Powiem szczerze, że nudzą mnie już internetowe wpisy o tzw. paragonach grozy, jakie dość często się pojawiają latem – szczególnie po weekendach. Oburzeni ludzie dziwią się, że zapłacili drogo za obiad czy też herbatę. Ale przecież jak zamawiali posiłek, to mieli przed oczyma jadłospis, w którym była wymieniona cena i gramatura. Tymczasem oni dopiero gdy otrzymali paragon, to się obudzili i skarżą się całemu światu.
A przecież nikt nie każe nikomu zamawiać, przykładowo ryby, by potem protestować, że kosztowała tak drogo. Można przecież zamówić 200-300 gramów i przeliczyć przed zakupem ile to kosztuje. Faktem jest, że wielu zamawia rybę, ale nie podaje gramatury, a sprzedawca podaje mu danie, które niekiedy waży przeszło pół kilograma, a nawet więcej i za tyle kasuje. Jeżeli dodamy do tego frytki (100 gramów od 8 do 14 zł), surówkę (8-10 zł) oraz napój (herbata 10, a piwo nawet 14 zł), to mamy „paragon grozy”. Tyle tylko że sami jesteśmy sobie winni, bo nie zapoznaliśmy się z kartą dań.
Owszem, wielu gastronomików chce szybkiego zarobku i dyktuje ceny jak z sufitu. Na przykład żądanie 16 zł za jajecznicę z boczkiem (bez pieczywa, masła i herbaty) jest według mnie lekką przesadą. Ale przecież mamy prawo wyboru i możemy poszukać innego, tańszego lokalu, których nad morzem nie brakuje.
Znam lokale w nadmorskim Mrzeżynie, leżące w niewielkiej odległości, po przeciwnej stronie ulicy, gdzie ceny różnią się znacząco. W jednym schabowy z dodatkami kosztuje 65 zł, a po drugiej stronie ulicy jest o połowę tańszy. Gdzie pójdzie klient? – wiadomo. Ten sam schabowy w centrum miejscowości można zjeść za 19 zł. Oczywiście nazw lokali nie podaję, bo wychodzę z założenia, że skoro ja je znalazłem, to zapewne głodni wczasowicze też to uczynią.
W nadmorskim Dźwirzynie jest wiele restauracji w porcie rybackim, które na brak klientów nie narzekają. W mieście są natomiast lokale, które nie odstraszają cenami. Jak widać na zdjęciu, w jednym z nich schabowy z pieczarkami polanymi serem i frytki kosztują 33 zł. Ceny innych dań są także w miarę przystępne. Takich lokali jest naprawdę nad morzem wiele i warto ich poszukać, zamiast pisać skargi na drożyznę.
Nie ma co ukrywać, że właściciele punktów gastronomicznych musieli podnieść ceny, bo podrożał gaz, prąd, olej do smażenia, benzyna i same produkty. Personel, którego brakuje, także żąda podwyżek. Tego nikt nie neguje, bo o galopujących cenach wiemy wszyscy. Niektórzy z podwyżkami nieco przesadzili, ale mają do tego prawo. Dziś to klient decyduje o tym, gdzie chce zjeść i za jaką cenę. W trakcie nadchodzącego sezonu będziemy zajmować się tym i wieloma innymi problemami. ©℗
Tekst i fot. Mirosław KWIATKOWSKI