Krzysztof Sobieszczański – którego konspiracyjny pseudonim, „Kolumb”, dzięki twórczości Romana Bratnego stał się symbolem całego pokolenia – był nie tylko znakomitym żołnierzem Armii Krajowej oraz powstańcem warszawskim, ale także fanfaronem, dezerterem, gangsterem i bigamistą. O czym poczytamy w wydanej niedawno biografii Sobieszczańskiego autorstwa Emila Marata. Przed momentem obchodziliśmy rocznicę wybuchu powstania warszawskiego – to dobry czas, by sięgnąć po „Sen Kolumba”. I po inne książki, które uchronią nas przed publicystycznymi i politycznymi kliszami na temat pokolenia, które przeszło do legendy.
1. Życiorys Sobieszczańskiego to nie tyle materiał na film, co na ambitny wysokobudżetowy serial Netflixu lub HBO. „Kolumb” urodził się w Odessie, w jego żyłach płynęła także niemiecka krew. Przed wojną wstąpił do marynarki, ale z niej zdezerterował, za co trafił do więzienia. Był także więźniem KL Auschwitz, z którego został wypuszczony. Wstąpił do Komitetu Dywersji Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej zajmującego się m.in. likwidacją Niemców, polskich szmalcowników i konfidentów. Brał udział w akcji, którą Władysław Bartoszewski ocenił jako najlepiej zorganizowany zamach w dziejach podziemia – w likwidacji Karla Schmalza, „Panienki”, sadystycznego funkcjonariusza policji kolejowej. Podczas powstania warszawskiego Sobieszczański przeszedł szlak bojowy z Woli do Śródmieścia Północ. Po wojnie wraz z kolegami na Zachodzie zajmował się m.in. przemytem samochodów. Ożenił się z młodą Austriaczką, choć miał już żonę – i dzieci – którą pozostawił w Polsce i do której, mimo założenia nowej rodziny, słał listy. Utonął wkrótce po tym, jak nie wyszedł mu interes zlecony przez (prawdopodobnie) korsykańskich mafiozów. Krótko mówiąc: wielki bohater, wielki cwaniak, do tego drań.
2. „Sen Kolumba” to kolejna książka Marata poświęcona żołnierzom Armii Krajowej. Wcześniej ukazały się „Made in Poland” o Stanisławie Likierniku, koledze Sobieszczańskiego, którego biografię także zużytkował Roman Bratny w „Kolumbach”, oraz „Ptaki drapieżne” o Lucjanie Wiśniewskim, „Sępie”, likwidatorze kontrwywiadu AK (współautorem obu tekstów jest Michał Wójcik). Te pozycje są oznaką pewnej normalności. Nikt w nich nie kryje ciemnych stron działalności podziemia: specyficznej rywalizacji między oddziałami, przypadków bandyterki w AK, pomyłek, przez które w akcjach ginęli niewinni ludzie. Trzeźwy ton nie unieważnia ani heroizmu żołnierzy podziemia ani wyjątkowości powstania warszawskiego, przywraca tylko ludzkie miary. Możliwość normalnej rozmowy na te tematy wydaje się czymś stosunkowo nowym. W jak dziwacznej sytuacji znajdowaliśmy się przez lata, wskazuje choćby fakt, że raport Witolda Pileckiego z Auschwitz – czyli pierwszy obok pism Jana Karskiego dokument źródłowy na temat Holocaustu – w Polsce został opublikowany dopiero w roku… 2000.
3. Normalność to także pewna rytualizacja. Mamy więc i rytualne tropienie wśród akowców antysemitów, i rytualne bredzenie, że współczesny konflikt ideowy to starcie „trzeciego pokolenia Armii Krajowej z trzecim pokoleniem ubeków”, i rytualne ataki na dowódców powstania warszawskiego za to, że do niego dopuścili (przeprowadzane z taką zaciekłością, jakby to była jakaś bardzo odkrywcza teza)… Historia Sobieszczańskiego pozwala się od tych rytuałów oddalić na bezpieczną odległość, na odległość prawdziwego życia.
4. Oczywiście, tekstów kultury związanych z powstaniem jest teraz mnóstwo – niektóre są wartościowe tak jak książki Marata, inne to kompletne gnioty. Z perspektywy lat widać, jak istotnym wydarzeniem dla polskiej polityki historycznej było otwarcie w 2004 roku Muzeum Powstania Warszawskiego. Nie ma tu miejsca, żeby wymieniać wszystkie inicjatywy tej placówki, pozostańmy tylko przy popkulturze. Dzięki muzeum powstała m.in. płyta „Morowe panny” z popularnymi piosenkarkami śpiewającymi o kobietach w powstaniu czy filmowe arcydzieło Jana Komasy – „Miasto 44”. Także za sprawą muzeum nawet ci, którzy uważają się za światłych liberałów i modernizatorów, zrozumieli, że bez osadzenia w historii nic nie wskórają. Czasami zdarza się nawet budowanie opozycji w rodzaju: nasi są powstańcy, a prawicy – żołnierze wyklęci. Zważywszy na to, że Muzeum Powstania Warszawskiego powstało dzięki Lechowi Kaczyńskiemu, nie jest to opozycja zbyt uczciwa. W każdym razie w dzisiejszej Polsce nic nie wydaje się tak przestarzałe jak hasła w rodzaju „wybierzmy przyszłość”. ©℗
ALAN SASINOWSKI