– Zdziwił się pan, kiedy wyczytano pana nazwisko jako laureata Srebrnej Ostrogi, prawda?
– Byłem w niemałej konsternacji, bo zazwyczaj ta nagroda trafiała do debiutantów albo do początkujących aktorów. Tymczasem siódmy rok jestem w Teatrze Polskim. Po krótkiej chwili pan Artur Liskowacki uzasadnił decyzję jury, że nagroda trafia do mnie za „dojrzałe zwieńczenie scenicznej młodości”. Kiedy to usłyszałem, zdziwienie zamieniło się w wielką radość. Ta przemieniona wersja Srebrnej Ostrogi bardzo mnie ucieszyła.
– Czy zawód aktora to było pana dziecięce marzenie?
– Od dziecka występowałem w szkolnych przedstawieniach, zawsze lubiłem się wygłupiać i parodiować różne osoby. Tańczyłem też i śpiewałem. W liceum, kiedy trzeba było zdecydować się na studia, naturalne było, że będę zdawał do szkoły teatralnej. Udało mi się dostać za pierwszym razem do szkoły we Wrocławiu. Pochodzę z Dolnego Śląska, rodzina jest dla mnie bardzo ważna, dlatego chciałem uczyć się blisko domu.
– A potem los rzucił pana do Szczecina.
– Jestem z wyżu demograficznego i mój rocznik nie miał łatwo ze znalezieniem pracy. Na roku zazwyczaj jest dwadzieścia osób. Z mojego rocznika nie wszystkim udało się pracować w zawodzie, nie mieli wyjścia, poszli inną ścieżką. Swoją przygodę z teatrem rozpocząłem w Teatrze Muzycznym w Gdyni, ale miałem problemy zdrowotne (operacja kolana) i straciłem pracę. Po odzyskaniu sprawności fizycznej przez półtora roku pracowałem gościnnie w teatrze w Radomiu, następnie dostałem się do Polskiego Teatru Tańca Ewy Wycichowskiej w Poznaniu i do mojego obecnego Teatru Polskiego. Musiałem dokonać wyboru, co nie ukrywam, nie było łatwe. Podszedłem zatem racjonalnie do całej sytuacji i wybrałem mój wyuczony zawód aktora. W ten sposób znalazłem się w Szczecinie. Najpierw była drobna rola w „Balu manekinów”, a taką pierwszą większą rolę zagrałem w spektaklu „Curikow”.
– Czy Szczecin traktuje pan jako przystań na długo czy raczej jako przystanek przed kolejną podróżą zawodową?
– Nie wiem, różne myśli mam w głowie. W Szczecinie mieszkam najdłużej, nie licząc oczywiście okresu dzieciństwa. W Szczecinie dobrze mi się żyje, lubię tu tę przestrzeń, zieleń, rzekę. Podoba mi się tutejsza kameralność, choć przecież mieszka tu wiele tysięcy ludzi. No i mam wspaniałych ludzi wokół siebie. Jedyne, czego mi brakuje, to własnej rodziny. To byłoby maksimum szczęścia. ©℗
Cała rozmowa m.in. o widowni, zadaniu aktorskim związanym z dykcją, o zapominaniu tekstu na scenie, a także o czasie wolnym, gotowaniu i marzeniach w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 30 marca 2018 r.
Rozmawiała Monika Gapińska
Na zdjęciu: Piotr Bumaj był nominowany – w ubiegłym roku – do nagrody w naszym plebiscycie teatralnym „Bursztynowy Pierścień” za rolę Piotra w spektaklu „Mieszczanie”. W grudniu, na gali podsumowującej konkurs, otrzymał nagrodę pn. Srebrna Ostroga, przyznaną przez jury.
Fot. Anna Majewska