Rak prostaty jest już najczęściej występującym nowotworem u mężczyzn. Co roku diagnozuje się więcej zachorowań i w coraz młodszym wieku, nawet przed 50. rokiem życia. Ubiegły rok przyniósł pewną poprawę w leczeniu pacjentów z tym nowotworem, ale jest ono dostępne wyłącznie dla chorych z przerzutami. Pacjenci, u których rak prostaty jest oporny na kastrację, ale jeszcze nie dał przerzutów, nie mają dostępu do nowych leków. – Muszą więc czekać, aż ich stan się pogorszy – podkreślają lekarze i oceniają, że jest to nieetyczne. Polska w dalszym ciągu znacząco odbiega od państw Europy Zachodniej w leczeniu tego nowotworu.
– Patrząc na odsetek pięcioletnich przeżyć pacjentów z rakiem prostaty w Polsce i innych krajach, widzimy, że u nas ten wskaźnik się skraca. Pacjenci, którzy są leczeni poza Polską, żyją dłużej – podkreśla w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes dr Leszek Borkowski, farmakolog kliniczny w Szpitalu Wolskim.
Przez lata rak prostaty był w Polsce drugim po raku płuca pod względem częstotliwości występowania nowotworem wśród mężczyzn. Ta kolejność się jednak odwróciła. Liczba zachorowań na raka prostaty zwiększyła się już kilkukrotnie na przestrzeni ostatnich dekad. Każdego roku diagnozuje się go u około 15 tys. mężczyzn i stwierdza 5–6 tys. zgonów z tego powodu.
– Pod względem skali zachorowań dogoniliśmy resztę świata. Coraz więcej zachorowań obserwujemy na szczęście również na wczesnym etapie. Mężczyźni szukają u siebie raka prostaty, jeszcze zanim on daje objawy i wtedy często jest on całkowicie uleczalny – mówi dr Iwona Skoneczna, onkolog ze Szpitala św. Elżbiety – Mokotowskie Centrum Medyczne.
Rak prostaty dotyka najczęściej mężczyzn po 60. roku życia, ale w grupie ryzyka znajdują się również dużo młodsi. W ostatnich latach lekarze obserwują szybki wzrost liczby zachorowań w grupie pacjentów przed 50. rokiem życia.
– Należałoby zacząć interesować się prostatą i badać ją już w wieku 50 lat, a jeśli w rodzinie ktoś chorował na ten typ nowotworu, to nawet przed 40. rokiem życia. Już wtedy można sprawdzić, czy poziom PSA jest podwyższony. To pierwszy wskaźnik w podstawowym badaniu krwi, które może zlecić każdy lekarz rodzinny. Zachęcamy też do tego, żeby 50-letni mężczyźni zaczęli się spotykać z urologiem, który pomoże im przejść ścieżkę diagnostyczną – ocenić, czy poziom PSA jest w normie i czy konieczna jest dalsza diagnostyka – mówi dr Iwona Skoneczna.
Leczenie raka prostaty opiera się na dwóch metodach: radioterapii, która niszczy komórki rakowe, albo chirurgicznym wycięciu nowotworu. W tym drugim przypadku coraz powszechniejsza staje się prostatektomia laparoskopowa, a od niedawna również zabiegi z wykorzystaniem robotów chirurgicznych.
– Osoby, u których w momencie diagnozy rozpoznajemy raka prostaty z przerzutami, powinny jak najszybciej trafić do onkologów. Możemy zastosować klasyczną chemioterapię, która polega na sześciu kroplówkach raz na trzy tygodnie, czyli właściwie po czterech i pół miesiącach mamy leczenie z głowy. Podanie chemioterapii jak najwcześniej daje dobre wyniki w przypadku choroby, która ma już przerzuty – mówi dr Iwona Skoneczna.
Lekarze podkreślają, że ubiegły rok przyniósł poprawę w leczeniu polskich pacjentów z rakiem prostaty. Po wielu miesiącach starań doczekali się oni zmian w programie lekowym i uzupełnienia opcji terapeutycznych dla pacjentów przed chemioterapią o enzalutamid. Nowoczesne leki hormonalne blokują syntezę androgenów (np. testosteronu) w organizmie pacjenta, dzięki czemu nowotwór się nie rozwija. Podany przed chemioterapią wydłuża życie pacjentów, nie osłabia organizmu i nie wywołuje długiej listy skutków ubocznych.
Wciąż jednak obowiązują pewne ograniczenia w jego dostępności, bo nowoczesnym leczeniem zostali objęci pacjenci z przerzutami. Z drugiej strony grupa chorych, u których nowotwór jest oporny na kastrację, ale jeszcze nie dał przerzutów, nie ma do niego dostępu.
– Tacy pacjenci de facto nie są w Polsce leczeni. Problem polega na tym, że u nas refundacja leków stosowanych w leczeniu raka prostaty pominęła etap, kiedy pacjent już nie reaguje na hormonoterapię, ale jeszcze nie ma przerzutów. Dochodzimy do paradoksalnej sytuacji, w której urolog czy uroonkolog musi siedzieć z założonymi rękami i czekać, aż stan pacjenta się pogorszy – mówi dr Leszek Borkowski.
Jak podkreśla, taka sytuacja jest nieetyczna, podczas gdy jest już zarejestrowany skuteczny lek. Zwłaszcza w przypadku nowotworów, w których liczy się jak najszybszy czas wdrożenia leczenia.
– Na samym początku rozwoju choroby mamy większą szansę, żeby ta terapia przyniosła dobre efekty – twierdzi dr Leszek Borkowski. – Rak prostaty odżywia się testosteronem, więc odcięcie go od jedzenia, czyli tzw. kastracja chemiczna, powoduje jego zamieranie. Po pewnym czasie rak sam zaczyna produkować testosteron. Wtedy sytuacja robi się już trudniejsza i przydałby się drugi etap leczenia. Ale tutaj musimy czekać, aż u pacjenta pojawią się przerzuty. Blokowanie tego późniejszego etapu z przerzutami jest jednak bardzo istotne dla osiągania wysokich parametrów pięcioletnich przeżyć.
Jak ocenia, pod względem dostępności i skuteczności leczenia raka prostaty Polska w dalszym ciągu znacząco odbiega od państw Europy Zachodniej i krajów rozwiniętych.
– Polska nie może być zapóźnionym, zdyszanym chłopcem goniącym odjeżdżający tramwaj, bo nigdy go nie dogoni, a żniwo zgonów na nowotwór prostaty będzie rosło. Poza tym jeżeli mówimy ludziom, żeby się badali, by nowotwór można było wcześniej wykryć, a potem przerywamy leczenie i każemy czekać, aż on się rozwinie, to jest to sytuacja zła terapeutycznie dla pacjenta, ale też wizerunkowo dla naszej służby zdrowia – podkreśla dr Leszek Borkowski.
Źródło: Newseria