Czy Szczecin miał i ma swoje specyficzne brzmienie? - na to pytanie usiłowali odpowiedzieć muzycy uczestniczący w kolejnej debacie zorganizowanej w ramach cyklu Zamkowe Forum Kultury w Zamku Książąt Pomorskich. Na to spotkanie przybyli przedstawiciele kilku pokoleń.
- To w naszym mieście swoją karierę rozpoczęli m.in. Czesław Niemen, Maryla Rodowicz, Krzysztof Klenczon, Tadeusz Nalepa czy Zdzisława Sośnicka. Festiwal Młodych Talentów dokonał prawdziwie rewolucyjnych zmian, nie tylko muzycznych. W latach sześćdziesiątych narodził się szczeciński big beat - zagaił Konrad Wojtyła z Polskiego Radia Szczecin, moderator spotkania.
- Na fali popularności wciąż powstają nowe zespoły, na szczyty list przebojów próbują wedrzeć się nowi artyści - dodawała Małgorzata Frymus, druga moderatorka.
W pierwszym, wspomnieniowym, panelu wziął udział m.in. Wojciech Rapa, który przypomniał, że w latach sześćdziesiątych mieliśmy świetnych muzyków jazzowych. Potem rozpoczęła się moda na rock and roll - dla niepoznaki nazywany w Polsce big beatem.
- Nie było sprzętu, ale był zapał - opowiadał. - Chcieliśmy robić coś przeciwko władzy. Wszystko to, co było w latach sześćdziesiątych, zawdzięczamy Frankowi Walickiemu, który potrafił fajnie nazwać zespoły. Na przykład Czerwono-Czarni. W domu partii tłumaczył: "Czerwoni - bo komunizm, czarni - bo Murzyni, którzy są prześladowani w Stanach".
Ludwika Mitkiewicz, "Lula", z zespołu Berżeretki, wspominała, że jej zespół wywodził się z ogniska muzycznego przy ul. Pocztowej. Tam powstał chór dziecięcy prowadzony przez Jana Szyrockiego.
- Dziewczyny podrosły, byłyśmy za stare, żeby śpiewać z malutkimi dziećmi, tak powstały Berżeretki - dodawała. - Pan Szyrocki szukał dla nas programu i znalazł piosenki starofrancuskie, pani Joanna Kulmowa napisała dla nas teksty. Śpiewałyśmy też staropolskie piosenki. Nie powstałyśmy w opozycji do Filipinek, miałyśmy zupełnie inny repertuar. Śpiewałyśmy tylko z fortepianem i bez mikrofonu.
Krzysztof Bobala, obecnie dyrektor turnieju tenisowego Pekao Szczecin Open, w latach osiemdziesiątych pracował jako DJ (czy, jak sam woli mówić, prezenter muzyczny).
- Miałem to szczęście, że chodziłem do "Pobożniaka" i tam jedną z nauczycielek, świeżo po studiach, była Agata Bogiel - mówił. - Jej mąż, Bogdan Bogiel, to pierwszy DJ Szczecina. Mieliśmy prawdziwy klub na trzecim piętrze z prawdziwą konsoletą. Wtedy Szczecin i Trójmiasto to były najbardziej znane ośrodki, jeśli chodzi o DJ-ów. Z racji portów; było mnóstwo dyskotek, dancingów. Końcówka lat siedemdziesiątych, całe lata osiemdziesiąte - to była wspaniała przygoda.
Pytany o cienie tamtych czasów odpowiedział, że faktycznie bywało niełatwo.
- Próbowaliśmy coś przemycać, ale nie będę robił z siebie człowieka, który walczył o wolność z komunizmem, bo to nieprawda, wtedy się po prostu pracowało - stwierdził. - Jeżeli chodzi o sferę zawodową, to do dziś nie zapomnę, kiedy z Szymonem Kaczmarkiem w "Transie" w sylwestra z 1982 na 83 rok, na którym bawiła się cała Akademia Medyczna, rektorowie, dziekani, cała kadra, o godzinie dwunastej puściliśmy piosenkę "Żeby Polska była Polską". Do dziś mam przed oczami twarze tych ludzi. Rektor wraz z innymi płakał ze wzruszenia. Po dwóch godzinach zostaliśmy zaproszeni na dół, gdzie czekał pan ze Służby Bezpieczeństwa, który próbował mnie i Szymona ustawić do końca życia.
Na spotkanie przybyli także m.in. Ryszard Leoszewski, Piotr Banach oraz Łona. ©℗
(as)
Na zdjęciu: O brzmieniu Szczecina rozmawiali m.in. (od lewej) Konrad Wojtyła, Ludwika "Lula" Mitkiewicz i Krzysztof Bobala.
Fot. Grzegorz Siwa