27-latka, która w sobotę 31 marca pozostawiła 4-letniego syna bez opieki na klatce schodowej bloku w Katowicach, odpowie za porzucenie dziecka oraz narażenie jego życia i zdrowia na niebezpieczeństwo. Zarzut usłyszał w środę 4 kwietnia również 21-letni znajomy kobiety, który był z nią w chwili porzucenia chłopca.
O przedstawieniu obojgu podejrzanych zarzutów poinformowała w środę zastępca prokuratura rejonowego Prokuratury Rejonowej Katowice-Wschód prok. Hanna Zięba-Stychno. Marlenie L. grozi do pięciu lat więzienia, a Grzegorzowi P. - trzy lata. Oboje przyznali się do zarzuconego im czynu i złożyli wyjaśnienia zbieżne z ustaleniami śledczych, wyrazili też skruchę. Pozostaną pod dozorem policji, prokuratura nie wnioskowała o ich aresztowanie.
Postawiony mężczyźnie zarzut z art. 160 Kodeksu karnego zagrożony karą trzech lat więzienia, dotyczy narażenia człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Potencjalna kara za to przestępstwo rośnie do pięciu lat, jeżeli na sprawcy - w tym przypadku na matce dziecka, która również usłyszała taki zarzut - ciąży obowiązek opieki nad osobą narażoną na niebezpieczeństwo. Dodatkowo prokuratura zarzuciła kobiecie przestępstwo z art. 210 kodeksu - porzucenia dziecka przez osobę zobowiązaną do troszczenia się o nie.
Chłopca zauważyła w sobotni wieczór mieszkanka bloku przy ul. Łącznej w Katowicach-Zawodziu. W wielkanocną niedzielę policja opublikowała jego zdjęcie, prosząc o pomoc w identyfikacji. Na podstawie otrzymanych informacji w poniedziałek policjanci ustalili tożsamość dziecka i zatrzymali jego matkę - to 27-latka z okolic Wąchocka (Świętokrzyskie), od niedawna mieszkająca w Katowicach z 21-letnim partnerem.
Mężczyznę, który towarzyszył jej w chwili pozostawiania dziecka, zatrzymano we wtorek. Wchodząc w środę, w asyście policjantów, na przesłuchanie do prokuratury mężczyzna powiedział dziennikarzom, że chciał dla chłopca "jak najlepiej, ale może nie wyszło". - Żal, no. Głupota robi swoje- mówił. Prokuratura nie informuje, czy mężczyzna wpływał na matkę chłopca lub namawiał ją do jego porzucenia.
- Z uwagi na charakter postępowania, a w szczególności z uwagi na fakt, iż pokrzywdzonym jest małoletnie dziecko, nie udzielamy szczegółowych informacji - zaznaczyła prokurator, wskazując, iż dobro postępowania wyklucza podanie do publicznej wiadomości bliższych szczegółów sprawy. - Podejrzani złożyli dosyć obszerne wyjaśnienia, wskazali motywy swojego działania.
Marlena L. pochodzi z gminy Wąchock. Mieszkała tu z synem, swoją matką i wujem. Zanim kilka tygodni temu wyjechała na Śląsk, była pod opieką asystenta rodziny z miejscowego ośrodka pomocy społecznej, m.in. ze względu na zdiagnozowane problemy rozwojowe jej dziecka. Kobieta - samotna matka - korzystała ze świadczeń społecznych, a chłopiec uczęszczał do przedszkola integracyjnego.
- Kobieta była mało zaradna życiowo (…), wymagała wsparcia asystenta. Ale całą swoją uwagę skupiała na tym, żeby opiekować się dzieckiem – starała się jak tylko mogła. Asystent pomagał jej m.in. racjonalnie dzielić domowy budżet, załatwiać sprawy urzędowe, pilnował terminów okresowych badań lekarskich jej syna – opisywał w środowej rozmowie z PAP dyrektor Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Wąchocku Jarosław Michalski.
Jak podkreślił, "nic złego się nie działo", a cała sprawa jest dla wszystkich szokiem. - Nie mieliśmy żadnych podstaw do występowania o ograniczenie kobiecie praw rodzicielskich. Dziecko było zadbane, czyste, nakarmione, bezpieczne, dbała o jego zdrowie. Miała pełną świadomość tego, że syn wymagał szczególnej opieki – ocenił dyr. Michalski.
Dyrektor dodał, że kiedy kobieta nagle wyjechała razem z dzieckiem, asystent próbował się z nią skontaktować – nie odpowiadała jednak na wielokrotne próby kontaktu telefonicznego.
- Po jakimś czasie z innego numeru przyszedł SMS - żeby jej nie niepokoić, że jest w Katowicach i tu układa sobie życie na nowo. To nas jeszcze bardziej zaniepokoiło, zgłosiliśmy to na policję. Udało się "namierzyć" kobietę, ale nie zgłosiła się z partnerem na posterunek, jak ich proszono. Nadal próbowaliśmy się z nią skontaktować na różne sposoby; w końcu zażądaliśmy, by przejechała do Wąchocka z dzieckiem i swoim towarzyszem – zaznaczył Michalski.
Dyrektor dodał, że podczas spotkania w Wąchocku zasugerowano, by kobieta i jej partner na razie zostawili dziecko u babci, a za jakiś czas wzięli je do siebie – nie chcieli się na to zgodzić.
Michalski podkreślił, że gmina będzie starała się pomóc najbliższej rodzinie kobiety - w razie ograniczenia jej praw rodzicielskich - w załatwieniu formalności dotyczących starania się o opiekę nad chłopcem.
Kiedy w sobotni wieczór mieszkanka bloku przy ul. Łącznej zauważyła dziecko na klatce schodowej, było bardzo pobudzone, nie mówiło, kontakt z nim był utrudniony. Chłopiec trafił do placówki opiekuńczej w Katowicach, jego stan jest dobry. O jego dalszym losie zdecyduje sąd rodzinny - do czasu jego decyzji i wydania stosownych zarządzeń opiekuńczych dziecko pozostanie w katowickiej placówce.
(pap)
Fot. śląska policja