Wśród najstarszych klubów żeglarskich są także szczecińscy akademicy, którzy w październiku w tym roku obchodzili 70 rocznicą założenia. Był bal, były gratulacje i gustowna patera od marszałka województwa.
W październiku i na początku listopada zaplanowano wyciąganie jachtów z wody przed zimą, czyli koniec tegorocznego, bogatego w wydarzenia sezonu żeglarskiego.
- W klubie - mówi jego wieloletni komandor Witold Zdrojewski mamy miejsca postojowe dla 120 jachtów oraz kilka tzw. gościnnych i więcej nie będzie. Wiąże się to z wyczerpaniem miejsca, gdzie jednostki mogłyby cumować.
W latach sześćdziesiątych, gdy piszący te słowa zaczął czynnie uprawiać żeglarstwo, w miejscu, gdzie obecnie są przystanie, rosły trzciny, a przy dalbie stała barka i przy niej może kilkanaście jachtów, głównie mieczowych. Barka była przystanią, bosmanatem, pomieszczeniem klubowym i magazynem, gdzie można było wysuszyć żagle. Na zimę angażowano silniejszą motorówkę i cały żeglarski dobytek na holu wędrował Regalicą i Odrą, na Wyspę Akademicką. Tam przez zimę remontowano i malowano jachty, aby z wiosną powrócić na dawne miejsce. W tym pionierskim czasie jeszcze przed barką siedzibą była przystań na Gocławiu, a następnie u harcerzy. Żeglarze sami już nad jeziorem wybudowali obecny budynek klubowy, a następnie hangar i wiatę.
- Na pierwszy żeglarski rejs - wspomina W. Zdrojewski - po Zatoce Gdańskiej jeszcze jako licealista dostałem się na „Oriona” i to była moja prawdziwa morska przygoda. Później nie było już tak łatwo wypłynąć na szerokie morskie wody. Brzemienny w wydarzenia ale nie żeglarskie był kolejny rok w łódzkim liceum, gdzie wraz z grupą ok. dziesięciu kolegów mieliśmy karną sprawę przed sądem. Za próbę obalenia przemocą ustroju poszliśmy siedzieć. Po odsiadce 4,5 roku zdałem maturę i trafiłem na studia matematyczne na Uniwersytecie Łódzkim. Wówczas odżyło wspomnienie żeglarskiego rejsu na Zatoce i zainteresowałem się bliżej tym sportem.
Turystycznie żeglowaliśmy na Mazurach, gdyż był to już czas zaostrzenia restrykcji względem żeglarzy, a pływania na morze wymagały specjalnych pozwoleń. Żeglowałem na regatowych jachtach „Folkboat”, „Dragon” i „Soling”, gdyż był to jedyny sposób, aby popłynąć gdzieś dalej. Jeszcze w 1966 r. zdobyłem stopień Jachtowego Sternika Morskiego i wspinałem się po kolejnych stopniach żeglarskich, aż do Jachtowego Kapitana Żeglugi Wielkiej.
Żeglarze nie mieli łatwo i często jedynym sposobem wyrwania się ze szczecińskich opłotków były regaty. W ten sposób u akademików powstała idea, aby zorganizować na Zalewie Szczecińskim imprezę o nazwie „Regaty Przyjaźni”. Po przejściu odprawy granicznej mogli wreszcie wypłynąć na nieco szersze wody. Nasz rozmówca zdobywał w tym czasie mistrzostwo Polski na „Folkboacie” i mistrzostwo okręgu na innych jachtach.
Na początku lat siedemdziesiątych nastąpiła dla żeglarzy odwilż i mając paszport oraz tzw. „Klauzulę na pływania morskie” można już było popłynąć gdzieś dalej i na Zachód.
- Tak W. Zdrojewski trafił w 1980 r. na „Pogorię” i jako oficer pożeglował na międzynarodowy zlot żaglowców The Tall Ships Races. Wrócili do Polski w czasie strajków. W tym samym roku prowadził jeszcze słynnego „Poloneza”, a w latach następnych większe szczecińskie jachty: „Hajduka” i „Gaudeamus”. Na „Pogorii” pływali m.in. po Wielkich Jeziorach Amerykańskich, a w 1996 r. powierzono mu dowództwo tego żaglowca. Pływali „Pogorią” w dłuższych wyprawach, m.in. na Atlantyku, Morzu Północnym i Śródziemnym.
Obecnie żegluje na swoim niewielkim jachcie i głównie zajmuje się klubem, w którym ósmą kadencję jest komandorem. W tym czasie nastąpiła znaczna rozbudowa przystani. Powstały nowe pomosty i stanowiska postojowe dla dodatkowych 40 jachtów, co łącznie pozwala bazować w klubie 120 jednostkom. Uporządkowano teren, co pozwoliło stworzyć nowe miejsca na postoje zimowe, zbudowano sanitariaty, przeprowadzono remont hangaru, zasadzono nowe drzewka. Przystań stała się jednym z bardziej urokliwych miejsc nad jeziorem Dąbie.
W klubie pamięta się o studentach. Do dyspozycji mają trzy jachty balastowe i osiem omeg, co pozwala organizować zawody. Prowadzona jest także działalność kulturalna: popularnością cieszą się spotkania klubowe pod nazwą „Śpiewających żagli”, a także na przystani koncerty szczecińskich filharmoników.
W klubie jest także jeden z najstarszych jachtów balastowych „Nadir”, który w tym roku skończył 110 lat. Jest w pełni sprawny i szczecińskim akademikom można życzyć co najmniej działania jeszcze dwukrotnie dłuższego.
Andrzj Gedymin