Wtorek, 23 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Lekkoatletyka. Suknia ślubna, egzotyka, polityka i sport

Data publikacji: 23 stycznia 2018 r. 21:47
Ostatnia aktualizacja: 24 stycznia 2018 r. 10:50
Lekkoatletyka. Suknia ślubna, egzotyka, polityka i sport
 

Rozmowa z medalistką MŚ i ME Małgorzatą Hołub, laureatką Plebiscytu Sportowego „Kuriera Szczecińskiego”

Zawodniczka Klubu Lekkoatletycznego Bałtyk Koszalin Małgorzata Hołub, specjalizująca się głównie w biegu na 400 metrów, a szczególnie w sztafecie na tym dystansie, ubiegły rok może zaliczyć do bardzo udanych. W sztafecie reprezentacji Polski została halową mistrzynią Europy (w Belgradzie), zdobyła brązowy medal mistrzostw świata (w Londynie), wywalczyła srebrny medal IAAF World Relays (w Nassau) oraz zwyciężyła na Uniwersjadzie (w Tajpej). Ponadto w biegu indywidualnym na 400 metrów na wspomnianej Uniwersjadzie wywalczyła również złoty medal, a ponadto została wicemistrzynią Polski zarówno na otwartym stadionie, jak i w hali. Za to wszystko głosami naszych Czytelników zajęła 6. miejsce w Plebiscycie Sportowym „Kuriera Szczecińskiego”.

– Który z ubiegłorocznych sukcesów ceni pani najbardziej?

– Zdecydowanie brąz z Londynu. Zdobycie tego medalu był dla mnie ogromną niespodzianką. Nawet nie śniłam o tym, że kiedykolwiek uda mi się przywieźć taki krążek do domu, a jednak. Prowadząc takie ciche wewnętrzne kalkulacje, podejrzewałam 4.–5. miejsce, a tu taki prezent od losu. Nerwów było bardzo dużo, bo biegałyśmy w takiej konfiguracji, której nigdy nie próbowałyśmy. Justyna Święty była po ciężkiej kontuzji z zagadkową formą i do tego debiut Oli Gaworskiej w naszej sztafecie i od razu w finale mistrzostw świata. Bałam się o swój start, choć wiedziałam, że jestem świetnie przygotowana, ale chciałam dać z siebie więcej niż 100 procent, żeby nie zawieść swoich koleżanek.

– Pod względem egzotyki, w ubiegłym roku najatrakcyjniejsze były pani wyjazdy do Nassau na Bahamach i do Tajpej na Tajwanie. Proszę opisać turystyczne wrażenia.

– Uwielbiam takie pytania, bo odpowiedź na nie będzie zaskakująca. W Nassau w tym roku poza stadionem i hotelem nic nie widziałam. Nie mieliśmy na to czasu. Ale byłam tam trzeci rok z rzędu, więc mogę opowiedzieć historię, która przydarzyła mi się podczas pierwszego pobytu. Postanowiłyśmy pojechać z dziewczynami do centrum, żeby kupić jakieś pamiątki i magnesy, które kolekcjonuje moja mama, jednak poza rumem i chińskimi dziwactwami, ciężko było coś znaleźć. Muszę przyznać, że ludzie są tam bardzo miło nastawieni i życzliwi. Długo nie mogłyśmy znaleźć taksówki, więc poprosiłyśmy sprzedawcę w sklepie o jej zamówienie. Jak się okazało, wystarczyło zagwizdać i taxi była obok nas w 30 sekund. Z Tajpej najbardziej zapamiętałam duchotę i wilgoć. Jedyna wycieczka krajoznawcza, na jaką udało mi się tam pojechać, to budynek Tajpej 101, jeden z najwyższych na świecie. Resztę czasu spędziłam na przygotowaniach do startów, bo miałam ich aż 4 w niedługim czasie, a regeneracja w takich warunkach była mocno utrudniona. Po wygranym biegu na 400 metrów na Uniwersjadzie dziewczyny zabrały mnie na nocny targ, na którym było wszystko: buty, ubrania, zabawki, pamiątki, słodycze i jedzenie. Chcąc spróbować tamtejszej kuchni, zjadłyśmy bułkę z wołowiną, truskawki na patyku w zalewie cukierkowej, pieczone grzyby i ich dziwne lody. Jednak muszę przyznać, że nie do końca przekonały mnie te smaki. Zdecydowanie wolę polskie jedzenie. Natomiast wracając do pobytu na Bahamach, to jadłyśmy tam tylko hotelowe potrawy, które niczym nie odbiegały od europejskich. Natomiast na lotnisku skusiłyśmy się na typową amerykańską pizzę pepperoni i muszę przyznać, że nigdy nie jadłam nic bardziej tłustego…

– Atrakcyjna turystycznie jest też Republika Południowej Afryki, gdzie regularnie zimą przygotowują się do sezonu polscy lekkoatleci.

– W RPA jestem już po raz czwarty i wiele udało mi się zobaczyć podczas poprzednich wyjazdów. W tym roku postawiłam na naukę i regenerację, dlatego odpuściłam wszystkie wycieczki. Byłam już na Safari i jeździłam na słoniach. Wybrałam się na typowy targ z pamiątkami afrykańskimi, jak płótna, korale i wszelkiego rodzaju drewniane wyroby, w tym charakterystyczne maski i figurki wielkiej „5”. Podczas każdego wyjazdu przynajmniej jedną niedzielę mamy wolną i zazwyczaj staramy się ją wykorzystać na zwiedzanie. Pogoda jest rewelacyjna, codziennie około 30 stopni. Trening na tej wysokości, czyli 1400 metrów nad poziomem morza, jest ciężki, ale wiem, że przynosi efekty. Jeśli chodzi o jedzenie, to z tego co mówią znajomi, najlepsze są krewetki. Niestety, nie przepadam za owocami morza, więc wypowiedzieć się nie mogę. Jedno wiem na pewno, nigdzie nie jadłam tak pysznych steków jak tu. Jeśli chodzi o ludzi zamieszkujących ten teren, to można ich podzielić na miłych i takich, których zachowanie budzi niepokój. Dlatego po zmroku nie opuszczamy terenu hotelu. Słyszałam wiele historii i nie chciałabym sprawdzać, czy są prawdziwe.

– Podczas Uniwersjady i mistrzostw Polski biegała pani oprócz sztafety także 400 metrów indywidualnie…

– Stosunkowo często biegam indywidualnie. Przykładowo na mistrzostwach Europy dwa razy zajęłam 5. miejsce, a w tym roku w Belgradzie byłam szósta. Na igrzyskach olimpijskich biegłam w półfinale, z czego jestem bardzo dumna. Zatem to nie były przypadkowe starty. Każda poprawa indywidualnego wyniku wpływa pozytywnie na rezultat końcowy sztafety, więc staram się cały czas poprawiać swoje osiągnięcia.

– Sztafeta to bardzo specyficzna konkurencja, co jest w niej najtrudniejszego, a co najbardziej pociąga?

– Sztafeta jest sportem drużynowym, aby coś osiągnąć, każdy musi dać z siebie 110 procent i zaufać koleżankom, że każda zrobi co w jej mocy. Nigdy podczas startu indywidualnego nie czułam tyle nerwów, presji i adrenaliny jak podczas sztafety. Tego nie da się opisać. Jak już nie masz siły w nogach, biegniesz sercem dla drużyny. Przekazanie pałeczki niby nie jest trudne tak jak w sztafecie 4x100, bo jest na mniejszych prędkościach. Jednak i u nas pojawiają się błędy. Zdecydowanie gorzej odebrać, niż podać. Ja od paru lat biegam najczęściej na pierwszej zmianie, więc mi przypada tylko podawanie.

– Na jakie imprezy 2018 roku szykowany jest szczyt formy?

– Jest to rok halowych mistrzostw świata i mistrzostw Europy na otwartym stadionie w Berlinie, więc można powiedzieć, rzut beretem od nas. Mamy nadzieję, że w tym roku pokażemy się lepiej niż dotychczas i pokażemy, na co nas stać, chociaż zdajemy sobie sprawę, że będzie ciężko.

– Jak zaczęła się kariera sportowa?

– W moim przypadku od koszykówki. Byłam w tym sporcie zakochana przez wiele lat, więc gdy na początku trener zaprosił mnie na trening lekkoatletyczny, pomyślałam, że to największa nuda na świecie biegać w kółko. Mimo wszystko postanowiłam spróbować i trenowałam jednocześnie dwa sporty. Zdarzało się, że z jednego treningu szłam na drugi. Po kilku miesiącach moje wyniki badań bardzo spadły i musiałam wybierać. Akurat wtedy pojawiło się największe osiągnięcie, czyli 3. miejsce na mistrzostwach województwa w biegu na 300 metrów, więc postanowiłam zaryzykować i pójść w tym kierunku. Mój wzrost, zaledwie 169 centymetrów, nie pozwoliłby mi na wielką karierę w koszykówce. Myślę, że podjęłam dobrą decyzję. Od początku mojej lekkoatletycznej kariery, aż do teraz, moim trenerem jest Zbigniew Maksymiuk. Współpracujemy razem 14 lat, więc znamy się na wylot. Czasem się śmieję, że trener jest jak mój drugi tata, bo wiedział, kiedy chodziłam na pierwsze imprezy i na „osiemnastki”. Przeżywał, gdy zdawałam testy gimnazjalne czy maturę i to właśnie trener jako jeden z pierwszych zobaczył zdjęcie sukni ślubnej, jaką planowałam kupić. Śmiejemy się czasem, że jak tylko wchodzę na trening i mam zły humor, to trener wie, że lepiej mnie nie zaczepiać i trzymać się z daleka. Czasem podziwiam jego cierpliwość, bo wiem, że praca ze mną nie należy do łatwych. Zdarza mi się dużo narzekać i gadać, zanim wezmę się do pracy, ale trener wie, że wkładam całe serce, gdy coś robię.

– A co z życiem pozasportowym?

– Nie mam zbyt dużo wolnego czasu, więc staram się go spędzać z najbliższymi. We wrześniu wzięłam ślub, dlatego w poprzednim roku każdą wolną chwilę spędzałam na przygotowaniach, bo jak każda kobieta chciałam, aby wszystko było idealne. Teraz nadrabiam trochę czas z książkami, bo uwielbiam czytać, szczególnie kryminały. W wolne weekendy odwiedzam uczelnię, bo jestem na ostatnim roku studiów magisterskich. Wkrótce rozpocznie się sesja, więc będę miała co robić. W domu próbuję swoich sił w gotowaniu. Na razie jestem na etapie najprostszych dań, ale od czegoś trzeba zacząć…

– Największe marzenie na 2018 rok, niekoniecznie sportowe.

– Może to będzie dość przyziemne, ale chciałabym obronić tytuł magistra i… zdać egzamin na prawo jazdy. Od wielu lat jest to moja największa pięta achillesowa. Wstyd się przyznać, ale ciągle nie mogę się za to zabrać, a wiem, że komfort życia bardzo by się zmienił, gdybym na trening jechała autkiem 5 minut, a nie tak jak teraz prawie 40, nie mówiąc już o wszelkich innych dojazdach.

– Czy funkcję koszalińskiej radnej łatwo godzić ze sportem?

– Bycie radnym to trudne zadanie. Musiałam się wiele nauczyć. Na początku, kiedy dostałam materiały na sesje i projekt budżetu, to myślałam, że to sprawy nie do ogarnięcia i chciało mi się płakać, patrząc na te wszystkie dokumenty i tabele. Z biegiem czasu jest mi jednak coraz łatwiej, bo wiele się nauczyłam. Takie stanowisko daje ogromną satysfakcję. W końcu wiele osób mnie wybrało jako swoją reprezentantkę, więc staram się zrobić wszystko, żeby ich nie zawieść. Jeśli chodzi o godzenie obowiązków radnej ze sportem, to nie ukrywam, że łatwo nie jest, ale staram się jak mogę, żeby obydwie funkcje wykonywać jak najlepiej.

– Co było powodem wstąpienia do PO? Czy obecnie utwierdza się pani w przekonaniu, że wybór był słuszny, czy też są może jakieś wątpliwości?

– Jeśli chodzi o to pytanie, nie chciałabym na nie odpowiadać, bo staram się nie mieszać polityki i sportu. Zamiast tego, proszę mi pozwolić powiedzieć coś innego: pragnę bardzo podziękować wszystkim kibicom za głosy. Cieszę się, że moje sukcesy były widoczne i docenione. To zaszczyt być w najlepszej „10” sportowców naszego regionu.

– Dziękujemy za rozmowę. ©℗

(mij)

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

OBSERWATOR(R)
2018-01-24 10:49:20
Na pewno z Kodu lub PO jest bo jest ładna i atrakcyjna co jest domeną zwolenniczek KODU lub PO.
.
2018-01-24 06:36:23
Może i sportowiec, ale co z tego skoro z PO ;/

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA