Spójnia Stargard - Trefl Sopot 76:82 (16:24, 19:23, 20:17, 21:18)
Spójnia: Wesley 19, Hickey 17, Pamuła 13, Owens 8, Dymała 7, Wilczek 4, Pabian 3, Bręk 3, Fraś 2, Raczyński 0, Madray 0.
Po raz drugi z rzędu przed własną publicznością zaprezentował się beniaminek Energa Basket Ligi. Po porażce na inaugurację z Kingiem Szczecin, tym razem Spójnia musiała uznać wyższość ekipy z Sopotu.
Mecz z Treflem wyglądał jednak zdecydowanie inaczej niż derbowa inauguracja. Podopieczni trenera Krzysztofa Koziorowicza w końcówce meczu mogli odwrócić losy spotkania, ale znów zabrakło im skuteczności. Optymistycznym akcentem niedzielnego meczu z pewnością była postawa Amerykanina Wesleya, który ma zadatki na czołowego snajpera Spójni.
Wesley do Spójni dołączył w przededniu inauguracji sezonu i w pojedynku z Kingiem dostał zaledwie kilka minut na parkiecie. Przeciwko Treflowi wyszedł na parkiet w podstawowej „piątce" i zdobył też pierwsze w meczu punkty dla Spójni.
W całym spotkaniu okazał się najskuteczniejszym snajperem stargardzian trafiając z blisko 60-procentową skutecznością. Niestety nie dostosowali się do niego koledzy ze Spójni, która zespołowo miała zaledwie 40-procent celnych rzutów z gry. Trefl trafiał co drugi rzut i nieznacznie wygrał też walkę na tablicach.
Spójnia prowadziła w tym meczu tylko na początku I kwarty. Później inicjatywę przejęli skuteczniejsi goście. W kolejnych kwartach powiększali przewagę, aby w decydującej prowadzić już 15 punktami.
Spójnia zerwała się do odrabiania strat. Po trafieniach Pamuły i Hickeya przewaga gości stopniała do 4 punktów. Spójnia miała trzy kolejne okazje, aby objąć prowadzenie, ale nie potrafiła zakończyć akcji celnym rzutem i ostatnie słowo należało do Trefla. ©℗(woj)