Pogoń Szczecin - Legia warszawa 0:2 (0:0)
Bramki: 0:1 Nagy (49), 0:2 Moulin (68).
Żółte kartki: Radović, Moulin (Legia).
Czerwona kartka: Jarosław Fojut (67. Pogoń).
Sędziował: Szymon Marciniak (Płock).
Widzów: 9876.
Pogoń: Słowik - Niepsuj, Râpă, Fojut, Nunes - Listkowski (71, Murawski), Matras, Drygas, Kort (75, Kitano), Gyurcsó (84, Matynia) - Delew.
Legia: Malarz - Jędrzejczyk, Dąbrowski, Pazdan, Hloušek - Guilherme (84, Szymański), Jodłowiec, Moulin (90, Kopczyński), Ofoe, Nagy (78, Hämäläinen) - Radović.
Pogoń przegrała drugi mecz w grupie mistrzowskiej, z kolejnym kandydatem do mistrzowskiego tytułu nie potrafiła zdobyć gola i w drugim kolejnym meczu wynik nie odzwierciedla przewagi przeciwnika w stwarzanych sytuacjach.
Wygrana Legii powinna być wyższa. Nawet w pierwszej połowie, którą zgodnie uznano w wykonaniu portowców za udaną, to Legia miał dwie klarowne, wręcz idealne sytuacje do strzelenia gola.
Pogoń aż tak znakomitych szans nie miała, choć w pierwszych 45 minutach mogła się podobać. Grała ofiarnie, dobrze się organizowała po stracie piłki i szybko ją odbierała. Długimi okresami to Pogoń była drużyna dyktującą warunki gry, mającą przewagę w posiadaniu piłki, co w rywalizacji z takim przeciwnikiem, jak Legia nie jest sprawą prostą.
Porównując nawet niedzielny mecz z październikowym spotkaniem wygranym przez portowców 3:2, to właśnie ten drugi wyglądał dla portowców lepiej. Wszystko zmieniło się po przerwie. Szczecinianie nie rozpoczęli drugiej połowy z takim animuszem, jak pierwszej. Oddali przeciwnikowi inicjatywę, a to spowodowało, że rywal częściej znajdował się z piłką w okolicach pola karnego Pogoni.
Fatalna forma kapitana
Wtedy, nie po raz pierwszy w ostatnim czasie, przekonaliśmy się po raz kolejny o fatalnej formie naszego kapitana, Jarosława Fojuta. Grał daleko od przeciwnika, nie atakował, był spóźniony, wolny, ociężały. Zanosiło się na sytuację, po której dostał czerwoną kartkę.
Najpierw niecelnie wyprowadzał piłkę, później spóźnił się za Radovicem, a następnie sfaulował go w czystej sytuacji. Legia po rzucie wolnym zdobyła drugiego gola i praktycznie zakończyła mecz. Ten stracił swoją temperaturę, emocji nie było już żadnych, wiary w korzystny wynik również.
Dobrze spisująca się przed przerwą Pogoń straciła całkowicie impet, animusz i ochotę do gry przed publicznością, która zawitała na wysłużony stadion w rekordowej w obecnym sezonie liczbie. To nie pierwsze spotkanie Pogoni w obecnym sezonie, kiedy indywidualne, wręcz trampkarskie błędy, nieodpowiedzialność i wyjątkowa zła forma niweczą dorobek, ciężką pracę całego zespołu.
Wcześniej byli bramkarze
Wcześniej zawalali mecze bramkarze, ostatnimi czasy czyni to regularnie Fojut, który sprowadzony został do Pogoni po to, by to na nim opierała się siła drużyny, a jest dokładnie odwrotnie.
Porażka z Legią nie musi oznaczać katastrofy, jednak ta poniesiona w niedzielny wieczór była wyjątkowo w złym stylu. Pogoń szczególnie przed własną publicznością potrafiła w ostatnich latach zmusić warszawski zespół do dużego wysiłku, w niedzielę niemal cała druga połowa przebiegała w wolnym tempie, z miażdżącą dominacją zespołu lepszego i na dodatek grającego z przewagą jednego piłkarza.
Legia miała jeszcze kilka znakomitych okazji do strzelenia gola, najlepszej nie wykorzystał Radovic, który chciał w efekciarski sposób wykonać rzut karny, zatrzymał się przed kopnięciem piłki, a tego robić nie wolno. Sędzia Marciniak słusznie bramki nie uznał.
Wtedy było jeszcze 0:1, gra toczyła się 11 na 11, można było odwrócić losy meczu, ale w Pogoni prócz momentów niezłych, zbyt wiele było tych słabych, które nawet nie przystoją drużynie z ekstraklasy. ©℗ Wojciech Parada