„Andrzej Milczanowski. Kolaż (auto)biograficzny” – taki tytuł nosi książka o jednym z przywódców szczecińskiej „Solidarności”, szefie Urzędu Ochrony Bezpieczeństwa i ministrze spraw wewnętrznych III RP. Napisali ją prof. Eryk Krasucki, historyk z Uniwersytetu Szczecińskiego, oraz dziennikarka Kinga Konieczny.
– To historia spisywana „na gorąco”, bo od śmierci Ministra upłynęło niespełna 1,5 roku. Nie jest to typowa biografia – na taką będzie trzeba jeszcze chwilę poczekać, choć wiadomo, kto ją napisze (Michał Siedziako) – ale rzecz będąca próbą portretu, stworzoną m.in. z opowieści, wspomnień i wywiadów. Staraliśmy się, aby był on jak najbardziej pokomplikowany i ciekawy. Mam nadzieję, że to się udało – ogłosił Eryk Krasucki w mediach społecznościowych.
Zamieścił też fragment tekstu podsumowujący przygotowanie tego materiału: „Po zakończeniu pracy nad książką wiem jedno: bardzo chciałbym z Andrzejem Milczanowskim porozmawiać. Zapytać go o sprawy bezpośrednio związane z wydarzeniami historycznymi, w jakich uczestniczył, przede wszystkim jednak o te drobne, prywatne, które pozwalały popatrzeć na niego nie jak na postać pomnikową, ale jak na człowieka dojmująco odczuwającego egzystencjalny niepokój. Chętnie posłuchałbym, jak na pianinie gra ragtime’y i cytuje Rilkego”.
Historyk przyznaje: „Pomnikowy wymiar Andrzeja Milczanowskiego początkowo mnie denerwował. Surowość twarzy, dynamika ruchów, przede wszystkim tembr głosu i ten charakterystyczny sposób artykułowania zdań budziły u mnie żywą niechęć. Miałem go za aroganta. Szczególnie po ujawnieniu sprawy „Olina”, która tak mocno rozkołysała polskie życie publiczne. Byłem wówczas konsumentem politycznej papki, człowiekiem zbyt młodym, aby wiele spraw zrozumieć i ocenić w sposób spokojny. Gdy głębiej zacząłem poznawać historię lat 80. i dzieje „Solidarności”, doceniłem nadzwyczajną odwagę Milczanowskiego, jego hart ducha, zdolności przywódcze i konspiracyjne, zrozumiałem też, skąd wzięła się jego „twardość” (a może był to po prostu maczyzm?), którą wniósł do polityki lat 90. To, że znacznie złagodziłem swój pierwotny osąd, nie oznaczało, że zniknął dystans, coś, co nie pozwalało przestać postrzegać go jako osobę psychologicznie bardzo odległą. To pozostało”.
I jeszcze: „Każdy miał „swojego Milczanowskiego”, co nie oznacza nic więcej, tylko to, że każdy miał własne o nim wyobrażenie. Ale dobrze się stanie, jeśli książka wywoła różne emocje. Tak być powinno. Bo portretuje kogoś, kto nie był prosty”.
Premiera książki rozpocznie się 17 grudnia o g. 18 w Sali im. Zbigniewa Herberta w Książnicy Pomorskiej.
„Kolaż” zostały wydany przez KA Druk oraz Książnicę Pomorską.
(as)