Polskę obiega niecodzienna nowina: podopieczne fokarium w Szczecinie wystawiły „Grażynę” Mickiewicza. Zdarzenie jest zagadką zarówno dla naukowców, jak i krytyków teatralnych. Tak ma się rozpoczynać nowy spektakl pt. "Foki". Prapremiera odbędzie się już w piątek w szczecińskim Teatrze Małym na deptaku Bogusława, gdzie już powstał "basen dla fok".
- Na pomysł spektaklu wpadliśmy z Pawłem Soszyńskim, który zmarł w ubiegłym roku. Rozmawialiśmy dużo o teatrze, również o tym, że bawią nas sytuacje, kiedy teksty klasyczne wkłada się we współczesny kostium i próbuje się niejako tłumaczyć je na współczesne realia. Wyobraziliśmy sobie wtedy, co by było, gdyby foki wystawiły Mickiewicza - opowiadała, na wtorkowej (5 kwietnia) konferencji prasowej, reżyserka Maria Magdalena Kozłowska. - Kiedy to potem opowiadaliśmy znajomym, nasz pomysł spotykał się z ogólnym entuzjazmem i rozbawieniem. Spektakl ma być próbą zastanowienia się nad kondycją teatru, bowiem aktorzy w "Fokach" przeżywają zbiorowe załamanie nerwowe i zadają sobie pytanie czy ludzki teatr w ogóle ma sens. Takim łabędzim śpiewem ma być dla nich przygotowanie ostatniego pokazu.
- W spektaklu zagram aktora, który usiłuje się zmierzyć z kryzysem zainteresowania ludzkim teatrem. Choć tak naprawdę w naszej rzeczywistości, a nie tylko na scenie, zainteresowanie teatrem jest znikome, jeśli porównamy to z widownią stadionową czy z internetową. - dodał Konrad Pawicki.
W nawiązaniu do żartu primaaprilisowego pracowników Teatru Współczesnego, jakoby ich instytucja miała zostać przekształcona w ... miejskie fokarium, po spektaklach będzie czynny sklepik z gadżetami właśnie promującymi owe fokarium.
Z kolei na 22 kwietnia planowana jest w Teatrze Małym debata o tym, czym jest ciało w przestrzeni publicznej. Jest ona związana z kilkoma wersjami plakatu, jakie promują spektakl, a na których są dwie nagie kobiety. Powstały one na bazie fotografii dokumentacyjnej z performansu rzeźby miejskiej na deptaku Bogusława. Jak się okazało, pierwotna wersja plakatu nie spodobała się firmie, która miała zająć się jego dystrybucją w miejskiej przestrzeni. Reżyserka, Maria Magdalena Kozłowska, tak skomentowała wtedy to na Facebooku: "Pupy w stringach zdają się być w przestrzeni miasta widokiem zwykłym. Dlaczego więc nasze ciała nie podlegają tym samym regułom, nawet chronione statusem sztuki? Dlaczego ich naturalność dziwi i oburza? Jest to pytanie nieretoryczne, odpowiedź na które może dać początek ważnej dyskusji na temat statusu ciała, zwłaszcza kobiecego ciała, w przestrzeni publicznej". ©℗
(MON)