Rozmowa z Krzysztofem Lubką, reżyserem i choreografem ożywionych instalacji scenicznych w szczecińskiej galerii „Tworzę się" - „Cielesne kalejdoskopy"
- W sobotę w „Tworzę się" po raz pierwszy odbędzie się prezentacja... No właśnie, jak można ją nazwać? Wystawą? Chyba nie...
- Sam mam z tym problem. To spektakl, w który można wejść, ale jednocześnie nie być na scenie. Choć nie jest to też typowy spektakl, bo tancerze wchodzą w interakcję z odbiorcami. Zatem może to gra? Ale w formie spektaklu, bo jest tu świat znany tylko z tabletów. To na pewno będzie niesamowite doświadczenie, również dla mnie. Zresztą, mnie podoba się idea galerii „Tworzę się", gdzie dziecko wychodząc z wystawy myśli: „wow, to było super", a za chwilę uzmysławia sobie: „wow, to była przecież sztuka!"
- Tancerze biorący udział w prezentacji zostali wyłonieni w castingu, prawda?
- Tak. Łącznie ze mną bierze w tym projekcie udział dziewięć osób. Dziewczyny są przeważnie są amatorkami tanecznymi. Wśród nich jest pani doktor, nauczycielka z ogniska baletowego, dwie uczennice, studentka... Za każdym razem, kiedy robimy casting do kolejnego projektu, stwierdzam, że z takimi ludźmi, mającymi więcej pasji niż umiejętności, pracuje się znakomicie. W przypadku „Cielesnych kalejdoskopów" tancerze muszą być przygotowani na różne reakcje dzieci. Od początku bowiem dzieci będą wykonywać konkretne działania, które doprowadzą ich do jakiegoś celu.
- Wystawa skierowana jest tylko do dzieci?
- Tak, tym razem rodzice nie wezmą udziału w zabawie. Jest to związane też z tym, że tancerze będą wszystko wykonywać z pozycji dziecka. Zatem perspektywa rodzica byłaby inna, „z góry", a nie o to nam chodzi. Zapraszamy zatem dzieci w wieku 5-12 lat. ©℗
Monika GAPIŃSKA
Fot.: Robert STACHNIK