– Muzyka na stałe zagościła w pana życiu, kiedy został pan uczniem szkoły muzycznej?
– Praktycznie od urodzenia, ponieważ moi rodzice byli związani z muzyką. Mama słuchała dużo muzyki, kiedy była w ciąży, potem puszczała mi muzykę z płyt winylowych – klasyczną i cerkiewną. Potem rzeczywiście była edukacja szkolna. Wtedy byłem wiolonczelistą.
– Był pan prymusem w szkole muzycznej?
– Miałem bardzo dobre wyniki, ale osiąganie ich nie wymagało ode mnie dużo pracy i ćwiczenia. Jak to się często mówi, „jechałem na zdolnościach”. Ale w czasie studiów muzycznych spotkałem świetnych i mądrych pedagogów i artystów, którzy wpłynęli na mój rozwój i na to, jaki jest mój dzisiejszy etos pracy. Dzięki nim nie tylko zrozumiałem, na czym polega praca muzyka, ale również jak dużo wysiłku, przede wszystkim intelektualnego, trzeba w nią włożyć. Teraz płacę za to pracoholizmem.
– Już w liceum zdecydował pan, iż zostanie dyrygentem?
– Tak, tę decyzję podjąłem jako szesnastolatek. Ale wcześniej miałem różne pomysły na życie, a moi rodzice jeszcze kolejne. Mój dziadek był chirurgiem, a z uwagi na to, że mama też marzyła o zawodzie lekarza, miała taki pomysł, bym może i ja został lekarzem. Nie doszło do tego, ale wszystko przede mną. Być może nie będę dyrygentem do końca życia. Może zajmę się uprawą bananów albo cebuli gdzieś na pięknej i gorącej Maderze. Najważniejsze w życiu jest to, żeby być człowiekiem szczęśliwym oraz spełnionym.
– Czy taki ogrom pracy pozwala na poznawanie Szczecina, w którym mieszka pan od kilku lat?
– I tak, i nie. Bardzo lubię Szczecin. Wcześniej pracowałem w Bydgoszczy, ale dla mnie bardziej atrakcyjnym miastem jest właśnie Szczecin. Pod koniec sezonu artystycznego, kiedy jest już ciepło, lubię przejść się na piechotę z Pogodna do pracy w operze. Jest też parę fajnych miejsc, gdzie chętnie siadam na ławce i się relaksuję. Ale w środku sezonu jest to niemożliwe. Choć teraz, przed premierą, pewnie dobrze by mi to zrobiło. Poza miastem jest też dużo atrakcyjnych miejsc, stąd czasem wybieram się skuterem albo samochodem do Nowego Warpna. Szczecin to miasto, w którym się dobrze żyje. Myślę nawet, że jeśli nie będę już pracował w Operze na Zamku i postawię na gościnną współpracę z teatrami, to Szczecin może pozostać moim miejscem do życia. ©℗
Cały wywiad w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 26 stycznia 2018 r.
Rozmawiała Monika Gapińska
Fot. Katarzyna Jankiewicz