Sobota, 30 listopada 2024 r. 
REKLAMA

Kolarstwo. Medal dał mi kopa (ROZMOWA)

Data publikacji: 28 grudnia 2016 r. 20:40
Ostatnia aktualizacja: 29 grudnia 2016 r. 14:27
Kolarstwo. Medal dał mi kopa (ROZMOWA)
 

Rozmowa z Maciejem Bieleckim - mistrzem Europy w sprincie drużynowym

Podczas mistrzostw Europy w kolarstwie torowym, rozgrywanych we francuskim Yvelines pod Paryżem, złoty medal wywalczyła drużyna polskich sprinterów, w której jechało dwóch kolarzy Grupy Kolarskiej Piast Szczecin: Maciej Bielecki oraz Kamil Kuczyński. O rozmowę poprosiliśmy pierwszego z nich, który w plebiscycie naszej redakcji, głosami Czytelników, wywalczył 5. miejsce.

– Czy złoty medal zdobyty we Francji to dla pana najważniejsze wydarzenie 2016 roku?

– Był to największy sukces nie tylko dla mnie, ale i dla całego Polskiego Związku Kolarskiego. Nie tylko w perspektywie rocznej, ale nawet dekady, bo poprzednie złoto mistrzostw Europy torowcy wywalczyli przed dwunastu laty. Jeśli chodzi o mnie, to osiągnąłem największy sukces w całej dotychczasowej karierze, bo wcześniej startowałem co prawda w igrzyskach olimpijskich, mistrzostwach świata i mistrzostwach Europy, ale nigdy nie stawałem na najwyższym stopniu podium. Medal w Yvelines było bardzo trudno wywalczyć i nie była to przysłowiowa bułka z masłem. Trzeba było być w pełnej dyspozycji fizycznej i psychicznej od godziny 15 do 21, bo w ciągu tych sześciu godzin odbyły się trzy wyścigi, które przesądziły o naszym triumfie. Zdobyte złoto dało mi kopa do dalszej pracy, bo przyznam, że wcześniej, gdy miałem zmarnowany jeden z sezonów z powodów zdrowotnych, myślałem nawet o zakończeniu kariery. Najbardziej denerwowało mnie to, że lekarze długo nie mogli zdiagnozować przyczyn moich dolegliwości. W końcu się jednak udało i okazało się, że mój problem to alergia i astma.

– Jak wyglądała rywalizacja na francuskim torze?

– Najpierw wystartowaliśmy w eliminacjach i nie pamiętam nawet dokładnie, z którą z bodajże 17 narodowych drużyn rywalizowaliśmy, ale to nie było ważne, bo liczyło się tylko, by uzyskać czas, który da miejsce w czołowej „ósemce”. Czasu nie wykręciliśmy rewelacyjnego, ale dał nam on czwarte miejsce, co było wykonaniem planu aż z nawiązką. W drugim wyścigu, walcząc o miejsce w finale A, jechaliśmy z Rosjanami i ich pokonaliśmy. Pomógł nam też fakt, że w drugim etapie rozsypali się Niemcy, bo jeden z ich zawodników nie złapał koła i w ten sposób nasi zachodni sąsiedzi jakby sami wyeliminowali się z dalszej rywalizacji. Doszliśmy więc do finału, w którym udowodniliśmy swą wyższość nad ekipą Wielkiej Brytanii. Przed mistrzostwami mieliśmy plan, by w każdym kolejnym wyścigu jechać lepiej, czyli szybciej i to nam się udało zrealizować, co okazało się kluczem do ostatecznego zwycięstwa.

– Jechał pan we wszystkich trzech wyścigach, a kolega klubowy Kamil Kuczyński tylko w dwóch. Dlaczego tak zostało postanowione?

– Decyzja zapadła dużo wcześniej przed zawodami i chodziło o to, by rozłożyć wysiłek na czterech kolarzy, a nie na trzech, jak to zrobili choćby Brytyjczycy, których pokonaliśmy w decydującym boju o złoto. W pierwszym wyścigu razem ze mną jechali Bartosz Rudyk i Mateusz Lipa. Na kolejny start za Lipę wyszedł już Kamil Kuczyński, ale głównie po to, by się przepalić, jak my to nazywamy w naszym slangu, a chodziło o to, by w najlepszej dyspozycji był na finał; już rozgrzany, ale jeszcze nie zmęczony.

– Jaki był poziom mistrzostw Europy rozgrywanych po igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro?

– Wiadomo, że igrzyska w Rio de Janeiro były imprezą sezonu, ale czasy osiągane we Francji były porównywalne z brazylijskimi, co świadczy o wysokim poziomie zawodów. Przyjechało wielu bardzo dobrych kolarzy, także takich, którzy nie zakwalifikowali się do Rio de Janeiro, jak choćby Rosjanie, a oni nastawili się właśnie na mistrzostwa Europy. Francuzi, którzy nie pojechali latem za ocean, też mieli zrobić szczyt formy właśnie na mistrzostwa na własnym terenie. Skład natomiast znacznie odmłodzili Brytyjczycy, ale ich młodzież niewiele ustępowała tym, którzy występowali w Brazylii. W Yvelines nie było słabych kolarzy.

– Jakie tegoroczne wydarzenia, oprócz mistrzostw Starego Kontynentu, utkwiły w pańskiej pamięci?

– Nie da się ukryć, że najważniejszą imprezą roku, do której się przez wiele miesięcy solidnie przygotowywałem, były igrzyska olimpijskie w Brazylii, lecz choć byłem w wyśmienitej formie, do Rio de Janeiro nie poleciałem. Nie da się ukryć, że przygnębiło mnie to niepowodzenie, ale nie trzeba już do tego wracać. Niedosyt ma też zapewne Kamil Kuczyński z mojego klubu, bo choć znalazł się w Brazylii, był jednak tylko rezerwowym. Mimo wszystko zebrałem się w sobie przed mistrzostwami Europy, nie załamałem rąk, a forma była jeszcze wyższa niż przed brazylijskimi igrzyskami. Kolejny tegoroczny sukces to trzecia lokata w Pucharze Świata w Glasgow w Szkocji. Dobry wynik mógł być też na kolejnej imprezie tego cyklu w holenderskim Apeldoorn, ale jeden z młodych zawodników naszej drużyny, Patryk Rykowski, nie złapał koła, podobnie jak przytrafiło się Niemcom w mistrzostwach Europy, więc szansa na wysokie miejsce przepadła.

– Dlaczego nie było pana na Gali Mistrzów Sportu na Zamku Książąt Pomorskich?

– W tym czasie przebywałem na zgrupowaniu kadry narodowej w Spale, skąd wróciłem dopiero przed samym Bożym Narodzeniem. Święta też spędziłem na walizkach, bo mieszkam teraz w Pruszkowie, dom rodzinny mam w Białymstoku, a wszędzie chciałem być. Sylwestra zaś spędzę spokojnie, bo jak może być inaczej, gdy ma się 3,5-letnią córeczkę…?

– Nic pan nie wspomina o odwiedzinach w Szczecinie…

– Startuję w barwach szczecińskiego klubu, ale w grodzie Gryfa bywam sporadycznie. Nie mam tu mieszkania, ale gdy przyjeżdżam, nie muszę wynajmować hotelu, gdyż gościnę zawsze oferują mi Damian Zieliński lub Kamil Kuczyński.

– Są już sportowe plany na 2017 rok?

– 3 lub 4 stycznia rozpocznie się zgrupowanie reprezentacji, przygotowujące do lutowych zawodów Pucharu Świata w amerykańskim Los Angeles i późniejszych w kolumbijskiej Cali oraz do mistrzostw świata, które odbędą się w kwietniu w Hong-kongu. Znam dobrze te trzy tory, a najmilej wspominam ostatni, na którym wyprzedziliśmy Rosjan, walcząc o przepustki na igrzyska olimpijskie. Nie wiem jednak, czy zakwalifikuję się na te wyjazdy, bo odbędą się wewnętrzne eliminacje, a dobrych zawodników mamy dużo i konkurencja jest ostra.

– Czy oprócz sportu ma pan jeszcze czas na inne zajęcia?

– Moja pasja to motoryzacja, a konkretnie to majsterkowanie przy starym, zabytkowym mercedesie, którego doprowadzam do stanu oryginalnego, a ponadto staram się, by był w stanie jeździć. Na ulice nie wyjeżdżam jednak nim zbyt często, a do prozaicznego transportu mam inny, całkiem współczesny samochód.

– Dziękujemy za rozmowę. ©℗

(mij)

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

silveradam
2016-12-29 13:57:36
Gratulacje dla calej ekipy,oraz powodzenia w dalszych sukcesach w nadchodzacym Nowym Rokuna tak przy okazji nie jest pan osamotniony z tym mieszkaniem w Szczeciniemja czekam na komunalne juz pare lat z kaaaawalkiem,lub nawet na nominacje do socjalnego,ale w tym miescie dlugo sie nic nie zmieni,a moze lepiej dac spokoj i poszukac przyjazniejszego miejsca.

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA