Tego ranka sikorki nie dolatują do karmnika. Po drodze wpadają w niemal niewidoczną sieć. Ptaszki cierpliwie czekają, aż wyjmie je człowiek w kominiarce.
Owym łowcą jest ornitolog Piotr Piliczewski, doktorant Wydziału Biologii Uniwersytetu Szczecińskiego. Jego praca wymaga delikatności i cierpliwości, a przede wszystkim odporności na poranny chłód. Naukowiec bacznie obserwuje sieć ornitologiczną, co jakiś czas podchodzi i wyciąga z niej sikory bogatki, które my nazywany zdrobniale sikorkami. Każdą waży, mierzy, sprawdza poziom otłuszczenia, dmuchając w klatkę piersiową i na brzuch, co odsłania zapasy tłuszczu. W końcu sprawnie obrączkuje ptaka i wypuszcza na wolność. Szczęśliwe sikorki odlatują, aby przysiąść na pobliskiej gałęzi, „zastanawiając się” pewnie, dlaczego nie zostały… pożarte.
– Ptaki zaczęto obrączkować pod koniec XIX wieku – mówi Piotr Piliczewski. – Pierwotnie było to badanie przemieszczeń (migracji). Bo ludzie byli ciekawi, co się z ptakami dzieje, gdzie one lecą. A różne były teorie. Na przykład uważano, że jaskółki zimują w mule, a kukułki przemieniają się w krogulce.
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 9 marca 2018 r.
Tekst i fot. Marek KLASA