczem z Białorusią. Drużynę prowadził wówczas aktualny selekcjoner reprezentacji, szczecinianin Miłosz Stępiński.
Karierę piłkarską rozpoczęła w wieku 10 lat w UKS Victoria SP-2 Sianów i w tym klubie zadebiutowała w seniorkach. Następnie występowała m.in. w Pogoni Szczecin Women, a jej ostatnim polskim klubem był Górnik Łęczna, z którym dwukrotnie zdobyła mistrzostwo Polski.
W ubiegłym roku przeniosła się do słynnej hiszpańskiej FC Sevilla. Pochodzi ze sportowej rodziny, bo w piłkę nożną gra też jej starszy brat Bartłomiej Zdunek, niemal przez całe życie związany z Błękitnymi Stargard. Rodzeństwo nie może obecnie się spotkać, lecz kontaktuje się głównie za pośrednictwem komunikatorów internetowych. Postanowiliśmy porozmawiać telefonicznie z przebywającą w Hiszpanii Emilią Zdunek.
– Gdzie dokładnie się pani obecnie znajduje i czym zajmuje?
– Od niespełna miesiąca przebywam w południowej Hiszpanii, w Sewilli, będącej stolicą Andaluzji i praktycznie nie opuszczam mieszkania, bo mam prawo wyjść jedynie do sklepu. W Hiszpanii jest wiele zakażeń koronawirusem, a kraj ten znajduje się na niechlubnym topie w epidemicznych rankingach i dlatego wprowadzono tu bardzo dużo zakazów. Z konieczności więc, jak większość sportowców, z obieżyświata stałam się domatorką. Nie nudzę się jednak w domu i staram się aktywnie spędzać ten trudny okres. Nie marnuję bezsensownie czasu przed komputerem, lecz codziennie trenuję i uczę się języka. Pracuję też nad moim autorskim projektem, oczywiście związanym z futbolem.
– Czy po meczu reprezentacji Polski z Mołdawią wygranym 5:0 nie lepiej było zostać w kraju?
– Wolałabym zostać w Polsce, ale otrzymałam nakaz z klubu, by wracać. Może czułam pewne ryzyko, ale jestem zawodową piłkarką i muszę dostosowywać się do reguł profesjonalnego futbolu. W tamtym okresie rozgrywki były już co prawda zawieszone, ale treningi odbywały się normalnie. Teraz na miejscu są wszystkie zawodniczki naszego klubu, ale nie ma już mowy o wspólnym trenowaniu, lecz wszystkie przebywamy w swoich domach.
– Wróćmy do nie tak odległych, przedepidemicznych normalnych czasów, gdy bez przeszkód toczyły się ligowe rozgrywki. Czy piłkarki waszego klubu miały możliwość spotykać się z piłkarzami grającej w LaLiga Santander słynnej FC Sevilla?
– Oficjalnych spotkań z piłkarzami raczej nie mamy. Natomiast bardzo często widujemy się z nimi przy okazji treningów, bo w tym samym czasie, na tych samych obiektach sportowych trenują zazwyczaj trzy zespoły: pierwszy i drugi męski oraz pierwszy kobiecy. Zajęcia odbywają się przedpołudniami, gdyż popołudnia należą do Akademii Piłkarskiej Sevilli. Nie mam bliższych kontaktów z żadną piłkarską gwiazdą, ale czasami zaczepia nas napastnik Nolito, który wydaje się bardzo sympatyczny.
– W jaki sposób znalazła się pani w andaluzyjskim klubie?
– Sygnalizowałam menedżerowi, że myślę o zagranicznym transferze, ale choć byłam tak zwaną wolną zawodniczką, wszystko wskazywało na to, że kolejny sezon spędzę w Górniku Łęczna. Ale nagle sprawy nabrały ogromnego przyspieszenia, moje piłkarskie CV chyba zrobiło wrażenie na działaczach Sevilli, bo chcieli mnie mieć u siebie bez żadnych testów, a warunek był tylko jeden, by podjąć decyzję w ciągu 24 godzin. Zdecydowałam się na wyjazd i teraz z perspektywy czasu oceniam, że była to jedna z lepszych decyzji w moim życiu. Co prawda moje życie osobiste zostało przewrócone do góry nogami, ale do wszystkiego można się przecież przyzwyczaić. Gdybym musiała ponownie decydować, po raz drugi wybrałabym Sevillę.
* * *
Jak to było z początkami kariery Emilii Zdunek, postanowiliśmy zapytać jej brata Bartłomieja Zdunka, obecnie trenera piłkarek nożnych Błękitnych Stargard i piłkarza IV-ligowych rezerw stargardzkiego klubu.
– Jak piłkarskiego bakcyla złapała pańska siostra?
– Było to dość dawno temu, gdy jeszcze mieszkaliśmy z rodzicami, a jeśli wtedy gdzieś wychodziłem z kolegami, to siostra też szła z nami. Ponieważ często graliśmy w piłkę, można powiedzieć, że Emilia wyniosła ten sport z podwórka. Mam z siostrą bardzo dobry i stały kontakt, często rozmawiamy, jest matką chrzestną mojego 4-letniego synka Błażeja, który już zaczyna kopać piłkę, ale bardziej interesują go samochody.
– A jak rozpoczęła się pana piłkarska kariera?
– Dokładnie pamiętam ten dzień, jeszcze w ubiegłym wieku, gdy tata przyprowadził mnie jako 11-latka na pierwszy trening Błękitnych Stargard. Klubowi temu jestem wierny do dziś, z epizodycznymi przerwami na Drawę Drawsko Pomorskie i Białych Sądów. Najmilej wspominam oczywiście piękny sen Pucharu Polski, gdzie zagrałem w zwycięskich potyczkach z GKS-em Tychy i Cracovią Kraków. Niestety, w ligowym meczu z Puszczą Niepołomice doznałem kontuzji i w pechowym półfinałowym dwumeczu z Lechem Poznań już nie mogłem wystąpić…
– Czy gdyby po wznowieniu rozgrywek II ligi Błękitni mieli luki w składzie, mógłby pan jeszcze wystąpić na szczeblu centralnym?
– Musiałbym pomyśleć… Formalnie jestem w szerokiej kadrze II-ligowców. Sądzę, że chyba dałbym radę…
– Dziękujemy za rozmowę. ©℗
(mij)