Szczeciński tyczkarz Piotr Lisek wystąpi w czwartek w Zurichu w pierwszym z dwóch finałów Diamentowej Ligi. Zwycięstwo warte jest 50 tys. dolarów. Szczecinianin spośród wszystkich Polaków ma największe szanse na wygraną.
W ostatnich dniach jednak wiele się w jego życiu zmieniło - został po raz pierwszy ojcem. Jego żona Aleksandra (była tyczkarka) urodziła córeczkę. Te emocje mogą też przełożyć się na dyspozycję sportową. Jak mówi jeden z psychologów - może dostać przysłowiowego “kopa”, ale może też zaliczyć spadek formy. Trudniej będzie mu bowiem o odpowiednią koncentrację i skupienie myśli na walce o trofeum.
Lisek nie startował już w ostatnich tygodniach, bo w Szczecinie oczekiwał narodzin dziecka. Dostał nawet pozwolenie od PZLA, by nie przyjeżdżać na mistrzostwa Polski do Radomia. Do Zurychu się jednak wybiera i będzie walczyć o końcowe zwycięstwo.
W Szwajcarii, żeby liczyć się w konkursie, będzie trzeba skakać bardzo wysoko. Tym bardziej, że nie zabraknie nikogo ze światowej czołówki. To będzie już przedsmak tego, co będzie czekać tyczkarzy w Dausze, gdzie za miesiąc rozpoczną się mistrzostwa globu. W tym sezonie trzech zawodników ma wynik 6 metrów lub lepszy. W tym gronie jest Lisek, który rekord kraju wyśrubował do 6,02.
Początek czwartkowych konkurencji o 18.15. Drugi z finałów Diamentowej Ligi odbędzie się 6 września w Brukseli. (par)
Fot. R. Pakieser