W weekend szczecińskich teatromanów czeka aż pięć premier spektakli, w tym „Mbambo”, według powieści „Murzynek B.” autorstwa szczecinianina, naszego redakcyjnego kolegi - Artura Daniela Liskowackiego. Przedstawienie zostanie pokazane na scenie Malarni w Teatrze Współczesnym.
Reżyser mówi, że na początku nie był przekonany, czy da się przenieść na scenę wspomnianą książkę. Jest ona bowiem wielowątkowa.
- Kilka lat temu pan Liskowacki zadzwonił do mnie z pytaniem, czy czytałem jego książkę i co sądzę o tym, by przenieść ją na scenę. Powiedziałem, że czytałem i że "może tak, owszem, ale czy na pewno?". I wtedy pan Liskowacki powiedział, że Adam Michnik uważa, iż to jest bardzo ważny tekst i że sugeruje, by zrobić go w teatrze. Pomyślałem zatem, że skoro pan Michnik tak uważa, to jeszcze raz przeczytam książkę i zdecyduję co dalej - mówił, na wtorkowej (1 czerwca) konferencji prasowej w Malarni, reżyser Paweł Kamza. - Potem przez trzy albo cztery lata spotykaliśmy się z panem Liskowackim, by ustalić, jak tę historię pokazać w teatrze. Przez ten czas powstało kilka wersji adaptacji, a ta, którą zobaczą widzowie, to już szósta albo siódma wersja. Ja zawsze tak pracuję że przynoszę tekst na próby i wtedy jeszcze się nad nim pochylamy wspólnie z aktorami. Stąd były zmiany kwestii i całych scen, a nawet rozstrzygnięć fabularnych. Aktorzy nawet dołożyli swoje opowieści. Krysia Maksymowicz opowiedziała o swojej ciotce, która pochodziła ze Wschodu i jej historia weszła do przedstawienia, łącznie ze zdjęciami. Z kolei Robert Gondek przyniósł własną opowieść o swoim dziecku z Afryki. Ma on bowiem syna z Rwandy. To się nazywa adopcja serca. Zatem na scenie i ta historia się znalazła. W spektaklu przedstawiamy głównie opowieść matki głównego bohatera, Murzynka B. Zaczynamy zatem przedstawienie od końca. W powieści Murzynek B. ginie nad morzem. Albo nie. Nie wiadomo, czy to był nieszczęśliwy wypadek, samobójstwo czy morderstwo. Matka, żeby odkryć, co się stało z jej synem, musi sobie odpowiedzieć na pytanie: "kim ona jest". W spektaklu jest mowa o tym, że kiedy ktoś odchodzi, co oczywiście jest dojmującą stratą, ale żałoba jest po to, by od niej nie uciekać, ale w nią wejść i przyjąć z całą przerażającą przestrzenią. Ale ta przestrzeń może być otwarciem i o tym próbujemy też opowiedzieć.
Na powstanie książki szczecinianina miało wpływ dramatyczne zdarzenie sprzed kilkunastu lat.
- Teraz minęło jedenaście lat od tragicznego wydarzenia, które było niejako wpisane w konstrukcję mojej powieści. To się bowiem stało, kiedy ja tę książkę pisałem. Otóż na stadionie narodowym w Warszawie, który był wtedy jeszcze stadionem handlowym, został zastrzelony Nigeryjczyk z polskim obywatelstwem. Zginął, bo był inny. Choć policja tłumaczyła, że był agresywny i uciekał - opowiadał dziennikarzom pisarz, Artur Daniel Liskowacki. - Ta historia w jakiś sposób łączy się z naszym spektaklem, choć dosłownych analogii nie ma. Mówimy raczej o pewnych mechanizmach, że innego, nie takiego jak my, postrzegamy jako agresora, kogoś kto nam zagraża i kogo się należy natychmiast pozbyć. Myślę, że być teraz czarnoskórym obywatelem Szczecina i chcąc przejść się wieczorem po mieście, w weekend, to byłoby pewnego rodzaju wyzwanie.
Premierze spektaklu będzie towarzyszyła wystawa w foyer Malarni.
- Jedna z bohaterem spektaklu, pierwsza miłość Murzynka B., jest fotografem. Stąd na wystawie będą wykorzystywane zdjęcia postaci z przedstawienia oraz teksty nigeryjskich poetek, od osiemnastego wieku do współczesnych - opowiadał reżyser. - Wystawa ma pokazać nieco lud Ibo, który miał królestwo założone już w dziesiątym wieku. Był to naród z bardzo ciekawą kulturą. Co ciekawe, było to, odwrotnie niż większość państw afrykańskich, królestwo bardzo tolerancyjne i pacyfistyczne. Nie trudniło się handlem niewolnikami i było temu przeciwne. Kultura ta zostanie zatem przywołana na wystawie w dziesięciu wierszach poetek, w tym osiemnastowiecznej księżniczki arabskiej. ©℗
(MON)