Piątek, 19 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Bolesna końcówka sezonu

Data publikacji: 10 lipca 2020 r. 22:20
Ostatnia aktualizacja: 11 lipca 2020 r. 12:50
Piłka nożna. Bolesna końcówka sezonu
 

Do zakończenia wydłużonego sezonu piłkarskiego pozostał tylko tydzień. Piłkarze ekstraklasy rozegrają w tym czasie jeszcze trzy kolejki spotkań, ale większość rozstrzygnięć jest już znana. Mistrzem Polski zostanie Legia Warszawa, a z ekstraklasy spadają: Arka Gdynia, Korona Kielce i ŁKS Łódź.

To są trzy najsłabsze zespoły na przestrzeni całego sezonu, ale nie w rundzie wiosennej. W tegorocznych meczach trzy najsłabsze drużyny w ekstraklasie to wspomniane: Korona i ŁKS oraz Pogoń Szczecin. Podopieczni trenera Kosty Runjaica w trzynastu tegorocznych meczach wygrali dwa razy. Tylko ostatni w tabeli ŁKS odniósł mniej zwycięstw. Szczecinianie zdobyli zaledwie dziesięć goli. Też tylko ŁKS strzelał mniej goli.

Portowcy w ostatnim meczu z Jagiellonią nie potrafili utrzymać prowadzenia, choć jeszcze na 10 minut przed końcem prowadzili 2:0. Gole dla gospodarzy zdobyli: Kamil Drygas i Adam Frączczak. Ten pierwszy jest po długiej 10-miesięcznej rehabilitacji, nie jest jeszcze do końca w pełni sił, ale i tak jest naszym najskuteczniejszym piłkarzem w meczach rozgrywanych po pandemii. W ośmiu spotkaniach po wznowieniu rozgrywek Pogoń wygrała tylko raz, zdobyła pięć goli i gorszy od niej bilans mają tylko dwa zdegradowane zespoły: Korona Kielce i ŁKS Łódź.

Drugiego gola w meczu z Jagiellonią zdobył 33-letni Frączczak, dla którego był to drugi gol w ciągu ostatnich dwóch lat, w których przeżywał mnóstwo zdrowotnych problemów i wielkim sukcesem tego piłkarza jest powrót na boisko, jednak o losach drużyny walczącej w grupie mistrzowskiej powinni decydować raczej inni piłkarze. Nie ci, którzy przez ostatni rok lub dwa więcej leczyli się, niż grali. Dzieje się tak z tego powodu, że w drużynie brakuje klasowych piłkarzy, zespół jest rozbity sportowo, fizycznie i mentalnie, nie ma liderów i całkowicie został rozmontowany przez swojego prezesa Jarosława Mroczka.

16 kolejek zjazdu w dół

Pogoń w 18. kolejce rozegranej w grudniu ubiegłego roku pokonała na własnym boisku Piasta Gliwice 1:0 i była liderem tabeli. Miała tyle samo punktów co Legia Warszawa, wyprzedzała o 6 punktów Lecha Poznań, o 7 punktów Piasta Gliwice i aż o 24 punkty Wisłę Kraków.

Dziś, po 34 meczach Pogoń traci do Legii 18 punktów, do Piasta i Lecha po 10 punktów, a od Wisły ma zdobytych zaledwie o trzy punkty więcej. W ostatnich 16 meczach Pogoń zatem zdobyła o 21 punktów mniej od Wisły, o 18 punktów mniej od Legii, o 17 punktów mniej od Piasta i o 16 punktów mniej od Lecha. Powiedzieć, że to przepaść, to jak nic nie powiedzieć.

W grudniowym meczu z Piastem grali jeszcze: Zvonimir Kozulj, Srdjan Spiridonovic i Adam Buksa, w ostatnim meczu z Jagiellonią zastępowali ich odpowiednio: Maciej Żurawski, Santeri Hostikka i Adam Frączczak. Niedoświadczony młodzieżowiec, nietrafiony zagraniczny transfer i wiekowy rekonwalescent.

Adam Frączczak wygrał rywalizację z Michalisem Maniasem, którego w spotkaniu z Jagiellonią zabrakło nawet w kadrze meczowej. To była pierwsza taka sytuacja od premierowego, rozegranego blisko rok temu meczu z Legią w Warszawie. Wtedy Manias był lekko kontuzjowany, w spotkaniu z Jagiellonią nie było go w kadrze meczowej po raz pierwszy z powodów sportowych.

Koniec Maniasa

30-letni grecki napastnik wystąpił w Pogoni w 16 meczach, przebywał na boisku prawie 700 minut, nie zdobył gola i nie zaliczył asysty. Przed meczem z Jagiellonią już nawet prezes Mroczek i jego prawa ręka od spraw sportowych Dariusz Adamczuk musieli zauważyć, że to był zły transfer, co ewentualnie można jeszcze zrozumieć, ale nie można zaakceptować sytuacji, że obaj panowie brnęli w to również w rundzie wiosennej, kiedy wiadomo już było, że to transfer chybiony i trzeba na pozycję napastnika znaleźć następcę dla Buksy. Zadecydował wariant oszczędnościowy.

Pogoń w niedzielę będzie podejmowana przez Śląsk Wrocław, który wciąż walczy o europejskie puchary i jest bliski zrealizowania celu. Zespół z Wrocławia na pewno będzie miał przed meczem z Pogonią sporą motywację, zajęcie czwartej lokaty pozwoli na awans do gier kwalifikacyjnych Ligi Europy, a Śląsk ma na to bardzo dużą szansę.

W meczach sezonu zasadniczego pomiędzy obu drużynami padł wynik remisowy. We Wrocławiu piękną bramkę zdobył Adam Buksa, dziś nie ma kto zdobywać tak ładnych goli. W rewanżowym meczu rozegranym w Szczecinie już bez Buksy, ale jeszcze ze Spiridonovicem padł bezbramkowy remis po dobrym meczu.

Pogoń za mecz z Jagiellonią była chwalona za charakter, ambicję, wolę walki i determinację, jednak nie te cechy decydują o miejscach w tabeli, ale piłkarska jakość, której w szczecińskim zespole brakuje. Jagiellonia przez większą część meczu grała z przewagą jednego piłkarza, jednak w konfrontacji z Pogonią wykręciła wręcz niewiarygodne liczby. Oddała 23 strzały, wykonała 27 celnych podań w pole karne przeciwnika, miała w polu karnym rywala aż 38 kontaktów z piłką.

Gole były kwestią czasu

Tylko w ostatnim kwadransie miała 68 procent posiadania piłki i oddała w tym czasie 11 strzałów. Wykonywała strzał raz na kilkadziesiąt sekund. Gole dla rywala były jedynie kwestią czasu. Pogoń w całym meczu wykonała siedem celnych podań w pole karne, z których pięć ze stałych fragmentów gry.

Pogoń równie rozpaczliwie broniła dobrego wyniku w Poznaniu, kiedy mecz kończyła w pełnym składzie. Dziś jest to zespół potrafiący grać jedynie zrywami, mający jedynie momenty przyzwoitej gry. Na pewno trener Kosta Runjaic nie dysponuje składem na poziomie ekstraklasy, choć jeszcze pół roku prowadzony przez niego zespół był liderem, ale pozbył się w różnych okolicznościach swoich trzech najlepszych piłkarzy.

Pogoń nie ma w składzie na ekstraklasowym poziomie bocznych obrońców, nie ma skrzydłowych i nie ma oczywiście napastnika. W meczu z Jagiellonią swój setny mecz w ekstraklasie rozegrał nasz lewy obrońca, negatywny bohater tego spotkania Hubert Matynia. Gra w ekstraklasowej Pogoni już blisko sześć lat. Jest klasycznym przykładem na to, jakiej klasy piłkarzami otacza się Pogoń w ostatnich latach, choć koszty na drużyny wciąż rosną.

W meczu z Jagiellonią swój 25. mecz w barwach Pogoni rozegrał Damian Dąbrowski, który wciąż jest bez gola i asysty. Jest kolejnym przykładem transferu nietrafionego, dokonanego pod wpływem chwili, na podstawie wcześniejszych, ale już odległych dobrych opinii.

We Wrocławiu sukcesem będzie oczywiście choćby punkt i jakikolwiek strzelony gol. W meczu z Jagiellonią Pogoń po raz drugi w tym roku zdobyła więcej niż jednego gola, ale oba po stałych fragmentach gry i w sytuacjach kontrowersyjnych. Bez większego zaangażowania w ofensywie trudno oczekiwać lepszych wyników. ©℗

Wojciech PARADA

Fot. R. Pakieser

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

Rodoet
2020-07-11 11:56:07
A może rozmontować ten zespół, trenera wysłać na zieloną łączke. Ale stadion skończyć, a po remoncie przekazać go utalentowanym - PANIĄ PIŁKARKĄ TE CHOĆ UMIĄ " WALCZYĆ " Z HONOREM !!!

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA