Rozmowa z Mariuszem Kurasem, legendą Pogoni Szczecin.
Piłkarskim kibicom Mariusza Kurasa przedstawiać nie trzeba. 300 spotkań rozegranych w ekstraklasie w barwach Pogoni, kariera trenerska między innymi w Pogoni, GKS Bełchatów, Zawiszy Bydgoszcz, Odrze Wodzisław. Dziś 56-letni Kuras mieszka w Kliniskach, a działa w sporcie i trenuje chłopców z Klinisk, Rurzycy i Goleniowa. Jest także szkoleniowcem prężnie rozwijającego się pod batutą prezesa Grzegorza Bartosza klubu Żaki Szczecin.
– Założona przez ciebie Akademia Piłkarska Mariogol funkcjonuje już ponad sześć lat. Czy w gronie trenowanych przez ciebie chłopców są zawodnicy, którzy mogą trafić do profesjonalnego futbolu?
– Oczywiście. W Goleniowie i okolicy nie brakuje piłkarskich talentów. Jednym z nich jest Igor Kostecki, rocznik 2007, który dwa lata temu trafił do Pogoni i rozwija świetnie swój talent, jest kapitanem w swoim roczniku w klubie i reprezentacji ZZPN. Dostał także powołanie do kadry PZPN. W najstarszej grupie wiekowej, czyli w juniorach młodszych jest co najmniej dwóch-trzech chłopców, którzy mogą zrobić karierę. I to na każdym szczeblu. Na pewno mają ku temu predyspozycje. W sporcie same umiejętności jednak nie wystarczą. Trzeba jeszcze mieć szczęście, ktoś musi ciebie dostrzec i dać szansę. Mam nadzieję, że moi podopieczni taką szansę dostaną. A czy ją wykorzystają to już inna sprawa.
– Od roku współpracujesz także z Żakami Szczecin. Jak młody adept futbolu może do ciebie dotrzeć?
– Myślę, że jak komuś zależy to na pewno znajdzie drogę. W akademii jest ponad 200 dzieciaków, treningi prowadzone są na profesjonalnym poziomie. Na każdych zajęciach jest dwóch trenerów, a czasami nawet trzech. Pracujemy dla dobra wielkich klubów, takich jak Pogoń. Na pewno dla każdego chętnego znajdzie się miejsce. Żaki trenują i grają na boisku w Szczecinie przy ulicy Orlej, w Wielgowie i na orliku przy ul. Bośniackiej oraz ul. Pomarańczowej.
– A co z dorosłym futbolem? Planujesz jeszcze powrót na ligowe boiska w charakterze szkoleniowca ligowego zespołu seniorów?
– Wszystko zależy od tego, czy i jaką otrzymam propozycję. Mam ważną licencję UEFA PRO, wypadłem z ligowej karuzeli, ale myślę o seniorach. Ostatnio była oferta z drugiej ligi, ale była to praca może na trzy miesiące, dlatego nie podjąłem takiego ryzyka. Jeżeli miałbym pójść do jakiegoś klubu ligowego, to do takiego, który ma ambicje i chce walczyć o coś więcej niż tylko uchronienie się przed degradacją.
– A Pogoń nie proponowała tobie pracy?
– Niby w jakim charakterze?
– Mają pod ręką do dyspozycji byłego piłkarza i trenera z ogromnym doświadczeniem, od którego można się bardzo dużo nauczyć. Wachlarz możliwości i współpracy jest ogromny. Od trenera grup dziecięcych, poprzez trenera choćby zespołu z Centralnej Ligi Juniorów czy zespołu rezerw.
– Myślę, że odnalazłbym się we wszystkich tych funkcjach. Byłem dwa lata temu na rozmowach w klubie, ale wówczas nie było żadnego wolnego etatu i od tego czasu nie było kontaktu ze strony Pogoni.
– W 2001 roku pod twoją wodzą Portowcy wygrali w Olsztynie ostatni mecz ligowy ze Stomilem 1:0 i sięgnęli po tytuł wicemistrzów kraju. Miałem przyjemność być na tym spotkaniu. Nie przyszło mi wówczas do głowy, że na kolejne podium w wykonaniu Portowców trzeba będzie czekać dwie dekady…
– Dlatego tym bardziej trzeba się cieszyć, że Pogoń ponownie odgrywa bardzo istotną rolę w naszym klubowym futbolu. Myślę, że wszystko idzie w jeszcze lepszym kierunku. Nowy stadion może być dodatkowym impulsem. Pogoni gratuluję brązowego medalu i życzę powodzenia w europejskich pucharach. Mam nadzieję, że portowcy zajdą w nich dalej niż my latem 2001 roku, kiedy to odpadliśmy po rywalizacji z Fylkirem Reykjavik.
– Pamiętasz kulisy olsztyńskiego spotkania z 13 czerwca 2001 roku?
– Oczywiście, takich rzeczy się nie zapomina! Przed meczem ze Stomilem, który walczył o wydostanie się ze strefy barażowej, mieliśmy taką samą liczbę punktów co Legia. Bilans meczów bezpośrednich mieliśmy jednak gorszy. Trudno było spodziewać się, że legioniści zgubią punkty w meczu z Amiką, która grała tylko o prestiż. W Olsztynie od 9. minuty prowadziliśmy po bramce Ferdiego Chifona. Mało nam to jednak dawało, ponieważ Legia jeszcze w 80. minucie wygrywała we Wronkach 2:1. W końcówce Amika zdobyła jednak dwie bramki, my utrzymaliśmy skromne prowadzenie i w efekcie rzutem na taśmę zdobyliśmy wicemistrzostwo Polski. Emocje były ogromne do samego końca. Stomil atakował, bowiem remis zapewniał im ligowy byt. Końcowy gwizdek przyjęliśmy z wielką euforią, to było istne szaleństwo. Jedyne czego żałowałem, to że nie działo się to na Twardowskiego, w obecności kilkunastu tysięcy naszych fanów. W Olsztynie ze zrozumiałych względów była garstka kibiców ze Szczecina.
– Nie uważasz, że trochę to dziwne, że zawodnik i trener z takim dorobkiem nie pracuje w żadnym ligowym klubie?
– Gdy jest się piłkarzem ekstraklasy czy ligowym trenerem, nie brakuje pochlebców, którzy klepią ciebie po ramieniu i mówią, jaki to jesteś wspaniały. Zostawiają wizytówki, chcą kontaktu. Życie potrafi to jednak brutalnie zweryfikować. Kilka lat temu miałem spore problemy ze znalezieniem pracy. Nagle okazało się, że dawni dobrzy znajomi przestali być znajomymi, grono znajomych bardzo się uszczupliło. Cóż, takie jest życie. Pomocną dłoń wyciągnął do mnie Maurycy Sałata – człowiek, którego wówczas nie znałem. On za to mnie znał z boiska. Zaproponował mi pracę handlowca w swojej firmie Marsel, produkującej okna i drzwi. Razem z małżonką jesteśmy mu ogromnie za to wdzięczni i zawsze będziemy o tym pamiętać. Pracuję u niego już tyle lat i robię wszystko, aby nie stracić jego zaufania.
– Jak z dystansu ocenisz nasz ligowy futbol? Zdaniem statystyków ekstraklasa zajmuje bardzo odległą pozycję w Europie.
– Do tych wyliczeń nie przykładałbym większej wagi. Niedawno w rankingu FIFA byliśmy na ósmej pozycji, nawet chyba przed Hiszpanią. A gdzie naszej drużynie narodowej do Hiszpanii…
– Ranking lig powstał na podstawie wymiernych wyników osiąganych przez kluby w europejskich pucharach…
– No tak, wypadamy w nich bardzo słabo i to niewątpliwie jest problemem naszej piłki.
– Dlaczego tak się dzieje?
– Trzeba wierzyć, że sytuacja się zmienia, powstają piękne stadiony z bogatymi sponsorami, jest coraz więcej poukładanych i stabilnych finansowo klubów piłkarskich. Na wszystko potrzeba czasu. Młodzi piłkarze po kilku udanych występach szybko zmieniają kluby i wyjeżdżają za chlebem na Zachód, a do naszej ligi przyjeżdża zbyt duża liczba przeciętnych piłkarzy z zagranicy, którym dużo się płaci, a efekt niejednokrotnie jest taki sam, jak byśmy grali młodymi Polakami.
– We wtorek Polska zremisowała z Islandią 2:2 w ostatnim sparingu przed ME. Jak ocenisz to spotkanie?
– Bardzo dobre zmiany dali Jóźwiak i Kozłowski. Byłem zaskoczony, że Joźwiak nie gra od pierwszej minuty, skoro zawsze gdy wchodzi u Sousy na boisko, wnosi wiele do gry Biało-Czerwonych. Kozłowski po raz kolejny wytrzymał presję i zaprezentował się bardzo solidnie. Dał świetną asystę, wcześniej wypracował sobie pozycję do oddania strzału, był też bardzo bliski zdobycia bramki głową. Gra Polaków na pewno nie układała się najlepiej, ale może to i dobrze. Gdybyśmy na kilka dni przed mistrzostwami biegali łatwo, lekko i przyjemnie, można byłoby się obawiać, że forma przyszła za wcześnie. Myślę, że mecz dał Sousie odpowiedź na kilka pytań, selekcjoner wyciągnie wnioski i ze Słowacją zagramy dużo lepiej.
– Jesteś optymistą przed ME?
– Tak i nie, jest to optymizm urzędowy. Z Hiszpanią nie wygramy, ale pozostałe dwa zespoły na pewno leżą w zasięgu naszych możliwości. A wyjście z grupy wcale nie musi być ostatnim miłym wydarzeniem.
Rozmawiał: Dariusz JACHNO