Wędkarskie Koło PZW nr 67 nosi nazwę „Stocznia Szczecińska”. Większość zrzeszonych tam wędkarzy pracowała w tym niegdyś jednym z największych przedsiębiorstw regionu. Ich koło liczyło wówczas około półtora tysiąca członków. A dziś?
– Na jednym z zebrań wędkarze, w większości byli pracownicy stoczni, emeryci i renciści, postanowili, że utrzymamy poprzednią nazwę, i tak już zostało. Dawna świetność za nami, ale chcemy ją odbudować – powiedział mi prezes koła Piotr Szałaśny.
– Teraz jest nas około czterdziestu – dodał skarbnik Andrzej Sałamaj. – Łatwo nie będzie. Członków. i to niemało ubyło nam w chwili likwidacji zakładu – między innymi z tego powodu, że pracowało z nami dużo osób przyjezdnych. W czasach świetności koło miało też sporą przystań nad jeziorem Małe Dąbskie. Ktoś jednak kupił tam teren i trzeba się było przenieść na Bulwar Gdański i Parnicę. Miejsce mniejsze, gdzie nie można zapewnić wszystkim chętnym możliwości cumowania łodzi. To też miało wpływ na spadek liczby członków.
Prezesa i skarbnika pytałem również, czy mimo nielicznego grona mają w kole wędkujące kobiety albo młodzież. Niestety, z tym jest kłopot. Owszem, podczas organizowanych zawodów przychodzą żony. Przychodzą też synowie i wnuki. Im właśnie chcemy poświęcić więcej czasu. Częściej zapraszać na zawody i starać się ich pozyskać na dłużej. W planach mamy też napisanie pisma, listu intencyjnego do odbudowywanej stoczni z podpowiedzią i prośbą, aby objęła nas swoim patronatem. Może kiedy ruszy już pełną parą, pomoc mogłaby być większa, a gdyby się tak stało, byłoby nam łatwiej? I tego życzę wszystkim stoczniowcom.
esox