30 lat temu, 22 lipca 1988 roku 24-letni wówczas Marek Leśniak zadebiutował w meczu niemieckiej Bundesligi. Były piłkarz Pogoni, król strzelców polskiej ekstraklasy trafił do klubu utytułowanego, mocnego, ale od samego początku wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie.
W pierwszym meczu zdobywca pucharu UEFA ze słynnym holenderskim trenerem Rinusem Michelsem zremisował w wyjazdowym meczu z Waldhof Mannheim 1:1 (0:1) ratując punkt na dwie minuty przed zakończeniem meczu. To na pewno nie był dobry wynik dla Bayeru Leverskusen – drużyny uchodzącej w Niemczech za jedną z najlepszych, mającą w składzie mnóstwo indywidualności.
Leśniak w swoim pierwszym sezonie gry w Bundeslidze rozegrał 28 spotkań, zdobył 7 goli i zaliczył 8 asyst. Jeżeli występował na boisku, to zawsze w podstawowym składzie i przeważnie od pierwszej do ostatniej minuty. Był ulubieńcem trenera Michelsa, znakomicie wkomponował się w zespół pełen gwiazd miedzy innymi z polskim pomocnikiem Andrzejem Buncolem w składzie.
Swojego pierwszego gola zdobył już w debiutanckim meczu przed własną publicznością w Leverkusen. W drugiej kolejce spotkań sezonu 1988/89 Bayer pokonał Borussię Moenchengladbach 3:1 (2:0), a Leśniak zdobył gola na 3:1 po asyście najsłynniejszego w XX wieku koreańskiego piłkarza Bum-Kun Cha.
Leśniak bardzo szybko zyskał sobie sławę i sympatię miejscowej publiczności. W trzech kolejnych meczach przed własną publicznością zawsze zdobywał gole i to w rywalizacji z przeciwnikami renomowanymi.
Zdobył gola w wygranym 2:0 (0:0) spotkaniu z Borussią Dortmund i w zremisowanym 1:1 (1:1) pojedynku z Bayernem Monachium, w którym mierzył się z takimi piłkarzami, jak: Augenthaler, Reuter, czy Thon.
Później okaże się, że Leśniak szczególnie mocno mobilizował się na mecze właśnie przeciwko Bayernowi, zdołał nawet przeciwko tej drużynie ustrzelić hat-tricka i to na jego stadionie w Monachium, a także strzelił gola z przewrotki spoza pola karnego. ©℗ (par)