Rozmowa z prof. dr hab. Tadeuszem Białeckim, historykiem, twórcą i redaktorem naczelnym Encyklopedii Szczecina
– Kilka miesięcy temu nakładem Szczecińskiego Towarzystwa Kultury ukazał się „Słownik wszystkich nazw geograficznych Pomorza Zachodniego”. To nie jest pierwsze tego typu dzieło przez pana opracowane.
– Zebranie nazw geograficznych dotyczących danego obszaru, a więc nazw miejscowości oraz rzek, jezior, wzgórz, a nawet leśnych polan jest ważne z wielu powodów, a najbardziej przemawiają do nas kwestie praktyczne. Ktoś nam mówi, że jechał przez Stare Bryki, bo taką miał mapkę, a tymczasem trudno znaleźć tę miejscowość; na prawidłowych mapach będą nie Stare Bryki, ale Stare Brynki. Jednym słowem żeby skutecznie się porozumiewać co do określonych miejsc, trzeba znać ich nazwy oraz położenie oraz tych nazw używać. Na ogół nie zdajemy sobie sprawy, że oprócz nazw urzędowych istnieje znacznie więcej określeń z zakresu fizjografii, które nie są prawnie usankcjonowane. To niezliczone nazwy przejściowe, zwyczajowe, którymi posługują się miejscowi; oni wiedzą, o co chodzi, ale dla postronnych brak owej wiedzy może sprawiać duże kłopoty. Porządek w nazwach to podstawa dobrej administracji, a także poczty, która powinna trafiać, gdzie należy.
– Dlaczego w naszych nazwach panował taki nieporządek, że uznał pan za potrzebne, by zgromadzić wszystko w jednym słowniku. To musiała być niezwykle żmudna praca.
– Trzeba było to zrobić, ale nic się nie dzieje od razu. Przypomnę najpierw, skąd wziął się problem. Po II wojnie światowej, kiedy Polska po wielu wiekach powróciła na Pomorze Zachodnie, niemal wszystko miało nazwy niemieckie, choć pozostałości po słowiańszczyźnie nie było wcale tak mało. W latach 1945-1948 działała państwowa Komisja Ustalania Nazw Miejscowych. Ta komisja składająca się z geografów, historyków, etnografów i językoznawców nadawała głównie nazwy miejscowościom, a nazwami fizjograficznymi dotyczącymi potoków, jezior czy wzgórz zajmowano się jedynie w wyjątkowych przypadkach. Nazwy ustalone w tych latach otrzymały rangę prawną poprzez ogłoszenia w Monitorze Polskim. Natomiast po raz pierwszy zebrał je w „Słowniku nazw geograficznych Polski Zachodniej i Północnej” Stanisława Rospond. Jego dzieło ukazało się w 1951 roku. Tamten zbiór uwzględniał prawie całość nazw miejscowości, ale jedynie około 15 proc. ważnych fizjograficznych. Komisja nie obejmowała swoim zainteresowaniem tego problemu, a ponieważ życie ma swoje potrzeby, więc osiedleńcy na nowych terenach zaczęli nadawać różnym miejscom nowe polskie nazwy, niekiedy wprost tłumaczone z niemieckiego. Na ogół nie miał kto zabiegać, by te nazwy spełniały wymagania przepisów i zostały urzędowo zatwierdzone. Mijały dziesięciolecia, a te przejściowe nazwy często funkcjonują w lokalnym obiegu mimo istnienia nazw oficjalnych. Dobrze jest znać i jedne, i drugie, bo tylko w ten sposób możemy uporządkować ©
Cały wywiad w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 25 maja 2018 r.
Rozmawiał Grzegorz Dowlasz