W Polsce przestał obowiązywać stan pandemii, tymczasem w Azji przepisy antykoronawirusowe są poddawane coraz większym restrykcjom. Wywołuje to frustrację biznesu, który wciąż stara się odbudować zerwane łańcuchy dostaw oraz zapewnić sobie alternatywne relacje gospodarcze po tym jak wybuchła wojna w Ukrainie.
– Jesteśmy bardzo zaniepokojeni sytuacją w Azji, ale bardziej chodzi o niepokój gospodarczy niż epidemiczny – mówi Hanna Mojsiuk, prezes Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie. – Trwające w Chinach obostrzenia mocno uderzają w polską logistykę, która ma spore problemy z odprawianiem towarów. Dotyczy to zarówno transportu morskiego, jak i intermodalnego, bo przedsiębiorcy zgłaszają, że słynny „jedwabny szlak” wciąż jest regularnie blokowany po tym, jak kolejny raz wprowadzono lockdown. Niestety COVID się nie skończył, przynajmniej dla gospodarki.
Jak mówi Hanna Mojsiuk, w Północnej Izbie Gospodarczej w Szczecinie zrzeszonych jest kilkanaście firm logistycznych oraz mnóstwo importerów obsługujących sektor e-commerce. Sytuacja jest niepokojąca, bo o ile Europa zaczyna żegnać się z koronawirusem, to w Azji sytuacja staje się coraz poważniejsza.
– Nasi przedsiębiorcy Azję traktują bardzo poważnie – zaznacza H. Mojsiuk. – Wiele firm zaopatruje się w Chinach. Obecną sytuację oceniają jako trudniejszą niż na początku roku. Cała Europa przeżywa właśnie odwilż i wraca do działania, a w Szanghaju gospodarka i przepływ towaru są niemal zablokowane. To generuje poważne opóźnienia w transporcie. Poza tym wiele firm traktowało Azję jako alternatywę dla prowadzenia biznesu z Rosją, Białorusią czy Ukrainą. Na ten moment nie możemy mówić o sukcesie, bo rozwijanie gospodarczych relacji jest niemożliwe, gdy kraj pogrążony jest w działaniach antypandemicznych. Z jednej strony troska o zdrowie jest bardzo ważna, ale z drugiej nasi przedsiębiorcy mają wrażenie, że Chiny postępują nadgorliwie. Efektem są poważne komplikacje dla wielu firm.
Polsko-azjatycka wymiana gospodarcza odbywa się od lat. Pandemia mocno ją spowolniła, ale napędził ponownie rozwój sektora e-commerce.
– Logistyka nie może pozwolić sobie na stagnację, a niestety mamy wrażenie, że jesteśmy jedynym sektorem gospodarki, który bardzo silnie odczuwa wszystkie siły nacisku na gospodarkę – mówi Laura Hołowacz, prezes Grupy CSL. – Inflacja, stopy procentowe, wojna, dramatyczny wręcz brak kierowców do pracy i jeszcze COVID, o którym w Polsce zapominamy, a który blokuje chińskie fabryki i porty. Bardzo często spotykamy się z informacją, że Chiny chętnie przyjmą zlecenia od przedsiębiorców, ale nie wiadomo, kiedy projekt zrealizują i kiedy go dostarczą.
Jak wyjaśnia Jerzy Gębski z firmy Enterprise Logistics, sytuacja w Chinach jest efektem przyjętej przez władze kraju polityki „zero COVID”. Taki rodzaj działania musi oznaczać, że miasta, które mają wyższy współczynnik zakażeń, narażane będą na lockdown. Co ważne, jest on powodem frustracji społecznej oraz coraz poważniejszych perturbacji gospodarczych.
– Nadal się mówi, że Chiny są spichlerzem świata i absolutnie najważniejszym punktem na świecie, jeżeli chodzi o zaopatrzenie dla wielu firm w Europie i na innych kontynentach – dodaje ekspert. – Sytuacja związana z lockdownem w części kraju wiąże się z wielkimi komplikacjami dla spedycji morskiej. Wiele portów działa w ograniczonym zakresie. Podobne problemy ma również transport intermodalny. Pandemia dla logistyki się nie skończyła. Jest w tym pewna nadgorliwość i mamy wrażenie, że świat nie do końca rozumie, dlaczego Chiny są tak restrykcyjne na tym etapie pandemii. Mówimy przecież nawet o zamykaniu fabryk, co mogło być codziennością w roku 2020, a nie do końca wyobrażamy to sobie w 2022. Efekt gospodarczy będzie taki, że wiele firm sektora e-commerce zrezygnuje z dostaw z Azji. Będziemy wybierać krótsze szlaki towarowe opierające się np. na popycie wewnętrznym w Europie. Azja jest tańszym producentem towaru, ale cenowo równoważy się to, jeżeli w koszty wliczymy drogi oraz coraz bardziej ryzykowny transport tych produktów.
(ek)