Poniedziałek, 23 grudnia 2024 r. 
REKLAMA

Tartuffe ciągle żywy

Data publikacji: 24 października 2019 r. 11:02
Ostatnia aktualizacja: 29 października 2019 r. 15:03
Tartuffe ciągle żywy
 

Wystarczy uważnie rozejrzeć się dookoła albo przyjrzeć się postaciom z pierwszych stron gazet. Bez trudu można znaleźć wśród nich Tartuffe’a. Tym bardziej że, jak mawiał Molier, „profesja hipokryty przynosi wspaniałe korzyści”. Tartuffe – główny bohater „Świętoszka” – genialnej, niezwykle trafnej, ale jednocześnie gorzkiej komedii Moliera, udaje wielką pobożność. Jest przy tym niezwykle przekonujący, wręcz naturalny. Na tę przynętę nabierają się bliźni, których ten bezwzględnie wykorzystuje.

Wydawać by się mogło, że grana od kilku wieków na całym świecie komedia niczym już nas nie zaskoczy, że pokrywa ją kurz „starej ramoty”. Ale jest wręcz przeciwnie, bo oto w czasach współczesnych jej przesłanie jest niezwykle aktualne. Zapewne z tego powodu na wystawienie tej sztuki (nosi tytuł „Tartuffe albo Szalbierz”) zdecydował się Teatr Polski w Szczecinie. Premiera odbyła się w popularnym „balonie”, czyli na „Scenie na Łasztowni” 5 października.

Tuż przed premierą niejeden z widzów zastanawiał się, czy sztuka go czymś zaskoczy, czy też podana będzie w tradycyjnym stylu, w strojach „z epoki”, konwencjonalnej scenografii itd., co akurat zachęcające nie jest. Ale zaskoczenie mamy już od pierwszej minuty, gdy zaczyna się od… gwizdka, którym sztukę Moliera głośno rozpoczął kompozytor, autor muzyki, instrumentalista i jednocześnie aktor Krzysztof Baranowski. Kolejnym zaskoczeniem była z jednej strony skromna, z drugiej ogromna scenografia autorstwa Andrzeja Worona. Wielka, zajmująca sporą część sceny rurotuba, w której z powodzeniem może się zmieścić cały zespół teatru, spełniała rolę dworu-pałacu. Wokół tej „budowli”, rozgrywa się spektakl, który także dzięki nietypowej scenografii nabiera dodatkowej dynamiki. Reżyser spektaklu Janusz Cichocki, nie boi się eksperymentów i niczym przed laty w słynnej „Balladynie” Adam Hanuszkiewicz wypuszcza na scenę mechaniczne pojazdy. Nie są to motory typu Honda, ale elektryczne hulajnogi, czyli pojazdy ekologiczne, na czasie. To jednak tylko wzmocnienie ruchu i dynamiki spektaklu, który z każdą chwilą się rozkręca, skrzy energią, uderza niezwykle aktualnymi treściami, wzbudza śmiech, ale i głęboką refleksję o otaczającej nas rzeczywistości. Nie ma tu mowy, a nawet skojarzenia odnoszącego się do wspomnianej „starej przykurzonej ramoty”. Tym bardziej że poza scenografią współczesne są także stroje z garniturem i krawatem Tartuffa w finałowej scenie, a także choreografia i ruch sceniczny.

Aż trudno uwierzyć, że sztuka napisana została w 1661 roku, a tak jest aktualna. Bigotów, zakłamańców, hipokrytów wokół mnóstwo i to nie tylko tych udających wielką pobożność, ale także uczciwość, bezinteresowność, prawość i prawdomówność. Tak się złożyło, że premiera „Tartuffe’a albo Szalbierza” odbyła się w czasie przedwyborczej gorączki, co być może podwyższyło jej ogólny wydźwięk, ale przecież różne wybory i kampanie mamy w praktyce na okrągło. Jedne się kończą, drugie zaczynają, a sztuka Moliera bez względu na to bije po oczach aktualnością. Na tym polega geniusz Moliera, który niczym mistrz chirurgii obnażył ludzkie słabości, a hipokryzję w szczególności. Ta precyzja i jakże trafna diagnoza musiała dopiec możnym jego ówczesnego świata, nie dziwota zatem, że przez pięć lat granie tej sztuki było zabronione przez króla Francji Ludwika XIV. Ale, nie ukrywajmy, i dzisiaj znaleźliby się tacy, którzy chętnie grania tej sztuki by zabronili. Prawda boli najbardziej, a my żyjemy w czasach… każdy wie jakich.

Janusz Cichocki kilka lat temu wystawił w Teatrze Polskim w Szczecinie „Geldhaba” Fredry, jedną z mniej znanych sztuk tego autora. Scenografię przygotował także Andrzej Woron, a jej głównym elementem była gigantycznych rozmiarów… kanapa. Kostiumami zajmowała się Hanna Sibilski. Ta sama ekipa przygotowała teraz niezwykle udany spektakl (przekład Jerzego Radziwiłowicza), który bez wątpienia warto zobaczyć. To na pewno jedna z najciekawszych i najbardziej udanych premier szczecińskiego teatru w ostatnich latach. Gorąco polecam.

Marek OSAJDA

Fot. Włodzimierz Piątek

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

gibson
2019-10-29 14:55:22
Byłem i też polecam

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA