Rozmowa z Jadwigą Mikłaszewicz-Busztą, hafciarką z Karska w gminie Nowogard
– Zajmuje się pani haftowaniem reprodukcji dzieł znanych malarzy. Poświęca pani temu wiele godzin. Jak ta pasja się zaczęła?
– W dzieciństwie obserwowałam moją mamę i babcię, które również parały się rękodziełem. Wcześniej haftowała także moja siostra, której nieco zazdrościłam, toteż postanowiłam, że szybko się przyuczę i będę doskonalić ten piękny fach – haft krzyżykowy. Wzory przywoziła moja mama aż z Białorusi, tam były naniesione farbą olejną. Haft krzyżykowy to zajęcie, dzięki któremu wyrabiam sobie cierpliwość. Mimo że ukończyłam zupełnie inne szkoły, zawsze ciągnęło mnie do haftowania. Widziałam w tym spokój i konkretną wykonaną pracę, której efektem jest bardzo ładny haft. Polecam to zajęcie osobom, które są zbyt nerwowe.
– Obejrzałem pani prace i śmiało mogę stwierdzić, że haft jest trudną sztuką do opanowania. Ktoś, kto tego nigdy nie robił, nie zdaje sobie sprawy, ile czasu i pracy wymaga wykonanie najmniejszego wzoru.
– Na samym początku haftowanie zajmowało mi kilkakrotnie więcej czasu na dany wzór niż obecnie, bo teraz mam wprawę i jest to czynność, którą bardzo lubię wykonywać. Wiadomo, każdy kiedyś się uczy. Te trudne początki nie zniechęciły mnie jednak, powiedziałabym, że wręcz przeciwnie, z czasem haft zaczął pochłaniać każdą moją wolną chwilę. Pomaga mi mój mąż, który pełni rolę „biegłego”, ale i dostawcy ze sklepu „Pasmanteria”, gdzie pani sprzedawczyni wie, jaki materiał jest mi najbardziej potrzebny oraz bezpośrednio z Łodzi, gdzie jest ogromny wybór, bo przecież to miasto słynie z produkcji włóczki, nici i potrzebnych tego typu materiałów. Zdarzają się prace niezwykle czasochłonne, a są jeszcze inne obowiązki i przyjemności – jak prowadzenie domu, ukochane wnuki, dzieci, spotkania z rodziną. Najwięcej wolnego czasu mam jesienią i zimą. ©℗
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 1 lutego 2019 r.
Tekst i fot. Jarosław BZOWY