Czwartek, 05 grudnia 2024 r. 
REKLAMA

ME 2016. Belgowie za mocni dla Węgrów

Data publikacji: 26 czerwca 2016 r. 23:24
Ostatnia aktualizacja: 26 czerwca 2016 r. 23:24
ME 2016. Belgowie za mocni dla Węgrów
 

Praktycznie nic do powiedzenia nie mieli Węgrzy w niedzielnym meczu o ćwierćfinał z Belgami, którzy zaaplikowali im aż cztery bramki. To - jak dotąd - najwyższa wygrana w rozgrywkach zarówno w fazie grupowej, jak i w fazie pucharowej. Nokaut dokonał się w końcówce meczu ledwie w 12 minut.

1/8 finału: Węgry - Belgia 0:4 (0:1).

Bramki: 0:1 Toby Alderweireld (10-głową), 0:2 Michy Batshuayi (78), 0:3 Eden Hazard (79), 0:4 Yannick Carrasco (90+1).

Żółta kartka - Węgry: Tamas Kadar, Adam Lang, Akos Elek, Adam Szalai. Belgia: Thomas Vermaelen, Michy Batshuayi, Marouane Fellaini.

Sędzia: Milorad Mazic (Serbia). Widzów 28 921.

Węgry: Gabor Kiraly - Adam Lang, Richard Guzmics, Roland Juhasz (79. Daniel Bode), Tamas Kadar - Balazs Dzsudzsak, Zoltan Gera (46. Akos Elek), Adam Pinter (75. Nemanja Nikolic), Adam Nagy, Gergo Lovrencsics - Adam Szalai.

Belgia: Thibaut Courtois - Thomas Meunier, Toby Alderweireld, Thomas Vermaelen, Jan Vertonghen - Radja Nainggolan, Kevin De Bruyne, Axel Witsel, Dries Mertens (70. Yannick Carrasco), Eden Hazard (81. Marouane Fellaini) - Romelu Lukaku (76. Michy Batshuayi).

To był najlepszy mecz Belgów w tym turnieju. W trzecim kolejnym spotkaniu nie stracili bramki i są pierwszą drużyną Euro 2016, której udało się w jednym meczu strzelić cztery gole. W ćwierćfinale zmierzą się z Walią.

W Tuluzie pokonali niespodziankę imprezy Węgrów 4:0. Była to ich pierwsza porażka we Francji. Mieli swoje okazje, ale z sześciu celnych strzałów na bramkę, ani razu piłka nie znalazła się w siatce. Albo mylili się Węgrzy, albo na straży stał bramkarz Thibaut Courtois.

Belgowie, którzy już przed przyjazdem do Francji stawiani byli w roli "czarnego konia", po raz pierwszy od 1980 roku zaszli tak daleko w mistrzostwach Europy.

Wynik już w 10. minucie otworzył Toby Alderweireld. Na drugie trafienie kibice z Belgii musieli czekać aż 68 minut, ale później rozwiązał się worek z golami. Na listę strzelców wpisywali się kolejno Michy Batshuayi (78), Eden Hazard (79) i Yannick Carrasco (90+1).

Tym razem nie zawiedli ci, na których kibice najbardziej liczyli, czyli Hazard i Kevin de Bruyne. Drugi z nich wprawdzie nie zdobył bramki, ale za to był reżyserem wielu ofensywnych sytuacji. Już w pierwszym kwadransie mogło być 3:0, ale 40-letni Gabor Kiraly nie dał się oszukać i dopiero po uderzeniu Alderweirelda był bez szans i musiał wyciągać piłkę z siatki.

Taktyka Węgrów szybko została "zniszczona". Drużyna, która do tej pory "żyła" z kontr, teraz musiała wykazać się własną inicjatywą. Zwłaszcza po pierwszym straconym golu. Nie mieli jednak pomysłu, jak skutecznie zaskoczyć "Czerwone Diabły".

Z kolei węgierska obrona miała poważne kłopoty. Szybkie podania i częste zmiany stron Belgów sprawiły, że linia defensywna została całkowicie rozbita. Wiele wysiłku kosztowało ekipę Bernda Storcka zatrzymanie De Bruyne'a. To był zdecydowanie najlepszy mecz pomocnika Manchesteru City i to on rozdawał najgroźniejsze piłki.

Tylko efektywności brakowało. On sam mógł w 15. lub 30. minucie wpisać się listę strzelców i miał też pecha w 35., kiedy Kiraly odbił piłkę, a ta uderzyła w poprzeczkę.

Nie było jednak tak, że wyłącznie Belgowie atakowali. Swoich szans nie wykorzystali także Gergo Lovrencsics, Balazs Dzsudzsak czy Adam Pinter, który wskoczył do drużyny w ostatniej chwili, kiedy w trakcie rozgrzewki kontuzji nabawił się Laszlo Kleinheisler.

Węgrzy do kraju mogą wracać, mimo wszystko, zadowoleni. A Belgowie mocno postraszyli Walijczyków przed piątkowym ćwierćfinałem w Lille. 

Tekst: PAP, (MIR)

Fot. PAP/EPA/VASSIL DONEV

Na zdjęciu: Michy Batshuay (na pierwszym planie) i jego efektowna przewrotka radości po strzeleniu drugiego gola w meczu z Węgrami.

 

 

 

 

 

 

 

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA