Poniedziałek, 29 lipca 2024 r. 
REKLAMA

Karate. Tokio na drogowskazie (ROZMOWA)

Data publikacji: 31 grudnia 2017 r. 09:58
Ostatnia aktualizacja: 31 grudnia 2017 r. 09:58
Karate. Tokio na drogowskazie (ROZMOWA)
 

Rozmowa z Maciejem Boguszewskim, laureatem 3. miejsca w 64. Plebiscycie Sportowym „Kuriera Szczecińskiego”

W 2017 roku karateka Maciej Boguszewski, trenujący w szczecińskim klubie Bodaikan, nie tylko potwierdził krajowy prymat, ale także coraz śmielej aspiruje do światowej czołówki. Docenili to Czytelnicy naszej gazety i ich głosami szczeciński zawodnik wywalczył miejsce na podium w plebiscycie „Kuriera”. Z tej okazji poprosiliśmy go o rozmowę.

– Które z sukcesów dały największą satysfakcję?

– Podstawą udanego roku były rozgrywane w marcu we Wrocławiu mistrzostwa Polski WKF, podczas których obroniłem złoty medal w kumite, czyli w walkach, w prestiżowej wadze do 75 kilogramów, w której zarówno w Polsce, jak i na świecie, rywalizuje najliczniejsze grono zawodników i właśnie tu są najgłośniejsze nazwiska. W Polsce mam aż 40 rywali, a w Premier League ponad stu. Mistrzostwa kraju były świetnym przetarciem przed The World Games, czyli Światowymi Igrzyskami Sportowymi, które odbyły się w lipcu, także w stolicy Dolnego Śląska. Podczas tej imprezy potwierdziłem przynależność do światowej czołówki, znajdując się wśród ośmiu najlepszych zawodników naszego globu. W mojej kategorii wystąpiła pełna plejada gwiazd, mnie zabrakło w dwóch walkach dosłownie paru sekund do utrzymania wyniku, czyli osiągniętej przewagi i walczyłbym w czwórce najlepszych o medale… Efektem dobrych wyników było miejsce w ścisłej czołówce światowego rankingu, które umożliwia mi walkę o przepustkę na igrzyska olimpijskie w Tokio w 2020 roku.

– Jak wygląda sportowa droga do Japonii?

– Aby na nią wkroczyć, musiałem dostać się do kadry narodowej i stamtąd otrzymać rekomendację do startu w elitarnej Premier League. Ostatecznie wyłoniono stu zawodników, którzy rywalizować będą o prawo wyjazdu na igrzyska olimpijskie w Tokio na cyklu turniejów, z których pierwszy odbędzie się już w styczniu w Paryżu, a kolejny w Hiszpanii. Imprez tych będzie wiele, i to w dalekich, egzotycznych krajach, a miejscem zawodów będą między innymi Dubaj, Santiago de Chile czy Szanghaj. Mam nadzieję, że Polski Związek Karate, który ostatnio bardzo wspomaga czołowych zawodników, będzie w stanie pokryć koszty tych wyjazdów. Chociaż rywale to w większości zawodowcy, swoje szanse oceniam wysoko, a to dlatego, że walczyłem już z najlepszymi i wygrywałem, zdobywając punkty.

– Karate sportowe składa się z dwóch członów: walk kumite oraz pokazów kata. Czy w obu tych konkurencjach będzie można zdobywać medale w Tokio?

– Rywalizacja o czołowe lokaty toczyć się będzie zarówno w kumite, jak i w kata. Karate po raz pierwszy pojawi się na igrzyskach olimpijskich, a w kumite, które jest moją specjalnością, wystartuje tylko 60 zawodników, a więc po 10 osób w wadze. Wszystkie konkurencje, które znalazły się w programie japońskich igrzysk, dotyczą rywalizacji indywidualnej. Kobiety rywalizować będą w walkach do 55 i 61, a także powyżej 61 kilogramów oraz w kata. Natomiast mężczyźni walczyć będą do 67 i 75 oraz powyżej 75 kilogramów, a także w kata.

– Wspomniał pan, że rywalami będą zawodowcy, czyli sportowcy, którzy nie pracują, lecz żyją właśnie z karate. Czy jest szansa wygrania z nimi sportowej rywalizacji?

– Co prawda mam pozasportowe zajęcie, bo jestem studentem IV roku prawa na Uniwersytecie Szczecińskim, ale wystąpiłem o indywidualny tok studiów i dzięki temu mam możliwość trenowania dwa, a nawet trzy razy dziennie. Na razie moje myśli częściej absorbuje drogowskaz „Tokio”, niż to czy zostanę adwokatem, sędzią bądź notariuszem… Klubowy trener Piotr Juszczak, który prowadzi mnie już od siedemnastu lat i jest autorem wszystkich moich sukcesów, jakie wywalczyłem na tatami, przygotował specjalny program pod kątem igrzysk olimpijskich, w którym pracuje sztab ludzi: szkoleniowcy, ekipa zdrowotna, dietetyk, psycholog i fizjoterapeuci. Przygotowuję się w trzech blokach tematycznych: nad techniką pracuję w siedzibie klubu w Domu Marynarza przy ulicy Malczewskiego, motorykę wyrabiam na siłowni, a ostatnim, ale wcale nie najmniej ważnym elementem, jest trening funkcjonalny połączony z fizjoterapią, a do tego dochodzi odnowa biologiczna, czyli mamy pełen profesjonalny serwis.

– Jak rozpoczęła się przygoda z karate i dlaczego wybór padł akurat na tę wschodnią sztukę walki?

– Powód był bardzo prozaiczny, bo jeszcze zanim poszedłem do szkoły, w wieku zaledwie pięciu lat, rodzice zaprowadzili mnie na zajęcia karate, a ja się temu podporządkowałem, zaś treningi z czasem zaczęły mi sprawiać coraz większą przyjemność i pojawiły się też pierwsze sportowe sukcesy, które tylko dopingowały do dalszej pracy. Wybór klubu dokonany został z dwóch powodów: po pierwsze, tylko w klubie Bodaikan były grupy dla pięciolatków z bardzo dobrym programem, a po drugie, to był i jest najlepszy klub pod względem wyników w naszym województwie i czołowy w Polsce w karate WKF/Shotokan. Teraz z perspektywy czasu i 22 lat życia widzę, że nie mogłem lepiej trafić.

– Dziękujemy za rozmowę. ©℗

(mij)

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA