 
                        
                        Teatr Współczesny pokazał w weekend pierwszy premierowy spektakl tego sezonu. „Very Ibsen” zapowiadany, jako czarna komedia z elementami skandynawskiego horroru, nawiązuje do twórczości dziewiętnastowiecznego dramaturga. Przedstawia jednak prawdę o nas.
Spektakl, jak to często w Teatrze Współczesnym bywa, pokazuje świat wydarzeń w sposób przewrotny, nieoczywisty i z dbałością o poziom artystyczny. W przedstawieniu tym warstwa tekstowa, wizualna, rytmiczna, muzyczna przenikają się i uzupełniają. Sześcioro aktorów na Scenie Nowe Sytuacje: Arkadiusz Buszko, Julia Gadzina, Iwona Kowalska, Kacper Kujawa, Michał Lewandowski i Joanna Matuszak odtwarzają różne postacie z dramatów norweskiego twórcy (czasami po dwie), a nawet samych siebie. „Jesteśmy rodzicami dzieci ojca Ibsena” - mówią o sobie. Ich pojawienie się poprzedza seria filmów narodzin różnych gatunków zwierząt, a w końcu człowieka.
Spektakl rozpoczyna scena, w której zbiera się rodzina (rude włosy wszystkich osób podkreślają pokrewieństwo) podczas odczytywania testamentu Ibsena. Zupełnie nowe uniwersum, gdzie spotykają się osoby różnych dramatów: matka, syn, żona, mąż, dziadek, wnuczka stworzyły Dominika Knapik (reżyseria, choreografia), Patrycja Kowańska (tekst, wideo).
Ironia przeplata się z dramatem rodzinnym w myśl słów: „Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne. A każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób”. Spektakl płynnie faluje między zabawnymi elementami scenografii z norweskimi swetrami a traumą małżeńskiego braku porozumienia, między żartobliwym językiem wypowiedzi, a problemu niezaopiekowanych dzieci, między radosnym tańcem z kijkami nordic walking, a kwestią prób samobójczych. Wszystko definiowane jako ibsceniczność.
„Mam to po tatku, on ma po mamie...” - śpiewają postaci dramatów o dziedziczeniu pewnych cech.
Kasia Nosowska z zespołem Hey śpiewała kiedyś: „Samobójcze skłonności po dziadku, dziadków dwóch, więc umiera razy dwa. Po ojcu krótki ma wzrok. Po stryjku polipy…”
Należy wspomnieć o scenach z zacinającym się, opresyjnym dźwiękiem i wideo, jako anachroniczną formą sztuki. Wywołuje to wrażenie odtwarzania ról poszczególnych postaci w zapętleniu. Grający w tym spektaklu aktorzy potwierdzają dużą sprawność i umiejętność sceniczną.
Henryk Ibsen tworzył przez trzy epoki. Spod jego pióra wyszły więc bardzo zróżnicowane utwory: od dramatów romantycznych, baśniowo-legendarnych przez społeczne sztuki realizmu i naturalizmu obnażające mieszczańskie zakłamanie po utwory po przesycone nowatorskim symbolizmem, jak „Dzika kaczka”, której fragment zostaje w sposób poruszający odegrany na koniec spektaklu przez Arkadiusza Buszkę i Julię Gadzinę.
Czym zatem jest dzisiejszy teatr? Co mówi o naszych relacjach? „Very Ibsen” to pretekst do szukania odpowiedzi na te i wiele innych pytań.©℗
Elżbieta Kubera
