Napisać o kilkuletnim chłopcu zgwałconym przez ojca. Zaraz potem dać scenę, przy której czytelnik chcąc nie chcąc parska śmiechem. A wszystko to w powieści jawnie autobiograficznej. Z tak ryzykownych przedsięwzięć cało wychodzą tylko pisarze obdarzeni dużym talentem. Tacy jak Edward St Aubyn, autor pięciu powieści wydanych pod zbiorczym tytułem „Patrick Melrose”.
Pięcioksiąg opowiada o upadku i próbie wyjścia na prostą tytułowego bohatera – alter ego autora – oraz o angielskiej klasie wyższej, z której się wywodzi. Jako dziecko Patrick został pozostawiony przez matkę alkoholiczkę na pastwę okrutnego ojca, który wykorzystywał go seksualnie. Nastoletni Patrick uzależnił się od narkotyków. Przez kilka lat żył na krawędzi samozagłady. Ostatecznie porzucił heroinę i kokainę, założył rodzinę, z braku przychylności ze strony małżonki zaczął ją zdradzać, rozpił się, wziął rozwód (a w międzyczasie jego status finansowy pogorszył się na tyle, że musiał, o zgrozo, pójść do pracy). Cały czas jednak walczył o ocalenie, „wnikał w oporną skałę samopoznania”, w końcu wyszedł z nałogu alkoholowego i kto wie, może nawet czeka go coś na kształt spokoju ducha. Nieusuwalnym kontekstem tych powieści jest wyznanie Aubyna, że to literatura ocaliła go przed ostateczną degrengoladą, a napisanie pierwszej części cyklu było początkiem zakończonej sukcesem terapii. Obecnie, tak przynajmniej sam twierdzi, 58-letni Aubyn trzyma się z dala od imprez i poświęca się wychowywaniu dzieci.
„To najgorszy ze wszystkich nałogów. Heroina to pikuś. Spróbuj odstawić ironię” – oto kluczowe zdanie całego pięcioksięgu. Ironia organizuje cały świat wykreowany przez Aubyna. Bohaterowie wręcz wystrzeliwują z siebie żarty i bonmoty, i właściwie nie rozmawiają normalnie, tylko prowadzą nieustającą słowną szermierkę. Patrick chętnie komentuje opłakany stan, w którym się znalazł („Co mógł powiedzieć Debbie? «Chociaż dwiema najważniejszymi relacjami w moim życiu są nienawiść do ojca i miłość do narkotyków, chcę, żebyś wiedziała, że masz mocne trzecie miejsce». Która kobieta nie byłaby dumna z miejsca na podium w takiej stawce?”). Czarny jadowity humor jest niezbywalnym komponentem każdego z piekielnych kręgów, przez które przeczołguje się Melrose. To jednak nie wszystko. Za sprawą ironii – i umiejętności oddawania głosu różnym bohaterom, na przykład ojcu Patricka dumającemu nad swoim kazirodczym aktem czy synowi głównego bohatera wracającemu wspomnieniami do chwili… własnych narodzin – Aubyn uwypukla paradoksy komunikacji i empatii. Ponadto ironia to figura pokazująca, jak nieuchwytni i nieprzejrzyści – bo pełni sprzeczności – bywamy dla samych siebie, także ci z nas, którzy nie wywodzą się z arystokracji. Unikanie katastrofy jednoznaczności jest utrapieniem, ale, z drugiej strony, ta zwłoka, to wieczne przemieszczanie się pozwalają nie dać się zabić traumie.
Warto zwrócić uwagę, że Aubyn niezwykle sugestywnie opisuje degenerację klasy wyższej, ale przecież wypowiada tę klęskę jej językiem – eleganckim, czasami stylizowanym, pełnym odwołań do klasyków takich jak Szekspir czy Dante. Oto angielska kultura: nawet w swoim rozkładzie jest atrakcyjniejsza niż konkurencyjne kultury w stanie rozkwitu.
I jeszcze jedno. Przy całym ciężarze spraw, jakie porusza, „Patrick Melrose” w gruncie rzeczy pozostaje literaturą rozrywkową. To czasami nieprzyjemna rozrywka, ale wciąż rozrywka. Wbrew obawom Aubyn ani na moment nie ulega pokusie epatowania brudem i ohydą. Łaska humoru, jak się okazuje, chroni także i przed taką pułapką. ©℗
Alan Sasinowski