Przyjechała do Szczecina pierwszy raz i od razu rozkochała w sobie publiczność: żywiołowa, energiczna i energetyczna Dee Dee Bridgewater wystąpiła w poniedziałkowy wieczór w szczecińskiej filharmonii w ramach Szczecin Music Fest 2018.
Pierwsza dama jazzu - mówią o niej na całym świecie i to zasłużony przydomek, bowiem w tej drobnej kobiecie - mimo 68 lat, a o swoim wieku mówi otwarcie - drzemie wielka siła i charyzma. Co prawda miała kłopot, by wymówić nazwę naszego miasta, ale za to uraczyła publikę wspaniałymi opowieściami o dzieciństwie, rodzicach, babci, szkole i zaśpiewała swoje najnowsze piosenki z ubiegłorocznej płyty „Memphis... Yes, I’m Ready”, który to krążek był jej powrotem do dzieciństwa, do korzeni. A warto wspomnieć, że to właśnie Memphis było w końcu lat 50. i w latach 60. czyli w czasach dzieciństwa i wczesnej młodości Dee Dee, muzyczną kolebką czarnej Ameryki.
Żartowała, czarowała głosem i... biodrami, zaśpiewała nie tylko swoje utwory, ale także z repertuaru Tiny Turner, B.B. Kinga, zaś na bis wspaniale wykonała „Purple Rain" nieżyjącego Prince’a. Po prawie dwugodzinnym koncercie zeszła do holu filharmonii, by podpisywać plakaty, płyty i dalej nawiązywać z publicznością niepowtarzalną więź.
Kolejny koncert w ramach festiwalu Szczecin Music Fest już 11 maja - tym razem w Klubie K4 wystąpi Hypnotic Brass Ensemble.
(kel)
Fot. Katarzyna Lipska-Sokołowska, Ryszard Pakieser