Doktor Krzysztof Szczur jako lekarz, chirurg urazowy i ortopeda, pracował w szczecińskich klubach: Pogoni, Czarnych i Budowlanych, a wcześniej w czasach studenckich uprawiał czynnie lekkoatletykę. Obecnie prowadzi prywatną praktykę i nadal odwiedza go wielu szczecińskich zawodników, więc postanowiliśmy porozmawiać o zdrowiu sportowców, ale w trakcie spotkania okazało się, że ma wiele dobrych rad także dla kibiców oraz wszystkich szczecinian i nie tylko. Obecnie dzieli się swą wiedzą i długoletnim doświadczeniem, prowadząc wykłady dla seniorów w Uniwersytecie III Wieku.
- Czy każdy sportowiec musi liczyć się z ciężkimi kontuzjami?
- Urazy w sporcie często bywają wynikiem nieszczęśliwego wypadku, na co sportowiec nie ma bezpośredniego wpływu. Jednak większość uszkodzeń ma swoją przyczynę zawinioną na różnych etapach cyklu treningowego. Ryzyko urazu można ograniczyć przez właściwe przygotowywanie do startu zawodnika; musi być w doskonałej kondycji fizycznej jak też psychicznej, a uzyskuje się to poprzez stosowanie odpowiedniej diety, odnowę biologiczną, że nie wspomnę o tak banalnej sprawie jak rozgrzewka. Najgorzej jest natomiast, gdy zawodnik startuje z ciężkim, niezaleczonym urazem, wbrew logice medycznej, wbrew ideom sportu, a czyni tak pod presją mediów i kibiców, koncernów reklamowych oraz producentów sprzętu sportowego, kontraktów, a niekiedy są nawet naciski typu nacjonalistycznego.
- Czy na szczecińskim podwórku startowali zawodnicy z kontuzjami?
- Bywało, że wychodzili na boiska lub bieżnię ukrywając urazy przed trenerami, ale zdarzało się również, że to szkoleniowcy mobilizowali kontuzjowanych do występu. Niekiedy zatajano przede mną rodzaj zażywanych środków farmakologicznych. Wielokrotnie na tej płaszczyźnie miałem scysje ze „sztabem trenerskim”. Dziś niestety, muszę przyznać z przykrością, że ofiary tej przegranej przeze mnie walki, odwiedzają mój gabinet nadal, choć minęło już bardzo wiele lat od zakończenia ich karier. Drastyczny przypadek miał miejsce w jednym z zespołów, gdy na parkiet wybiegła zawodniczka już następnego dnia po zabiegu aborcji...
- Co zrobić, by hasło „sport to zdrowie" nie traciło na aktualności?
- W przypadku wysokiego wyczynu jest to rzeczywiście problem, bo zbyt często magia pieniądza wygrywa z rozsądkiem. Natomiast jeśli nie przekraczamy pewnych granic, to aktywność fizyczna jest bardzo korzystna dla naszego zdrowia, a nawet niezbędna. Niepokoi mnie więc coraz mniejsze zainteresowanie sportem dzieci oraz młodzieży, ich masowe zwalnianie z wuefu, choćby wskutek nieprofesjonalnego prowadzenia zajęć, ale to już inny problem, więc wróćmy do zasadniczego pytania. Przy wysiłku ruchowym, a zwłaszcza w sporcie wyczynowym, bardzo ważna jest suplementacja diety i stosowanie odżywek, czyli witamin, mikroelementów i antyoksydantów, a także właściwa odnowa biologiczna. Trzeba też doceniać potrzebę fizykoterapii z masażami i kąpielami, sauną oraz solankami. Suplementacja diety zawodnika szczególnie ważna jest w dzisiejszych czasach, zwłaszcza wiosną, kiedy intensyfikuje się cykl treningowy, a z powodu masowego stosowania w rolnictwie nawozów sztucznych, warzywa i owoce nie mają już takich wartości odżywczych jak dawniej. Niedobór w organizmie pewnych pierwiastków, które zresztą przy wysiłku zużywają się szybciej, powoduje, że pojawiają się problemy. Jeśli brakuje nam jakiegoś mikroelementu, przykładowo cynku, to organizm jest mniej wydolny, gdyż cynk odpowiada za kilka tysięcy reakcji biochemicznych. Jego niedobór powoduje zastępcze wchłanianie z najbliższego otoczenia wszechobecnych metali ciężkich i organizm zagospodarowuje ołów lub rtęć, a są to trucizny. Wówczas kości, mięśnie i ścięgna są bardziej podatne na kontuzje. Niedostatek żelaza, czyli anemia wtórna, też wywołuje opłakane skutki. W sportowym wyczynie dużym problemem jest brak stosowania środków antyoksydacyjnych, czyli antyutleniaczy, a najprostszy z nich to zwykła witamina C. Przy sporym wysiłku pojawiają się w nadmiarze wolne rodniki tlenowe, które niezlikwidowane, mogą być przyczyną ciężkich schorzeń, z prowokowaniem procesów nowotworowych włącznie. Sądzę, że właśnie to było przyczyną przedwczesnej śmierci wspaniałej szczecińskiej gimnastyczki, wielokrotnej mistrzyni Polski, która przyznała mi się, że nikt o takie rzeczy w całej jej karierze sportowej nie dbał, a ona sama nie była świadoma takiej potrzeby. Dla zdrowotnej kondycji ważna jest walka z toksynami, będącymi skutkami wysiłku, czyli odtruwanie organizmu. Podsumujmy więc, że sport to zdrowie, ale dodajmy, że coraz trudnij zachować je na naszej planecie...
- Czy to nie zbyt duży pesymizm?
- Takie są fakty, bo dokonuje się stopniowa degradacja otaczającego nas ekosystemu. Psujemy wody, powietrze i glebę. Zaśmiecamy głębię oceanów i wewnętrzne warstwy skorupy ziemskiej, a ostatnio nawet kosmos. Wiele rzeczy stworzonych w ostatnich dwóch wiekach obraca się przeciwko człowiekowi, bo zapomnieliśmy o naturze. Uboczne skutki technicznego przełomu, nazywanego też postępem cywilizacyjnym, to pojawienie się chorób, które w odległej przeszłości były zupełnie nieistotne statystycznie lub ich wcale nie było. Mam tu na myśli: nowotwory, zawały, alergie, astmy, rozstroje nerwowe i zaburzenia psychiczne oraz wiele innych. Nasilająca się patologia jest skutkiem trzech zdarzeń: niedoborów, nadmiarów i modyfikacji. Aby negatywne zjawiska się nie pogłębiały, musimy powrócić do naturalnych sposobów odżywiania, zintensyfikować ruch i wysiłek fizyczny, zadbać o ekosystem i przywrócić przyjazny stosunek do wszystkich stworzeń na naszym globie. Nie tylko do zwierząt, ale przede wszystkim do ludzi, bo człowiek coraz częściej staje się drugiemu wilkiem... Na wiele czynników patogennych nie mamy bezpośredniego wpływu, a myślę tu o zatruciu atmosfery smogiem chemicznym, spalinowym i elektromagnetycznym, o zatruwaniu rzek i jezior, o wyjaławianiu gleby i chemicznym jej zatruciu oraz o pozbawieniu ludzi możliwości ruchowych poprzez urbanizację i mechanizację otoczenia. Możemy jednak wiele zdziałać w kwestii patologii odżywiania. Przypomnę starą maksymę: „Jesteś tym, co jesz". Pamiętajmy, że to co wkładamy do ust może być doskonałym paliwem dla organizmu, ale też gwoździem do trumny.
- Prosimy podać przykład takiego doskonałego paliwa dla sportowców, kibiców i wszystkich naszych Czytelników.
- Są to choćby świeżo tłoczone na zimno oleje, które ludzie pierwotni, a nawet jeszcze nasi dziadkowie, spożywali codziennie, a my zostaliśmy ich pozbawieni. Mam tu na myśli olej odpowiednio przechowywany i spożywany w stanie surowym, bo smażenie na oleju, to całkiem inna bajka, mająca taki związek ze zdrowiem, jak krzesło z krzesłem elektrycznym. Już w 1920 roku niemiecki profesor, laureat Nagrody Nobla, Otto Warburg odkrył, że ludzkie komórki rakowacieją, gdy zabraknie im tlenu. Teorię tę w praktyce zgłębiła w latach 50-tych ubiegłego wieku niemiecka uczona doktor Johanna Budwig, która dzięki diecie opartej na oleju, uzyskiwała 90 procent wyleczeń raka. Za swe badania 7-krotnie była nominowana do Nagrody Nobla, której jednak ani razu nie otrzymała. Moim zdaniem stało się to za sprawą wielkich koncernów spożywczo-farmaceutycznych i związanemu z nimi lobby biznesowo-politycznemu, któremu z reguły rzadko zależy na losach społeczeństwa. Później dociekliwy amerykański badacz Brian Peskin przyczyny raka widział w procesie niedotlenienia komórkowego, a kluczem odpowiedzi na pytanie o brak tlenu była błona komórkowa. Każda ludzka komórka okryta jest podwójną błoną tłuszczową jak jajko skorupką i przez mikropory w tej błonie wnikają do środka: pożywienie, tlen i woda oraz uchodzą produkty przemiany materii. Błona składa się z białka i tłuszczów, z których część działa jak miniaturowe magnesy przyciągające tlen. Te nienasycone kwasy tłuszczowe przyciągające tlen, to wielcy dobrodzieje ludzkości, a są to: nazywany w skrócie ALA z rodziny Omega-3 i LA z grupy Omega-6. Dostarczenie komórce właściwej ilości tlenu, pożywienia i wody, powoduje zapewnienie jej właściwego poziomu energetycznego, a obniżenie tego potencjału jest oznaką obumierania komórki i zamieniania się w rakową. Kwasy ALA i LA, nazywane Niezbędnymi Nienasyconymi Kwasami Tłuszczowymi, zużywają się w komórce i muszą być wymieniane na nowe. Gdy tych dobrych tłuszczów brakuje komórce, wtedy buduje swą błonę z gorszych gatunków, niekiedy wszechobecnych tłuszczów nasyconych, czyli uszkodzonych, które nie przyciągają tlenu, a nawet go mogą odpychać. Ostatnio naukowcy, zwłaszcza kardiochirurdzy i anatomopatolodzy, badając niewydolność krążenia odkryli, że tętnice nie są zatykane przez złogi cholesterolowe, lecz uszkodzony kwas tłuszczowy. Peskin twierdzi, że zawał i rak mają tą samą przyczynę! Jest bezpośrednia relacja między zubożeniem w produktach żywnościowych zawartości utleniaczy ALA i LA - co dzieje się wskutek manipulacji na naturalnych olejach roślinnych i uszkodzeniu Niezbędnych Nienasyconych Kwasów Tłuszczowych - a wzrostem chorób cywilizacyjnych, jak zawał, rak, udar, czy cukrzyca, mających wspólny mianownik w postaci niedotlenieniu komórki.
- Skoro poznaliśmy przyczynę tych chorób, to dlaczego nadal zabijają?
- Bardzo dobre pytanie, a można by je zadać przedstawicielom przemysłu tłuszczowego i handlu. Skoro ALA i LA łatwo przyciągają tlen do naszych komórek, to równie łatwo utleniają się poza komórkami. Przez te dwa bardzo aktywne składniki, tłusty towar szybko się psuje leżąc na sklepowej półce. Żeby na tym nie stracić, pomajstrowano przy oleju roślinnym i przerobiono go na margarynę i inne podobne „tłuszcze". Teraz można położyć kostkę margaryny w garażu i po tygodniu będzie taka sama, ale żaden szczur czy kot jej nawet nie tknie, podobnie jak smarów do łożysk w samochodzie... Stosuje się też inne sztuczki, by opóźnić utlenianie tłuszczu, jak wysoka temperatura tłoczenia oleju, ogromne ciśnienie, uwodornianie, chemiczne dodatki i syntetyczne antyutleniacze, które degenerują cenne ALA i LA, a unicestwia je też wymagana przez Unię Europejską pasteryzacja mleka. Duża ilość w produkcie konserwantów, będących antyutleniaczami, nie tylko zapobiega utlenieniu czyli jełczeniu masła lub mięsa, ale zapobiega też utlenieniu naszego mięśnia sercowego, co nazywamy wieńcówką prowadzącą do zawału, a w przypadku mózgu jest to udar. Dzisiaj jadamy sporo, ale jeśli chodzi o ALA i LA, to jesteśmy niedożywieni. W czasach, kiedy rak praktycznie nie istniał, nie było supermarketów ani towarów z długim terminem przydatności. Ludzie pili surowe lub nawet kwaśne mleko, a potrawy krasili świeżym olejem lnianym. Teraz często do masła dodaje się dziesięciokrotnie tańsza oleje roślinne. A ludzie kupują „dietetyczne masełko", bo łatwiej je rozsmarować po wyjęciu z lodówki. W przedwojennych książkach kucharskich takie praktyki nazywano wyraźnie: „karygodnym fałszowaniem masła". Przy okazji zauważmy, że sprzedaż tanich tłuszczów roślinnych promowana jest hasłem: „bez cholesterolu". Przypomnę więc, że według najnowszych badań cholesterol wcale nie jest najgroźniejszy, a ponadto jest bardzo mało wchłaniany z pożywienia, bo olbrzymia większość pochodzi z produkcji w wątrobie. Z książek kucharskich prababek, które nie chorowały na raka, dowiemy się, że do smażenia używano wyłącznie smalcu i sklarowanego masła, a od biedy łoju, lecz nigdy oliwy. Do ciast dodawano zaś masło lub śmietanę, lecz żadnej margaryny. Jeżeli już dotknęła kogoś choroba nowotworowa, to oczywiście nie można się leczyć na własną rękę, lecz trzeba szukać pomocy specjalistów. Dodam, że pomocna może być wtedy witamina B 17, zwana też letril lub amigdalina, powstała z naturalnych składników jak ziarna migdałów oraz rozmaitych pestek: moreli gorzkich, śliwek, brzoskwiń, jabłek i innych owoców z rodzaju rosacea.
- Jak dostarczyć dobroczynne nienasycone kwasy tłuszczowe ALA i LA, których ludzki organizm nie potrafi wytworzyć i musi je otrzymać z zewnątrz z pożywieniem?
- Jest dużo trudniej niż w dawnych czasach, bo w mięsie i jajkach produkowanych w fermach na skalę przemysłową na bazie sztucznych pasz, jest już tych kwasów coraz mniej, a jeśli są to w gorszych proporcjach ze zbyt dużą ilością LA, natomiast w rybach hodowlanych praktycznie ich nie ma. Dobrym źródłem są zaś: ekologiczne migdały, orzechy - chociaż ziemnych nie polecam z uwagi na częste zakażenie pleśnią - mak, sezam, słonecznik, nasiona dyni, siemię lniane, żółtka jak kur wolnochodzących, świeże masło i ser, surowe mięso i niektóre świeżo tłoczone mechanicznie na zimno i sprzedawane z lodówki oleje roślinne, jak lniany, z wiesiołka czy słonecznika. Żeby zachować dobre ALA i LA, należy trzymać olej w ciemnej butelce, zawsze w lodówce i niezbyt długo. Olej należy spożywać w małych ilościach, a przedawkowanie może wywołać komplikacje, jak zapalenie węzłów chłonnych. Pić należy koniecznie na surowo, bo olej smażony jest szkodliwy. ALA i LA muszą być przyjmowane razem i to w odpowiednich proporcjach: na jedną porcję ALA, od jednej do maksimum dwóch i pół porcji LA. Osobiście mieszam dwa oleje: lniany jako źródło ALA i makowy jako źródło LA. Aby być zdrowym nie można zapomnieć też o minerałach i mikroelementach. W komórce ludzkiego ciała zachodzi trzy tysiące reakcji chemicznych na minutę i oprócz kwasów potrzeba wielu innych składników, które najlepiej dostarczyć w naturalnej postaci, a nie syntetycznie w pigułkach.
- Dziękujemy za rozmowę. ©℗ (mij)