Szef polskiego rządu Mateusz Morawiecki w czwartkowym wywiadzie dla dzienników koncernu medialnego Funke przypomniał, że Polska nie dostała od Niemiec adekwatnych odszkodowań za straty, jakie poniosła podczas drugiej wojny światowej.
- Polska nie otrzymała od Niemiec odpowiedniej rekompensaty za okrucieństwa drugiej wojny światowej. Straciliśmy sześć milionów ludzi - dużo więcej niż inne kraje, które dostały wysokie reparacje. To nie jest sprawiedliwe. Nie może tak zostać - powiedział Morawiecki tytułom grupy wydawniczej, w której skład wchodzi m.in. największy regionalny dziennik RFN "Westdeutsche Allgemeine Zeitung" oraz gazeta "Berliner Morgenpost".
Polski premier nie podał sumy, której Polska oczekiwałaby od Niemiec.
- Jest to badane przez parlamentarną komisję, która będzie pracować jeszcze kilka miesięcy. Jest dużo do przeanalizowania. Niemcy starli z powierzchni ziemi ponad tysiąc polskich wsi - oświadczył szef rządu RP.
Pytany o umowę, zgodnie z którą Warszawa w 1953 roku zrezygnowała z odszkodowań, odrzekł, że Polska jej nie uznaje.
- Był to układ między Polską a NRD, którego nie uznajemy. Oba kraje były wówczas częścią bloku sowieckiego - uzasadnił.
"Westdeutsche Allgemeine Zeitung" przypomina, że w stosunku do całkowitej liczby ludności Polska poniosła najwyższe straty w drugiej wojnie światowej. Również zniszczenia materialne były bardzo duże. Warszawa została zrównana z ziemią - pisze "WAZ" i nadmienia, że wstępne ustalenia sejmowego zespołu zajmującego się szacowaniem strat opiewały na 850 mld euro.
Wśród tematów podjętych w rozmowie była też kwestia wydatków na obronność. Premier zaapelował do Berlina o szybsze zwiększanie nakładów na ten cel. Przypomniał, że państwa NATO zobowiązały się w 2014 roku, że w ciągu 10 lat będą przeznaczać na obronność kwoty w wysokości co najmniej 2 proc. PKB.
- Wszyscy powinni się tego trzymać - podkreślił szef rządu RP.
- Polska już teraz inwestuje więcej niż 2 proc. W Niemczech jest to 1,2 proc. Jeśli dobrze rozumiem rząd federalny, w ciągu pięciu lat ma to być 1,4 proc. do 1,5 proc. Wciąż nie jest to 2 proc. NATO jest najbardziej skutecznym sojuszem w historii wojskowości. Nie powiedziałbym, że Niemcy są pasożytem, ale ich nakłady nie odpowiadają zobowiązaniom. Niemcy powinny szybciej zwiększać wydatki na obronę - ocenił Morawiecki.
Opowiedział się też za rozmieszczeniem większej liczby żołnierzy USA w Polsce, ale bez osłabiania obecności USA w Niemczech.
- Zasadniczo uważam za pożądane wzmocnienie wschodniej flanki NATO. Ale jednocześnie jestem też za tym, by zostawić w Niemczech tak wielu amerykańskich żołnierzy, jak to możliwe. To nie jest kwestia "albo-albo". Potrzebujemy bazy NATO w Ramstein i potrzebujemy nowej stałej bazy NATO w Polsce - oznajmił szef rządu.
9 sierpnia ambasador Stanów Zjednoczonych w RFN Richard Grenell ponownie ostrzegł Berlin, że Waszyngton wycofa część żołnierzy znad Renu i przeniesie ich do Polski. To konsekwencja zbyt niskich - w ocenie władz USA - wydatków Niemiec na obronność.
- Doradzałbym trzeźwą ocenę. Nikt poważnie nie rozważa zdecydowanego zmniejszenia amerykańskiej obecności. Przeciwnie: kiedy Niemcy zwiększą swoje wydatki na obronność, ich rola w NATO wzrośnie. Polska systematycznie zwiększała wydatki obronne i liczba amerykańskich żołnierzy na polskim terytorium w ostatnich pięciu latach wzrosła z 500 do 5 tys. - przekonywał polski premier.
Oznajmił też, że Polska nie weźmie udziału w misji wojskowej pod wodzą USA, której celem jest ochrona żeglugi w Zatoce Perskiej.
- Nasze stanowisko zostało tutaj nadinterpretowane. Prowadziliśmy rozmowy, ale w żadnym wypadku nie zgodziliśmy się na udział naszych wojsk, czy w jakikolwiek inny sposób, w misji USA w Zatoce Perskiej. Do tego nie dojdzie. Wnosimy nasz wkład poprzez zwalczanie terroryzmu w Iraku i Afganistanie - stwierdził Morawiecki, deklarując też poparcie dla ewentualnej europejskiej misji w Zatoce Perskiej. - Bardzo to popieram. Europejscy partnerzy powinni porozumieć się w sprawie koalicji chętnych. Wówczas podjęlibyśmy decyzję o formie naszego wsparcia. Polska jest tak samo za Ameryką, jak jest za Europą. Z takim podejściem jesteśmy wyjątkowi w Europie - zaznaczył Morawiecki.
Odpowiadając na pytanie o zarzuty Komisji Europejskiej w sprawie praworządności i ewentualne konsekwencje w postaci kar, czy pozbawienia prawa głosu w Radzie UE szef rządu stwierdził, że Warszawa się tego nie obawia.
- Możemy wyjaśnić, co robimy. Polska reformuje swój system wymiaru sprawiedliwości. Jeden powód jest historyczny: chcemy wymienić sędziów i prokuratorów z czasów komunistycznych. Niemcy zrobiły to zaraz po przełomie. Drugi powód dotyczy teraźniejszości: nasz system wymiaru sprawiedliwości ma stać się skuteczniejszy - tłumaczył premier.
Odpierając zarzut, że rząd RP chce kontrolować sędziów i znieść trójpodział władzy Morawiecki oświadczył, że jest to nieprawda i oskarżenia te nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Zwrócił też uwagę, że wymiar sprawiedliwości w Polsce jest znacznie mniej upolityczniony niż w Niemczech. Widać to na przykładzie wyboru sędziów.
- Nasz system wymiaru sprawiedliwości jest po prostu zbutwiały. Chcemy to zmienić - powiedział premier, zwracając uwagę, że działania te cieszą się dużym poparciem społecznym. Podkreślił jednocześnie, że Polska jest proeuropejskim krajem i nie wyobraża sobie, żeby mogła wystąpić z UE. Wyraził tez przekonanie, że znajdzie wspólny mianownik w wielu sprawach z przyszłą szefową Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen.
- To bardzo obiecujące, że chce ona koncentrować się na gospodarce, konkurencyjności, migracjach i klimacie (...). Chodzi mi o to, żeby kraje członkowskie były traktowane sprawiedliwie. Polska została zmuszona przez Związek Sowiecki, by oprzeć zaopatrzenie w energię o węgiel. Podejmujemy ogromne wysiłki, by odwrócić ten rozwój. Potrzebujemy jednak wsparcia finansowego. Rozmawiałem już o tym z Ursulą - poinformował Morawiecki.
Zastrzegł jednocześnie, że nasz kraj na razie nie zamierza przystępować do strefy euro.
Jak powiedział, badania naukowe pokazują, że są kraje - takie jak Niemcy, czy Holandia - które skorzystały na przyjęciu euro. Innym krajom członkowskim euro przyniosło raczej szkody. Zwrócił uwagę, że Polska po komunizmie jest w zupełnie innym stadium rozwoju niż Niemcy. "Dla Polski niezależna waluta jest ważnym instrumentem w czasach kryzysu" - wykazywał.
Premier oświadczył, że może sobie wyobrazić, iż w dalszej przyszłości Polska przystąpi do strefy euro. Warunkiem byłoby jednak zbliżenie się poziomów rozwoju gospodarczego.
- Zarobki w Polsce musiałyby wynosić co najmniej 80 proc. albo 90 proc. płac niemieckich. Jak długo tak nie będzie, taki krok byłby bardzo ryzykowny. Pokazuje to doświadczenie innych państw. Moi przyjaciele z Włoch żałują, że przyjęli euro - powiedział Morawiecki.
(PAP)
PAP/Paweł Supernak