Film dokumentalny o prof. Eugeniuszu Skrzymowskim, który po wojnie odbudowywał przemysł stoczniowy najpierw w Trójmieście, a potem w Szczecinie, miał w czwartek premierę w Morskim Centrum Nauki w Szczecinie. Jego autorami są nasi redakcyjni koledzy: Marek Klasa i Marek Osajda, a patronat nad nim objął „Kurier Szczeciński”.
Widzowie mieli okazję poznać filmową opowieść o niezwykłym życiu człowieka, który był wybitną postacią w branży okrętowej i szkolnictwie wyższym polskiego Szczecina. Jego historia zaczyna się jeszcze przed wojną, gdy jako bardzo młody człowiek mieszkał wraz z rodziną w Radzyniu w województwie lubelskim. Już wtedy opowiadał o tym, że kiedyś zostanie budowniczym statków, czym wzbudzał uśmiechy niedowierzania.
Jedne z najbardziej wstrząsających fragmentów filmu „Okrętowiec na Wulkanie" dotyczą wojennych losów rodziny Skrzymowskich, której członkowie, w tym ojciec bohatera, zapłacili najwyższą cenę za opór przeciwko niemieckim okupantom. Wojna mocno dotknęła też jego samego.
Po wojnie Eugeniusz Skrzymowski przeniósł się do Gdańska, gdzie już jako student politechniki nadzorował prace nad wyposażeniem słynnego „Sołdka" i pracował przy budowie pierwszych, powojennych kutrów rybackich. Kariera młodego inżyniera rozwijała się błyskawicznie najpierw w Stoczni Gdańskiej, a następnie w stoczni w Gdyni, której został dyrektorem. W 1957 r. przybył do Szczecina z misją odtworzenia przemysłu okrętowego. Był najpierw dyrektorem technicznym Stoczni Szczecińskiej, a później jej głównym dyrektorem. Odbudowywał m.in. pochylnię „Wulkan". Był też najważniejszym autorem blokowej metody budowy statków. Jako pełnomocnik przemysłu stoczniowego uruchamiał od podstaw studia okrętowe na Politechnice Szczecińskiej.
Tę fascynującą historię widzowie mogą poznać w filmie z ust samego bohatera, który w zajmujący sposób opowiada o swoim życiu. Unika przy tym popadania w patetyczny ton, potrafi mówić ze swadą i humorem. Nastrój budują ciekawe zdjęcia archiwalne i współczesne z miejsc, w których rozgrywa się filmowa opowieść. Współgra z nimi dobrze dobrana muzyka. Wszystko to sprawia, że film ogląda się z dużym zainteresowaniem i przyjemnością, nawet jeśli ma się mgliste pojęcie o przemyśle okrętowym.
Premierowy pokaz został przyjęty przez publiczność gorącymi oklaskami. Po spektaklu autorzy filmu opowiadali, że o jego powstaniu zadecydował przypadek.
- Siedziałem sobie w redakcji „Kuriera Szczecińskiego”, gdy nagle zadzwonił telefon - wspominał Marek Klasa. - To był prof. Eugeniusz Skrzymowski, który szukał mojej redakcyjnej koleżanki Elżbiety Kubowskiej. Wiedziałem kim jest, ale nigdy nie miałem okazji poznać go bliżej. Nawiązała się sympatyczna rozmowa. Powiedziałem, że niedawno kupiliśmy kamerę i moglibyśmy nagrać nią jego wypowiedź na naszą stronę internetową. Profesor od razu się zgodził, żeby o wszystkim opowiedzieć.
Marek Osajda przyznał, że do chwili pierwszego spotkania nie miał pojęcia kim jest Eugeniusz Skrzymowski. - To, co opowiadał bardzo nas zaciekawiło. Profesor był już wtedy w złej kondycji, ale mówił bardzo ciekawie o rzeczach, o których mało kto wie spoza gospodarki morskiej. Odbyliśmy dwie rozmowy i mieliśmy zaplanowane kolejne, ale niestety profesor zmarł. Cieszę się, że udało się udokumentować spotkania z nim, bo to ważna postać powojennego Szczecina.
Zarówno autorzy filmu, jak i obecne na sali osoby, które znały prof. Skrzymowskiego, podkreślały, że pomimo wielkich dokonań był on osobą niezwykle skromną. - Czekałem, kiedy prof. Skrzymowski powie, że ja to zrobiłem, a on mówił, że to Jendza (Henryk Jendza, dyrektor Stoczni Szczecińskiej w latach 1950-1962 - przy red.), czy ktoś inny. Podziwiam tę skromność - mówił jeden z okrętowców, który pamiętał prof. Skrzymowskiego jeszcze z czasów studenckich.
„Okrętowiec na Wulkanie” to film, który ma szczególne znaczenie dla Marka Klasy, gdyż po raz pierwszy stanął on za kamerą i zajął się montażem tego typu produkcji. - Dla nas ten film był drogą rozwoju, bo zaczynaliśmy od bardzo prostej filmowej kamery, a potem trzeba było kupić lepszą. Musiałem się nauczyć od podstaw montażu filmowego. Marek Osajda, który ma tym zakresie duże doświadczenie, pilnował, żeby film zachował odpowiednie proporcje i rytm. Ja jako człowiek wywodzący się z branży morskiej miałem tendencje do skupiania się na bardziej technologicznej stronie tej historii, a chodziło o to, żeby była ona ciekawa dla wszystkich - wyjaśnił współautor filmu.
Realizatorzy filmu „Okrętowiec na Wulkanie” mają nadzieję, że uda im się zainteresować nim także inne instytucje i znaleźć dla niego kolejne kanały dystrybucji, tak żeby opowieść o prof. Skrzymowskim mogła poznać szersza publiczność.
Marcin Kubera