Rozmowa z Agnieszką Kucharską, kierownikiem księgarni „Zamkowa” w Szczecinie
– Niezależnie od literatury życie pisze własne historie, których nie wymyśliliby autorzy książek. Jak radzi sobie państwa księgarnia po wybuchu pandemii, kiedy okazało się, że obowiązuje nas dystans społeczny, a „papier może być zagrożeniem”?
– Dla nas była to bardzo trudna sytuacja. W marcu ulice opustoszały, ruch ustał. Można powiedzieć, że księgarnia była otwarta głównie ze względu na sklep internetowy. Kiedy sytuacja się uspokoiła, ludzie zaczęli zaglądać do księgarni. Ale, kiedy wydawało się, że wszystko wraca do normy, nadeszła druga fala zakażeń. Wróciło więc „stare”…
– Czy w takiej sytuacji obronią się księgarnie i czy w ogóle książka ma szansę się obronić?
– Książka nie jest produktem pierwszej potrzeby. Ma jednak szansę się obronić. Znamienne jest, że ludzie, spodziewając się wprowadzenia obostrzeń i kwarantanny, przychodzili do księgarni kupować książki, by w czasie pandemii mieć co czytać. Teraz jednak prawie wszystko dzieje się w sieci. Także sprzedaż. To dotyczy zresztą również – jak wiadomo – innych branż. Gdyby nie sprzedaż internetowa, nasza księgarnia nie utrzymałaby się. Faktem jest jednak, że sprzedaż zmalała.
– Zmienił się rynek, sposób sprzedaży, a czy zmienili się czytelnicy, państwa klienci?
– Zauważamy coś nowego: przychodzi do nas sporo klientów, którzy wcześniej kupowali książki w dużych księgarniach sieciowych, głównie w centrach handlowych, takich jak choćby Świat Książki czy Empik. Ma to pewnie związek między innymi z ograniczeniami wprowadzonymi w tych miejscach.
– Czy klienci ci zostaną w takiej tradycyjnej księgarni, do której wchodzi się prosto z ulicy, na dłużej?
– To pewnie też zależy od tego, czy utrzymane będą ograniczenia w galeriach handlowych.
– Na początku pandemii wiele wydawnictw zawiesiło swoje plany wydawnicze w obawie przed załamaniem na rynku książek. Ale obecnie po półkach w państwa księgarni widać, że sprzedaż trwa, książki są produkowane, pojawiają się nowości…
– Tak. Tyle tylko że wiele wydawnictw po ogłoszeniu pandemii przesunęło terminy promocji książek.
– Czy czytelnicy zauważają ten fakt?
– Ludzie czekają na książki. Pytają, niecierpliwią się. Przykładem tego może być choćby nowa książka Elżbiety Cherezińskiej pt. „Odrodzone królestwo”. Są tacy, którzy czekają na konkretne tytuły, na konkretnych autorów… Mamy stałych klientów.
– Już lata temu przepowiadano śmierć książki… I co?
– Jak długo pracuję w księgarni, tak długo słyszę tę „pogłoskę”… Oczywiście pojawiły się książki w wersji elektronicznej, tablety… Wydawało się, że coś się diametralnie zmieni. Z drugiej jednak strony coraz częściej słyszę jednak głosy, że ludzie chcą mieć bezpośredni kontakt z książką jako przedmiotem, czuć zapach papieru, mieć możliwość celebrowania zakupu książki w księgarni. To też kwestia pewnej atmosfery i kultury.
– To prawda. Księgarnia nie jest zwykłym sklepem, to coś więcej.
– W sklepie internetowym jest taniej, ale miejscem magicznym jest księgarnia. Na szczęście są jeszcze takie osoby, które w ten sposób traktują książki. I pewnie dlatego ciągle jeszcze istniejemy.
– Dziękuję za rozmowę. ©℗
R.K. CIEPLIŃSKI