Rozmowa z wokalistką BAiKI, Katarzyną Kafi Sondej
– Czy to prawda, że jesteś… mało imprezowa?
– Taki zarzut postawili mi moi koledzy z wrocławskiej kapeli i wyrzucili mnie z zespołu po ponad dwóch latach wspólnego muzykowania. Tak było i wcale nie żartuję. Ale tego doświadczenia nie żałuję, bo sporo się w tym czasie nauczyłam i robiłam to, co kocham, czyli śpiewałam.
– Muzykę masz chyba we krwi, bo wspaniale się ciebie słucha. Jesteś, jak twierdzą słuchacze i znawcy muzyki, talentem czystej wody. Gdy usłyszałem po raz pierwszy płytę BAiKA, to pomyślałem, że jesteś, nie obraź się, scenicznym zwierzęciem, które umie już chyba wszystko…
– Bez przesady. Nie umiem wszystkiego, bo ciągle się uczę i zbieram nowe doświadczenia. Ale po prostu kocham to, co robię. Nie wyobrażam sobie życia bez muzyki. Ona mi towarzyszy od najmłodszego dzieciństwa.
– Od kołyski?
– No, prawie. Ledwie zaczęłam chodzić, a już podrygiwałam w rytm muzyki. Gdy miałam dwa latka, tańczyłam przy muzyce Micka Oldfielda, ale nie miałam o tym pojęcia. Ona tak bardzo zapadła mi w pamięć, że po latach postanowiłam sprawdzić, kto tę muzykę skomponował. Szukałam, szukałam i w końcu znalazłam. I to był Oldfield. Pierwszy raz publicznie zaśpiewałam podczas uroczystości komunii. Moja mama prowadziła scholę dziecięcą w kościele. Nie wszystkie dzieci przychodziły na próby i występy podczas mszy, więc mama mnie angażowała. Nie lubiłam tego, czułam się przymuszana, bo nie mogłam się bawić swoimi lalkami, ale dzięki temu moje śpiewanie dostało solidne podstawy.
– Co było dalej?
– Akademie szkolne, a w liceum zespół rockowy o szalonej nazwie Bounty Hunters. Tłukliśmy strasznie. To, co graliśmy, to były covery Guns N’ Roses, Deep Purple, Led Zeppelin, Black Sabbath. Koledzy, którzy to grali, nauczyli mnie wtedy rocka. Po maturze nastąpił dziwny moment, wyjazd do Wrocławia na studia, w efekcie których mam dyplom inżyniera architektury krajobrazu. Podczas studiów brakowało mi muzyki. Było mi bez niej bardzo smutno. Musiałam się jakoś uzewnętrznić, a do tego potrzebna jest mi scena, na której pokazuję inną twarz. Wtedy zaczęłam śpiewać w zespole Delirium Band. Kilka miesięcy coverowałam m.in. Rolling Stonesów i Janis Joplin, starego bluesa znad rzeki, koledzy muzycy właśnie tego mnie uczyli. To trwało do momentu, w którym stwierdzili, że jestem za mało imprezowa. I tak z momentem ukończenia studiów skończyła się również moja wrocławska kariera. Przeprowadziłam się z powrotem do Legnicy. Moja siostra znała miejscowych chłopaków z zespołu StandBy. Miała z nimi śpiewać, ale nie odpowiadał jej ten rodzaj muzyki i zapytała ich, czy ja bym nie mogła. Wysłuchali mnie na próbie i przyjęli do zespołu. Śpiewałam, zaczęłam pisać teksty, razem pisaliśmy muzykę. Któregoś dnia występowaliśmy wspólnie z Indios Bravos. Graliśmy po nich, a na scenę weszliśmy dopiero około drugiej w nocy. Byliśmy bardzo miło zaskoczeni tym, że jeden z muzyków z tego zespołu został, by nas posłuchać. A po występie podszedł do nas i powiedział, że bardzo mu się podobało, pogratulował nam, a na koniec powiedział chłopakom, żeby na mnie uważali, by nikt mnie im nie ukradł. Dopiero później dowiedziałam się, że tym gościem był lider indiosów Piotr Banach, ten sam, który zakładał Heya i był twórcą jego wielkich przebojów.
– Podobno później napisał na Facebooku, że gdyby jeszcze raz zakładał Heya, to ciebie by w nim zatrudnił. Tak było naprawdę?
– Tak było. A jeszcze potem zaproponował, byśmy razem coś zrobili. I przesłał mi tekst z tytułem „ Jeśli tylko to będzie możliwe”. Wymyśliłam do niego melodię i nagraliśmy piosenkę, która stała się popularna. Zamieściliśmy ją także na płycie BAiKA. Zanim jednak powstała ta płyta, Piotr zaproponował mi trasę koncertową ze swoją ówczesną grupą Ludzie Mili jako jeden z głosów. Prawie trzy lata temu, w listopadzie dostałam od niego kolejną propozycję. Tym razem chodziło o płytę. Chciał, żebyśmy sami ją zrobili. W międzyczasie koncertowaliśmy, tworzyliśmy kolejne kawałki, ale na ich zarejestrowanie ciągle czekaliśmy. Już miałam powoli dosyć tego czekania na płytę i ciągłych zmian terminów jej nagrania. Przełom nastąpił po ubiegłorocznej FAM-ie, która mocno zainspirowała Piotra. Brzmienie i układ płyty stały się jednorodną konstrukcją. Podczas nagrania nie miałam świadomości skali tej płyty. Dopiero w trakcie press tour, które świetnie przygotowała Sylwia Lato, dotarło do mnie, że ta płyta trafia do ludzi i zbiera dobre recenzje nie tylko u fachowców. Bardzo mnie to ucieszyło, w tym czasie działo się coś fajnego i ważnego.
– Słyszałem opinie, że niektórym słuchaczom kojarzysz się trochę z Korą…
– Nie śmiem się nawet porównywać z Korą, bo ona jest dla mnie wielka i wspaniała nie tylko jako artystka, ale także jako mocna osobowość. Też słyszałam takie opinie, ale ja śpiewam tak jak Kafi. Myślę, że z Korą kojarzę się przez ekspresję na scenie. Ogólnie jestem neutralna, spokojna, bardziej nastawiona na słuchanie ludzi niż dyskusje z nimi i musi mi się nazbierać, by się ulało. Kora to ogień, a ja jak woda, ale jak przybierze, to mogę być mocnym żywiołem… Mam poczucie swojego potencjału i umiejętności i wiem, że potrafię to wykorzystać. Mimo że mam naturę pesymisty, to gdzieś głęboko, w samym jądrze tkwi przekonanie, że najlepsze jeszcze przede mną, że będę, tu proszę o cudzysłów, „znana, sławna i bogata”. Natomiast w mojej zewnętrznej powłoce jest sporo wątpliwości i niepewności.
– Ale mimo tego przekonania przed wejściem na scenę masz ogromną tremę.
– Ogromną. Drżę jak osika, korzystam z różnych metod, by się uspokoić. Czuję się tak, jakby była mroźna zima, mocny wiatr. Dopiero gdy zaśpiewam kilka pierwszych wersów, wszystko ze mnie schodzi. Wtedy już jestem w ciepłym przedpokoju, u siebie, w miejscu, w którym chcę być i już jest dobrze.
– Od prawie trzech lat mieszkasz w Szczecinie. Podoba ci się to miasto?
– Mega mi się podoba. Już sam wjazd do centrum Trasą Zamkową robi wielkie wrażenie. Z jednej strony stare, często poniszczone budynki, żurawie portowe, z drugiej pełne dawnej klasyki piękne monumentalne gmachy Zamku Książąt Pomorskich, Akademii Morskiej i innych. Fantastyczna zieleń, parki w centrum miasta, ronda. Jedziesz przez miasto tramwajem i nie ma wysokich blokowisk, tylko raczej niska zabudowa i przestrzeń. To mnie ciągle mile zadziwia.
– Jako fan twojego głosu i płyty BAiKA życzę ci dalszych sukcesów i dziękuję za rozmowę. ©℗
Rozmawiał Marek OSAJDA
Fot. Hubert GRYGIELEWICZ