I wcale nie chodzi tu o wylęg tych niezwykle ciekawych ryb. Zanim to nastąpi, musi minąć kilka tygodni. Skąd zatem ten tytuł?
Kilka dni temu umówiłem się na spotkanie z szefem Ośrodka Hodowlano-Zarybieniowego Okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego w Szczecinie Marcinem Klupsiem. Jadąc do Goleniowa, byłem przekonany, że powoli zaczynają się pierwsze wylęgi. Temperatura sprzyja (mamy już luty, a zimy nie widać nawet w zapowiedziach). Bardzo szybko okazało się, jak bardzo się pomyliłem. Po pierwsze ,zaskoczył mnie widok dwóch kolegów z okręgu i dwóch innych osób. Byli to przedstawiciele Spółki Wody Polskie, którzy przyjechali do Goleniowa na rutynową kontrolę. Takie czynności to nic nowego. Jako PZW jesteśmy przecież dzierżawcą wód. Obowiązuje nas umowa i załączony do niej operat, na mocy którego mamy prowadzić zarybienia odpowiednimi gatunkami ryb i w odpowiedniej ilości.
I w tym właśnie przypadku, po sztucznym tarle trzeba było ponownie wywieźć do rzeki dorodne miętusy. Pierwotny zamiar zobaczenia tego, co dzieje się w wylęgarni, również osiągnąłem.
– Ikra jednak nadal dojrzewa. Jest już mocno zaoczkowana – powiedział mi Marcin Klupś. – Jest jej bardzo dużo. Ziarenek ikry tylko wywiezionego właśnie miętusa mamy w słojach około dwóch milionów ośmiuset tysięcy. A przecież oczkuje ikra łososia, troci, pstrąga potokowego, siei i sielawy. Tak ciepła zima nas jednak martwi. Zbyt wczesny wylęg może działać na niekorzyść narybku, który trafiłby w kiepskich warunkach do wody. Jeśli wylęg zacznie się za trzy, cztery tygodnie, to będzie już lepiej. Byle nie wcześniej – dodaje M. Klupś, a ja oczywiście trzymam kciuki, aby tak się stało.
esox