Rozmowa z Waldemarem Mosbauerem, szkoleniowcem kolarzy szczecińskiego Gryfa
Zakończony niedawno Anno Domini 2020 bardzo różnił się od poprzednich, a z powodu pandemii koronawirusa był dramatyczny i oczywiście, także na sportowej płaszczyźnie. Sytuacja epidemiczna wymusiła sporo zmian i my także musieliśmy się do tego dostosować. Zamiast tradycyjnego, 67. już Plebiscytu Sportowego na 10 najlepszych zawodników i 3 trenerów województwa zachodniopomorskiego, zorganizowaliśmy sportowy Plebiscyt 75-lecia „Kuriera Szczecińskiego”.
W jubileuszowym plebiscycie wśród szkoleniowców najlepszym okazał się wychowawca całej plejady mistrzów - Waldemar Mosbauer, którego nasi Czytelnicy do czołowej trójki wybierali aż 17 razy, dzięki czemu zgromadził 42 punkty. Dodajmy, że trenerom było trudniej punktować, bo za I miejsce mieli tylko 3 punkty i nagradzanych było co roku jedynie trzech szkoleniowców, podczas gdy sportowców wybierano dziesięciu i triumfator dostawał 10 punktów. Z kronikarskiego obowiązku odnotujmy, że za W. Mosbauerem na podium uplasowali się jeszcze: Krzysztof Krupecki (35 punktów, 18 nominacji) i Mirosław Drozd (16 punktów, 9 nominacji).
Jak wspomnieliśmy, musieliśmy zrezygnować z organizacji 67. Plebiscytu Sportowego, który odbywa się od roku 1954 i jest jednym z najstarszych oraz najbardziej prestiżowych w naszym kraju. Zamiast wspomnianego plebiscytu, a także z powodu jubileuszu naszej redakcji, postanowiliśmy natomiast zorganizować inny sportowy konkurs, a mianowicie Plebiscyt 75-lecia „Kuriera Szczecińskiego”. Podsumowaliśmy wszystkie punkty zdobyte przez sportowców i szkoleniowców przez dotychczasowe 66 edycji naszej zabawy i na tej podstawie wyłoniliśmy 10 najlepszych zawodników i 3 trenerów 75-lecia, a najlepszy spośród szkoleniowców W. Mosbauer uważany jest przez wielu za najwybitniejszego trenera w historii polskiego kolarstwa torowego i niekwestionowany autorytet trenerski w kraju i poza jego granicami. Do jego osiągnięć zaliczyć można również honorowe wyróżnienia w plebiscycie Pomorzanina Naszych Czasów, a w Wielkiej Gali Plebiscytu 60-lecia został wybrany Trenerem 60-lecia. W okolicznościowej laudacji prof. Eugeniusz Szmatłoch powiedział:
„Mistrzowie wychowani przez trenera Waldemara Mosbauera swoją obecnością na międzynarodowych arenach, mistrzostwach świata i Europy oraz igrzyskach olimpijskich pokazali, że w Szczecinie można robić wielkie rzeczy mimo obiektywnych przyczynowych trudności".
W. Mosbauer całe swoje sportowe życie spędził w Gryfie Szczecin, który właśnie obchodzi swoje 50-lecie, a obchodzący złote gody klub przez lata brylował w polskim kolarstwie torowym, jak i szosowym. Postanowiliśmy więc poprosić o rozmowę naszego laureata, Trenera 75-lecia Waldemara Mosbauera.
- Czy zanim zajął się pan szkoleniem, był wcześniej wyczynowym kolarzem?
- Tak było w istocie, a mimo nagle przerwanej krótkiej kariery, zdążyłem zdobyć pięć medali mistrzostw Polski. Bardzo wysoko cenię tytuł mistrza Polski na 4000 metrów na dochodzenie, ze wspaniałymi partnerami, Stefanem Boruczem i Lucjanem Józefowiczem, a przede wszystkim Janem Magierą, wspaniałym czasowcem Wyścigu Pokoju, który w jeździe na czas w Berlinie pokonał najlepszych. Pamiętam też mistrzostwa na torze w Szczecinie, na którym zgromadziło się blisko 10 tysięcy kibiców, a przy ich dopingu na dystansie 50 kilometrów zdobyłem srebrny medal. W tamtym finale uczestniczyło 80 zawodników, a w bardzo mocnej konkurencji rywalizowało aż 25 kolarzy Legii Warszawa. Jechałem wtedy solo, bez wsparcia, nadrobiłem cztery okrążenia i tylko brak doświadczenia odebrał mi złoty medal. Specjalizowałem się w wyścigach tandemów i z Augustynem Wacheckim ustanowiliśmy rekord Polski na 1000 metrów. Miałem wtedy konkretne marzenia i byłem przekonany, że to tylko kwestia czasu, kiedy zostanę najlepszym na świecie. Niestety, na własnej skórze przekonałem się, że plany i marzenia szybko mogą zostać zniweczone...
- Co się wydarzyło?
- Moja kariera sportowa została przerwana praktycznie w jednej chwili. Przed wyjazdem na mistrzostwa świata w Szwajcarii uczestniczyliśmy jako kadra narodowa w zgrupowaniu w Radomiu, a pewnego feralnego dnia nasz zespół wjechał w samochód. Odniosłem poważne obrażenia, miałem złamania, a ponieważ 6-miesięczna rehabilitacja w Ciechocinku nie przyniosła zamierzonego efektu, w wieku zaledwie 22 lat zakończyłem karierę sportową. A szkoda...!
- To był zapewne jeden z przełomowych momentów w pańskim życiu...
- Na szczęście w tej trudnej sytuacji odkryłem w sobie wielką pasję, która skutecznie towarzyszy mi do dzisiaj. Otrzymałem od Stwórcy talent w... ulepszaniu człowieka. Wykorzystuję ten dar między innymi przygotowując pacjentów o niskim stopniu wydolności do operacji pozaustrojowych. Moim wielkim mentorem był szef kliniki profesor Eugeniusz Szmatłoch i przez dwadzieścia lat uczestniczyłem w jego badaniach strukturalno-porównywczych, przy których pogłębiałem wiedzę. Wiele zawdzięczam też profesorowi Janowi Lubińskiemu, z którym opracowaliśmy program testowy dotyczący predyspozycji genetycznych. Zdobytą i utrwaloną wiedzę zacząłem wykorzystywać w pracy trenerskiej szkoląc kolarzy, a wspomniany program testowy z predyspozycjami genetycznymi znalazł zastosowanie szczególnie w konkurencji krótkiego i średniego dystansu. Przeprowadzone w szkołach testy potwierdzają kierunek opracowany naukowo. Nie mylimy się i nie pracujemy w ciemno. Doświadczenie i wiedza dały nam dużą satysfakcję wynikową. Nasi sprinterzy zaistnieli na arenie międzynarodowej, a Ryszard Kąkolewski i Zbigniew Płatek zostali medalistami mistrzostw świata w tandemach. Nasz wychowanek Damian Zieliński wszedł do czołówki światowej, zostając zwycięzcą Pucharu Świata w Manchesterze, wielokrotnym mistrzem Europy i medalistą tej imprezy, mistrzem Polski oraz rekordzistą kraju. Wiedza dała mi pewność siebie, a jeśli dodać do tego doświadczenie, to przychodzą wyniki. Uważam nieskromnie, że jestem człowiekiem sukcesu i posiadam kompetencje poparte wiedzą medyczną.
- Których spośród wychowanków wspomina pan najczęściej?
- Trudno pominąć fakt, że na szczecińskim torze przygodę ze sportem rozpoczynał późniejszy mistrz świata zawodowców Leszek Piasecki. Po mistrzostwach Polski juniorów wiozłem do szpitala, na pograniczu przekroczenia dozwolonej prędkości, duszącego się Czesława Langa, który miał paskudną infekcję niczym dzisiejszy Covid-19. Szczególny sentyment mam do drużyny z Ryszardem Dawidowiczem, Andrzejem Sikorskim i Marianem Turowskim, którzy uzupełnieni Leszkiem Stępniewskim, podczas mistrzostw świata w Bassano del Grappa wywalczyli srebrny medal, a gdyby nie usterka techniczna w trakcie finału, zapewne zdobyliby złoto, a tak zwyciężyła Australia. Doceniając klasę naszych osiągnięć „Przegląd Sportowy" na pierwszej stronie dał im miano: „Złoty Gryf w kolejnych zwycięstwach". Wspomnę jeszcze o Zygfrydzie Jaremie, który wraz z pięciokrotnym uczestnikiem Wyścigów Pokoju Rajmundem Zielińskim oraz legendarnymi Ryszardem Szurkowskim i Stanisławem Szozdą, w rywalizacji na 100 kilometrów drużynowo w bardzo silnej konkurencji wywalczyli 5. miejsce mistrzostw świata. Wychowanków miałem sporo i o każdym można by powiedzieć sporo anegdotek, ale zamiast wywiadu, powstałaby książka. Wspomnę więc tylko kilka nazwisk: Zbigniew Szczepkowski, Henryk Woźniak, Henryk Fryca, Zbigniew Broszczuk, Jerzy Siarnecki, Stanisław Weryk, Tomasz Balcer, Grzegorz Cieśla, Jacek Orłowski, Kazimierz Wąsaty, Stanisław Labocha, Józef Paluch, Rafał Poper, Kamil Wolski i Leszek Filipczak. Niech mi pozostali wybaczą...
- W ubiegłym roku Gryf obchodził swoje 50-lecie, ale z powodu pandemii uroczyste obchody trzeba było przełożyć...
- Mam nadzieję, że w tym roku uda się z okazji klubowego jubileuszu zorganizować sportową imprezę na światowym poziomie. Będzie to międzynarodowy meeting Grand Prix Sprintu pod hasłem „Sport Musik Show" i patronatem marszałka Olgierda Geblewicza z udziałem największych gwiazd, w tym mistrzów i wicemistrzów świata oraz Europy. Zawody rozegrane zostaną nowatorskim systemem typu żużlowego, a szesnastu asów, w każdym biegu czwórkowym zagwarantuje wiele emocji. Szczecin historycznie zasługuje na imprezę o tak wysokim poziomie, bo przypomnę, że pierwsze po II wojnie światowej zawody kolarskie odbyły się właśnie na naszym torze. Jednym z uczestników tej powojennej imprezy był Zbigniew Borowski, który po zakończeniu kariery prowadził jako szkoleniowiec Czarnych Szczecin i wychował takich mistrzów jak Marian Hałuszczak, Janusz Seksiński i bracia Mikołajczykowie. Przy okazji jubileuszu wspomnę, że prowadzenie klubu sportowego na najwyższym poziomie jest obecnie sprawą niezwykle trudną. Osiągnięcia Gryfa zostały docenione i jako jedyny klub z Polski umieszczeni zostaliśmy w światowej kronice. Z tej okazji zwracamy się do szczecińskich władz, którym przecież promocja miasta leży na sercu, o pomoc w kontynuowaniu tak skutecznej działalności klubu.
- Dziękujemy za rozmowę. ©℗ (mij)