Czwartek, 25 lipca 2024 r. 
REKLAMA

Lekkoatletyka. Dwa lwy w Spale

Data publikacji: 29 stycznia 2019 r. 18:40
Ostatnia aktualizacja: 29 stycznia 2019 r. 18:40
Lekkoatletyka. Dwa lwy w Spale
 

Rozmowa ze szkoleniowcem skoku o tyczce Marcinem Szczepańskim, triumfatorem plebiscytu na najlepszego trenera województwa zachodniopomorskiego

Marcin Szczepański głosami naszych Czytelników zwyciężył w jubileuszowym 65. Plebiscycie Sportowym „Kuriera Szczecińskiego” na najlepszych trenerów województwa zachodniopomorskiego.

Jest szkoleniowcem OSoT-u Szczecin i reprezentacji Polski, a jego najważniejszy podopieczny to aktualny wicemistrz świata z Londynu 2017 oraz brązowy medalista halowych mistrzostw świata w 2018 roku – Piotr Lisek.

Szkoleniowca nie było na naszej Wielkiej Gali Mistrzów Sportu w „Bulwarach”, a zresztą przez całą zimę zazwyczaj trudno go spotkać w grodzie Gryfa. W rozmowie telefonicznej dowiedzieliśmy się, dlaczego tak jest.

– Gdzie był pan podczas naszej gali, a gdzie jest pan teraz?

– Zarówno w czasie grudniowej gali „Kuriera Szczecińskiego”, jak i obecnie, przebywam wraz z Piotrem Liskiem w Centralnym Ośrodku Sportu – Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Spale, bo jest to jedno z nielicznych miejsc w Polsce, gdzie jest odpowiednio wysoka hala i to z bieżnią o okrągłym łuku, dzięki czemu skoczkowie o tyczce mogą mieć odpowiedni rozbieg. Dodam, że aby bezpiecznie skakać, hala musi mieć co najmniej 7 metrów wysokości. Z tego co wiem, w naszym kraju odpowiednich hal, z których moglibyśmy korzystać, jest zaledwie kilka, między innymi w Łodzi, Aleksandrowie i Raciborzu. Dobrze, że budują się kolejne: w Katowicach i Wrocławiu. Daleko nam jednak do Niemiec, gdzie w co drugim większym mieście jest taki obiekt. W ostatnich latach najczęściej gościmy w Spale i zimą stała się ona dla nas drugim domem, bo praktycznie spędzamy tam cały grudzień oraz styczeń, a czasami i luty.

– A nie można by trenować w szczecińskiej Netto Arenie?

– Są tam odpowiednie warunki i czasami tam trenujemy korzystając z gościnności operatorów tego obiektu, ale ta funkcjonalna hala widowiskowo-sportowa wynajmowana jest regularnie na rozmaite mecze oraz imprezy sportowe, a także koncerty czy targi i inne wydarzenia, więc nie zawsze możemy z niej korzystać.

– Wspomniał pan, że świetne hale są powszechne w Niemczech, a przykładowo do Berlina jest bardzo blisko. Czy nie byłby to lepszy kierunek niż wyjazdy do odległej Spały?

– Z tego co wiem, przed laty taką metodę obrała medalistka mistrzostw świata oraz Europy Monika Pyrek i my też próbowaliśmy niemieckiego kierunku, ale po kilku próbach zrezygnowaliśmy z kolejnych wyjazdów. Droga do Berlina zajmuje co najmniej półtorej godziny i tyle samo powrót, więc więcej można osiągnąć mieszkając i trenując na miejscu w Spale.

– Piotr Lisek przestrzegał nas, by nie dzwonić do pana tak późno w nocy jak do niego, bo podobno mieszka pan w pokoju COS-u z małymi dziećmi…

– Ha, ha, to dobrze że Piotrek tak się troszczy o sen moich dzieci i mój. Tak, rzeczywiście od tygodnia mieszkam w Spale razem z żoną i dwoma małymi synami, 3-letnim Antkiem i 8-miesięcznym Stasiem. Młodszy z tego wyjazdu zapewne nic nie zapamięta, ale starszy chyba już tak, bo samodzielnie biega po ośrodku i potrafi już sam odnaleźć nasz pokój. Nie ma tam jednak zbytnich atrakcji poza 25-metrowym basenem, więc po sześciu dniach rodzinka, która chciała sprawdzić, gdzie na zimę znika tatuś, jest już strasznie wynudzona…

– Jak wygląda wasz powszedni treningowy dzień w ośrodku w Spale?

– Przeważnie rozpoczynamy rozruchem około godziny ósmej, o dziewiątej jemy solidne śniadanie, zaś o jedenastej rozpoczynamy pierwszy trening. Regenerujemy siły obiadem i krótkim odpoczynkiem, a o szesnastej rozpoczyna się druga tura zajęć. Wieczorem oczywiście jest kolacja i bardzo często odnowa biologiczna oraz sauna. Sportowy dzień kończymy z reguły o godzinie dwudziestej pierwszej.

– Czy oprócz hali korzystacie także z basenu?

– Raczej sporadycznie, gdy wszystko przebiega zgodnie z planem, ale basen jest niezastąpiony w przypadku ewentualnych kontuzji, a tego przecież przy dużych obciążeniach treningowych nie da się uniknąć. W przypadku drobnego urazu pływanie znakomicie zastępuje trening biegowy.

– Czy w trakcie zgrupowania trenujecie codziennie, czy są jednak jakieś dni wolne?

– Muszą być takie dla kondycji psychicznej i staram się tak organizować zajęcia, by niedziele wolne były od treningów. Jest to czas na odpoczynek, poleniuchowanie w łóżku, wyjście do kina lub do kościoła.

– Kiedy rozpocznie się tegoroczny sezon?

– Niedługo, bo już jutro zawodami w niemieckim Cottbus, a 12 lutego w Netto Arenie odbędzie się Szczeciński Mityng Skoku o Tyczce. Już teraz razem z Piotrem zapraszamy szczecińskich kibiców na tę imprezę, bo emocji z pewnością nie zabraknie. Wieczorny mityng rozpocznie się o godzinie osiemnastej.

– Na jaki miesiąc szykujecie szczyt tegorocznej formy?

– Chcielibyśmy najbardziej optymalną dyspozycję osiągnąć pod koniec września, bo właśnie wtedy w stolicy Kataru Doha odbywać się będą mistrzostwa świata, które są imprezą najwyższej rangi i jest to nasz priorytet. Wcześniej, bo na początku marca, w Glasgow w Szkocji odbędą się halowe mistrzostwa Europy, więc i tam chcielibyśmy dobrze wypaść. Halowe imprezy mają jednak ciut niższą rangę niż te na stadionach…

– Kibice w głosowaniu docenili pana i pańskiego podopiecznego, który zwyciężył w plebiscytowej rywalizacji wśród sportowców za wyniki w 2018 roku. Co uważacie za swój największy ubiegłoroczny sukces?

– Były takie dwa, bo zarówno brązowy medal w halowych mistrzostwach świata w Birmingham, jak i 4. miejsce w mistrzostwach Europy na berlińskim stadionie. W Anglii była to co prawda impreza halowa, jednak rangi światowej, i był tam świetny wynik 5,85 metra. W Berlinie rezultat był jeszcze lepszy, bo życiowy rekord Piotra 5,90 metra. Rezultaty potwierdzają optymalne przygotowanie. Największym plusem minionego sezonu była zaś stabilizacja formy na bardzo wysokim poziomie.

– Trener z reguły jest dużo starszy od zawodnika i to jest powodem pewnego dystansu oraz respektu. A jak to jest w waszym przypadku, gdy jest pan tylko o dwa lata starszy od Piotra, a jeszcze niedawno razem rywalizowaliście na skoczni…?

– Nasze stosunki nazwałbym przyjacielskimi, ale podczas treningów zachowujemy dystans, bo założoną pracę musimy wykonać na sto procent. Mała różnica wieku nie jest w naszym przypadku przeszkodą, lecz zaletą. Mówimy sobie po imieniu, bo tak było, gdy razem startowaliśmy. Obaj urodziliśmy się w sierpniu i jesteśmy spod zodiakalnego Lwa, ale każdy ma swój charakter. Potrafimy się jednak dogadać.

– Zdobywał pan medale w mistrzostwach Polski juniorów, ale stosunkowo szybko zakończył karierę…

– Rozpoczynałem skoki w AZS-ie AWF Gdańsk, potem byłem zawodnikiem SKL-u Sopot i bodajże w 2010 roku przeniosłem się do Szczecina, gdzie skakałem jeszcze przez dwa lata. Wszedłem w wiek seniora z wynikiem 5,20 metra i uznałem, że zbyt wolno robię postępy, więc trzeba było poszukać innego zajęcia. Okazało się, że dobrze się spełniam u boku trenera Wiaczesława Kaliniczenki, zajmując się głównie młodzieżą. Pod naszym okiem rozwijały się talenty Moniki Pyrek, Przemysława Czerwińskiego, Piotra Liska i Aleksandry Lisek. Obecnie jestem głównym szkoleniowcem OSoT-u i trenerem kadry narodowej, a najwięcej czasu i uwagi poświęcam oczywiście Piotrowi. W klubie musi być jednak zaplecze, więc jest grupa młodzieżowa, którą też się zajmuję, gdy jestem w Szczecinie, ale główny ciężar szkolenia następców Piotra biorą na siebie jego żona Aleksandra oraz trener Marek Ferfet.

– Na koniec rozmowy zapytamy jeszcze o pozasportowe hobby.

– Nie mam zbyt wiele czasu na inne zainteresowania, ale obecnie najbardziej fascynuje mnie wychowywanie dzieci. Zabawa z synami to moja największa radość!

– Dziękujemy za rozmowę. ©℗

(mij)

Fot. R. Pakieser

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA