Koszykarze Kinga w 100-procentach wykorzystali atut własnej hali i wygrali drugi mecz półfinałowy Energa Basket Ligi. Już w weekend w Ostrowie szczecinianie mogą zapewnić sobie miejsce w wielkim finale. Do awansu potrzebuję już tylko jednej wygranej, a okazje będą mieli dwie - najpierw w piątek, a potem ewentualnie w niedzielę.
King Szczecin - Stal Ostrów 79:74 (12:26, 30:17, 12:14, 25:17)
King: Meyer 20, Brown 15, Cuthberston 13, Hamilton 11, Mazurczak 10, Feyne 5, Borowski 4, Kostrzewski 1, Żmudzki 0, Matczak 0
Pierwsza fatalna kwarta w wykonaniu Kinga nie miała wpływ na przebieg całego spotkania. Przez pierwsze 10 minut szczecinianie mieli już 8 strat, o jedna więcej niż w całym pierwszym meczu półfinałowym. King trafił w tej kwarcie tylko 5 z 13 rzutów z gry, w tym żadnej "trójki". Stal grała tymczasem koncertowo - miała blisko 60-procentową skuteczność rzutów i na pierwszą przerwą schodziła z 14-punktową przewagą.
W II odsłonie King zmienił się nie do poznania. Popisał się pięcioma celnymi "trójkami", a rewelacyjna gra Browna (cztery celne "trójki") i Hamiltona (7 punktów) pozwoliła szczecinianom nie tylko odrobić straty, ale nawet wyjść na prowadzenie. Stal ostatecznie dzięki akcjom Djurišisicia i Zębskiego na długą przerwę schodziła z przewaga punktu.
Trzecia odsłona znów należała do Stali, która odskoczyła na 8 punktów. Mecz był jednak coraz bardziej emocjonujący, a oba zespołu pokazywały sporo efektownych akcji.
Kluczowa dla losów meczu okazała się decydująca kwarta, w której King już po dwóch akcjach odrobił wcześniejsze straty. Punkty Mazurczaka i "trójka" Meiera po chwili dały szczecinianom prowadzenie 65:59. Stal jeszcze trzykrotnie zbliżyła się na punkt, ale King nie dał już sobie odebrać prowadzenia. Nerwowo zrobiło się jeszcze w ostatnich sekundach, gdy po stracie gospodarzy ostrowianie trafili na 77:74. W kluczowej akcji Kinga piłka trafiła do Meiera, który był faulowany. Bezbłędnie wykonujący rzuty osobiste Amerykanin nie pomylił się i tym razem, zapewniając Kingowi końcowe zwycięstwo.
(woj)