Niedziela, 20 kwietnia 2025 r. 
REKLAMA

Chrzest Pomorzan. 900-lecie pierwszej wyprawy misyjnej św. Ottona z Bambergu

Data publikacji: 09 stycznia 2025 r. 12:26
Ostatnia aktualizacja: 27 stycznia 2025 r. 11:34
Chrzest Pomorzan. 900-lecie pierwszej wyprawy misyjnej św. Ottona z Bambergu
Stanisław Rosik, Chrzest Pomorzan. W 900-lecie pierwszej wyprawy misyjnej św. Ottona z Bambergu, Wrocław, Wydawnictwo Chronicon 2024  

Stanisław Rosik powinien mieszkać w Szczecinie i pracować na tutejszym uniwersytecie, od dwóch dekad zajmuje się bowiem przede wszystkim historią wczesnośredniowiecznego Pomorza Zachodniego, szczególnie sprawami związanymi z chrystianizacją.

Przypomnijmy najważniejsze jego opracowania: studium nawrócenia Pomorzan pt. Conversio gentis Pomeranorum (2010), Kult Trzygłowa w Szczecinie (2019), nowe wydanie wszystkich Żywotów św. Ottona z Bambergu (2020), wreszcie nowe opracowanie dziejów religii Słowian nadbałtyckich pt. Od Swarożyca do Świętowita (2023). Co więcej, wrocławski uczony, jeden z najciekawszych polskich mediewistów średniego pokolenia, często bywa i wykłada na Pomorzu Zachodnim. Nie porusza się Odrą, jak bohaterowie jego książek, choćby słynny Wyszak, który zaczarowaną – dziś powiedzielibyśmy autonomiczną – łodzią bez żagla i wioseł uciekł bezpiecznie z duńskiej niewoli do domu, oczywiście z pomocą bożą i za wstawiennictwem św. Ottona. Przyjeżdża samochodem, wciąż nie autonomicznym, nie mniejszą swoją pasją niż historia. Niewątpliwie jest Stanisław Rosik, obok archeologa Mariana Rębkowskiego, jednym z filarów naszej współczesnej wiedzy o wczesnym średniowieczu na Pomorzu. A za sprawą żywotów św. Ottona, wokół których niezmiennie krąży, był to od początków XX w. „obszar” niezwykle często odwiedzany przez znakomitych uczonych polskich: Kazimierza Tymienieckiego, Henryka Łowmiańskiego, Gerarda Labudę, Lecha Leciejewicza i w mniejszym nieco stopniu Benedykta Zientarę, który penetrował raczej epokę nieco późniejszą, pośród historyków polskich w zasadzie jako pierwszy.

Stanisław Rosik pisze jasno i zrozumiale, mówi jeszcze lepiej, bo z porywającą swadą. A jednak Chrzest Pomorzan, wydany w 900-lecie pierwszej wyprawy misyjnej biskupa Ottona w 1124 r., stanowi w jego dotychczasowym dorobku dzieło wyjątkowe – jest pracą z założenia popularnonaukową, kierowaną do szerszego czytelnika, także uczniów szkół średnich. Dla mnie to idealna książka do pociągu, gdzie, jakkolwiek byśmy chcieli, nie możemy się koncentrować tylko i wyłącznie na przewracanych stronicach. Czasami jesteśmy absorbowani przez rwetes pasażerów, wysiadających i wsiadających na kolejnych stacjach, czasami pociąga nas widok za oknem, a mimo to bez problemu wracamy po chwili do przerwanej lektury. W znacznej mierze to zasługa porządku wewnętrznego i krótkich rozdziałów, których jest osiem. Streszczają niczym w pigułce życie Ottona i jego działalność misyjną, co ważne, na tle epoki. Szczególnie blisko kreśli autor związki Ottona z Polską, w której biskup długo przebywał na dworze księcia Władysława Hermana, umiał więc zapewne nieźle język polski, a dla jego syna i następcy – Bolesława Krzywoustego – pozostawał osobą znaną i bliską. A ponieważ książę szukał nie tylko misjonarza, lecz i sprawnego dyplomaty, który będzie umiał działać na pograniczu trzech spierających się metropolii kościelnych (gnieźnieńskiej, magdeburskiej i bremeńsko-hamburskiej) i dwóch państw (królestwa niemieckiego i księstwa polskiego), zwrócił się do niego listownie zaraz po pokonaniu Pomorzan i, trzeba przyznać, nie zawiódł się. W przeciwieństwie do poprzednika, jeśli Bernard Hiszpan nie jest legendą, Otto wykonał zadanie i potem w drugiej wyprawie misyjnej w roku 1128 doprowadził je do szczęśliwego końca.

Jeśli mnie coś zaskoczyło w najnowszej książce Rosika, to skala przedsięwzięcia z 1124 r. i sprawność organizacyjna młodego i niebogatego wciąż państwa polskiego. Z Gniezna na Pomorze Zachodnie jechały wozy z biskupem, księżmi i tłumaczami. Kolejne wozy wiozły cieśli, którzy naprędce wznosili kościoły, aby wiernych nie zostawić zaraz po formalnym chrzcie bez opieki. Jeszcze inne wozy transportowały podarki, którymi biskup przyciągał kobiety, przedmioty liturgiczne, które zostawiał potem na miejscu, i zaopatrzenie na wiele tygodni, by nie być zależnym od kaprysów miejscowej ludności, a tym bardziej jej nie objadać po wieloletnich wojnach z Polską. Wreszcie towarzyszyło wyprawie kilkudziesięciu zbrojnych wojów pod dowództwem kasztelana santockiego Pawła, który miał być sprawnym dowódcą, ale też inteligentnym, roztropnym i elokwentnym człowiekiem, zależnie od sytuacji – obrońcą i doradcą biskupa (notabene gorąco polecam obejrzenie nowego muzeum w Santoku, jest naprawdę warte zjechania z głównego szlaku, przecież położony u zbiegu Warty i Noteci Santok to w XII i XIII w. „strażnica i klucz królestwa polskiego”). Krzywousty nie życzył sobie kolejnego męczennika, jak św. Wojciech, który poległ dobre sto lat wcześniej na pograniczu pomorsko-pruskim. Potrzebował zdolnego misjonarza, który za pomocą kija w postaci groźby kolejnej wojny, i marchewki pod postacią podarków i lepszej przyszłości pośród przyjaciół przyłączy Pomorze, najlepiej poprzez Polskę, do chrześcijańskiej rodziny. Pomorzanie wiedzieli już, że dla pogan nie ma miejsca na objętym duchem krucjaty kontynencie. Dobrze im się powodziło, bo z morza żyli w dostatku, jak pisał Kazimierz Tymieniecki. Chcieli handlować, nie chcieli wojny i nie chcieli być „poronionym płodem” Europy, ani „głupim wiejskim prostactwem”, mimo że nie mogli narzekać na opiekę swoich bogów. Bóg chrześcijan okazał się większy i silniejszy, uznali rzeczywistość i poddali się chrystianizacji oraz transformacji ustrojowej oraz ekonomicznej. To wielki temat, który daleko wykracza poza rozprawę Rosika. Wskażę więc tu tylko, że sam zająłem się nim niedawno w szerokim kontekście dawnych i współczesnych procesów modernizacyjnych i transformacyjnych w Europie i świecie (Gorzka sól historii. Migracje i transformacje, Warszawa: Bellona 2021).

Książkę Stanisława Rosika zamyka wybór tekstów źródłowych z epoki, niektórych absolutnie fascynujących, jeśli nauczyciel czy przewodnik potrafi wydobyć z nich przeszłość żyjącą wciąż w nas: Dramaty związane z przemianami społecznymi, marzenia o lepszym i stabilniejszym świecie, który jest naszą nieprzemijającą ułudą, rojenia o zaczarowanych środkach transportu, a także potrzebę współżycia jednostek i mniejszych wspólnot rodzinnych w ramach wspólnot większych – państwowych, narodowych, religijnych.

Jan M. PISKORSKI

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA