Poniedziałek, 23 grudnia 2024 r. 
REKLAMA

Historia jak dowcip. Bezczelna opowieść o Katarzynie Wielkiej

Data publikacji: 05 września 2020 r. 11:58
Ostatnia aktualizacja: 06 września 2020 r. 12:21
Historia jak dowcip. Bezczelna opowieść o Katarzynie Wielkiej
 

Bezczelny. To słowo najlepiej pasuje do serialu „Wielka”, który w teorii jest opowieścią o carycy Katarzynie Wielkiej. Z tradycyjną opowieścią historyczną zbyt wiele jednak wspólnego nie ma. Tym razem zaserwowano nam koktajl gagów w duchu Monty Pythona, „Czarnej Żmii” z Rowanem Atkinsonem i stand upu z najwyższej półki.

„Wielka” – dzieło Tony’ego McNamary, współscenarzysty oscarowej „Faworyty” – nie wprowadza nas w świat XVII- wiecznej Rosji, tylko w kłębowisko doprowadzonych do absurdu stereotypów na temat tego państwa. Przyszła władczyni imperium, na początku naiwne dziewczę, przyjeżdża do pałacu swojego męża Piotra III. Tu od rana pije się wódkę – i rozbija kieliszki z głośnym „Huzzza!” – trwa nieustanna seksualna orgia (podczas jednej z nich pewien generał zamierza nawet uprawiać seks z zabalsamowanymi zwłokami matki cara), a na kolację zanurzeni w intrygach dworzanie zjadają oczy pokonanych w wojnie Szwedów. Piotr III, który regularnie spółkuje z żoną przyjaciela, osobiście wybiera dla Katarzyny kochanka, aby się trochę zabawiła, bo on oczekuje od niej tylko dziecka. Katarzyna, marząc o zreformowaniu Rosji, z przestraszonej łani przemienia się w wytrawnego polityka i zawiązuje spisek, aby zamordować Piotra III i unowocześnić państwo.

Elle Fanning jako Katarzyna Wielka zadaniu podołała. Ale prawdziwe uznanie budzi Nicholas Hoult (to ten nadwrażliwy chłopak z komedii „Był sobie chłopiec” sprzed lat…) w roli Piotra III. Jego postać jest płaska jak deska, ale jemu udaje się wlać w nią wiele życia. Piotr III jest kretynem, ale niepozbawionym dziwnego wdzięku. To krwawy psychopata, w którym pozostało coś dziecięcego. Nie rozumie niczego w tak doskonały sposób, że aż chce się trzymać za niego kciuki, aby nie dał się zabić.

„Wielką” można oczywiście oglądać w następującym trybie: „Nie przejmowaliśmy się historycznymi realiami, bo w gruncie rzeczy chodziło nam o uniwersalną przypowieść o mechanizmach władzy”. Tu byłbym jednak sceptyczny. Bo niby jakie to uniwersalne prawdy niesie ze sobą „Wielka”? Że władza absolutna absolutnie deprawuje? Że od pewnego momentu prawdziwy polityk musi zdusić w sobie ludzkie odruchy? Że ci, którzy walczą z tyranią w imię emancypacyjnych ideałów, w trakcie tej walki stają się niewiele lepsi od despotów, których zamierzają obalić? To wszystko pewnie prawda. Ale szkoda zachodu na filmy, które potwierdzą ją po raz nie wiadomo który.

Wydaje się, że „Wielka” jest tak zabawna nie dlatego że jest tak paradoksalnie mądra, ale dlatego że celnie szydzi z typowego kina historycznego, z tradycyjnej opowieści, która cofa nas do przeszłości, aby opowiedzieć o ludziach większych niż życie – na przykład z niedawnego, konwencjonalnego serialu o Katarzynie Wielkiej, w którym zagrała Helen Mirren. Takim opowieściom z reguły towarzyszy patos. Oraz pokusa uwspółcześnienia dawnych bohaterów – którzy w sumie stają się ludźmi z naszego świata wyobrażeń, tylko odzianymi w piękne peleryny.

To takie naiwne – zdają się z krzywym uśmiechem komentować twórcy „Wielkiej”. Wtedy, w przeszłości, gdy się wydarzała, nie było nic patetycznego, były pożółkłe zęby, było błoto, był smród, były stosy trupów, była żmudna, pozbawiona wdzięku walka o przetrwanie każdego dnia. No i ludzie z „wtedy” niekoniecznie aż tak wiele mają wspólnego z ludźmi z „teraz”, mimo że też uprawiali seks i pili wódkę. Jeden przykład. Katarzyna Wielka, wydając rozkaz, aby przywódcy buntu chłopskiego, Pugaczowowi, jedynie obciąć głowę zamiast urządzać mu długą kaźń, mogła mieć poczucie, że jest wprost nieprawdopodobnie wielkoduszna. I jak na tamte czasy, tamtą rzeczywistość, faktycznie taka była. To inne miary, inne wartości, inna skala.

To właśnie, bardzo trafnie, zdaje się obśmiewać „Wielka”: sprzeczne pragnienie, aby zanurzyć się w historii, ale w taki sposób, aby nie wywołało to u nas dyskomfortu. ©℗

Alan Sasinowski

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

Max
2020-09-06 12:19:46
A my wciąż przez zakompleksienie niektórych politykierów nie wykorzystujemy atutu promocyjnego, że Katarzyna była Szczecinianką! Kiedy wreszcie dobro miasta będzie ważniejsze od tego co się dzieje w kraju?
guciu
2020-09-06 06:59:00
Ferdynand jaki...
vit
2020-09-05 14:44:58
W dzisiejszych realiach rosnie nam "WIELKI" naszych czasow.Tylko troche poczekajmy,moze rok,moze dwa.Niejednemu spadnie glowa zamiast tortur.

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA