W czwartek w Filharmonii Szczecińskiej wystąpiła niemiecka grupa Tangerine Dream. Właściwie, jej obecne wcielenie, bo w ciągu blisko 50 lat przez zespół przewinęło się trzydziestu muzyków.
Jeśli dodać fakt, że w styczniu 2015 roku zmarł Edgar Froese, założyciel i lider Tangerine Dream (mandarynkowy sen, przyp. red.), a na placu boju pozostali muzycy, którzy dołączyli do Edgara na przestrzeni ostatnich lat, można zapytać ile Tangerine Dream pozostało w Tangerine Dream?
Jedną z odpowiedzi niech będzie koncert zagrany na koniec tegorocznej odsłony cyklu Filharmonicznego Laboratorium Muzyki Elektronicznej SoundLab.
Dziś Tangerine Dream to Thorsten Quaeschning oraz japońska skrzypaczka Hoshiko Yamane i Ulrich Schnauss. W filharmonii zespół zaprezentował część nowego materiału wydanego niedawno na EP „Quantum Play", nad którym Edgar zdążył rozpocząć pracę. Oczywiście podczas ponad dwugodzinnego występu można było usłyszeć także kompozycje z lat 70. i 80. Te starsze utwory zabrzmiały niemal jak na płytach, charakterystyczne dźwięki starych syntezatorów determinowały całokształt dwugodzinnego występu. Właściwie tylko czasami to, co prezentowali muzycy, delikatnie zbliżało się do kierunków modnych w dzisiejszej elektronice.
Tangerine Dream to głównie umiłowanie do patosu, długich fraz, czasami wręcz kiczu. Lecz w ich dorobku zdarzają się też bardziej dynamiczne motywy, oparte na prawie dyskotekowych bitach. Myślę, że publiczność, złożona głównie z fanów starszych nagrań, usłyszała to, co chciała i może się czuć usatysfakcjonowana. Bo w sumie pozostali muzycy, mający błogosławieństwo Edgara i wdowy po nim (Bianca Froese-Acquaye pojawiła się w Szczecinie i zapowiedziała koncert), a także dziedzictwo kilkudziesięciu albumów, chyba zawsze będą mogli liczyć na przychylność wiernych słuchaczy przywiązanych do płyt, które mają na półkach od lat, dopóki nie zaczną wychodzić daleko poza ten wzorzec. ©℗
Szymon WASILEWSKI
Fot. Ryszard PAKIESER
Na zdjęciu: Tangerine Dream w Filharmonii Szczecińskiej.